Uwaga!

17.01.2013

{0040} Ocena bloga nocne-przeblyski.blogspot.com

W niedzielę wyjeżdżam na tydzień, więc proszę mnie od niedzieli (okej, od soboty wieczorem) traktować jak człowieka odciętego od Internetu i jego dobrodziejstw. 
Trochę się zastanawiałam nad tą oceną, bo w sumie całkiem możliwe, że tylko ja jestem taka... niewrażliwa jakaś. Także zapraszam do wszelakiej dyskusji, a szczególnie autorkę!
Przechodzę bardzo ciekawy tydzień, więc proszę o wyrozumiałość.
I, tego... żyjecie, prawda?
____________________________________________________________

Autor: Mossi
Ocenia: Corriente

Akt I

Scena pierwsza: Przestrzeń sceniczna

Nocne-przeblyski.
Nie powiem, adres brzmi całkiem ciekawie. Kojarzy mi się z pełnią księżyca, kiedy człowiek, nie mogąc spać, obraca się na łokciu i bezmyślnie patrzy w okno, licząc, że ten przeklęty koci koncert zaraz się skończy, bo ktoś tu nie wytrzyma. Ale ponieważ również należę do osób, którym pisze się najlepiej między 22 a 1 w nocy, doceniam przesłanie, jakie ze sobą niesie.
Wchodzę i tonę w fioletach. Właściwie to fiolet wpadający w niebieski - albo może: niebieski wpadający w fioletowy, nie bijcie, ja naprawdę się nie znam na kolorach. I gwiazdy. Dużo tam tych białych kropek.

Właściwie do kompletu brakuje mi tylko pełni, ale wiem, że gdyby był księżyc, to zaraz zapragnęłabym tam widzieć galaktyki, zdjęcia z teleskopu Hubble'a i tak dalej, więc uznam po prostu, że podoba mi się tak, jak jest.
W sumie wygląd Twojego bloga jest raczej kojący i ten przymiotnik bardzo mi się podoba. Jestem za.

8/10 pkt.

Scena druga: Dekoracje

Na grafice widnieje jakaś dziewoja, skrywająca się za skałą. W ręce trzyma lampę i jest ubrana w białą sukienkę - strój piękny, acz niepraktyczny podczas wieczornej pory na plaży. Na drugim zdjęciu ta sama (przypuszczam) dziewczyna stoi tyłem, a wiatr rozwiewa jej sukienkę.
Szablon jest ładny. Bardzo niebieski, o czym już wspomniałam, ale ponieważ te kolory kojarzą się z nocą, jest to całkowicie zrozumiałe. Po raz pierwszy też chyba zauważyłam, że grafika nie "tnie" się przy przesuwaniu w dół. Czcionka jest elegancka i łatwa do odczytania, nawet w linkach (ale o tym powiem za chwilę).
Całość jest schludna i uporządkowana, bardzo przyjemna dla oka.

9/10 pkt

Scena trzecia: Sceneria

Prawie rzucę cytatem:
Podczas gdy adresy podstron powinny wyraźnie mówić „JESTEM TYM I TYM”, Twoje adresy, chociaż śliczne, mówią „JESTEM DOKŁADNIE NIE TYM, CZEGO SIĘ SPODZIEWASZ”. W dodatku powiększają się przy najechaniu kursorem, co sprawia, że bardzo trudno się dostać chociażby do „Wieczornych opowieści”, które zwyczajnie uciekają człowiekowi z ramki i udało mi się w nie wejść dopiero po kilku podejściach.
Ale dobrze. Jestem. Odniosłam pierwszy sukces.
Mamy „Znajdź gwiazdę polarną”, czyli kontakt.
„Najpiękniejszy wieczór” jest linkiem i szkoda, że nie otwiera się w nowej karcie, ale to tylko taka nieśmiała sugestia.
Najjaśniejsze gwiazdy”, czyli, innymi słowy, linki, elegancko posegregowane i uporządkowane.
Wieczorne opowieści” spodobały mi się chyba najbardziej, bo bardzo lubię wiedzieć coś o procesie twórczym z tej drugiej strony. A czasem uwagi odautorskie są równie ciekawe, jak treść.
O Nocnej Duszyczce”, czyli O Autorze. Zaintrygowały mnie Twoje „klarowne, acz dziwne poglądy”. Zechcesz rozwinąć?
O znaczeniu nocy” brzmi pięknie i cytat doprawdy bardzo mi się podoba, ale dlaczego nie podbił mojego serca, o tym za chwilę.
A „Meteoryty” baaardzo kojarzą mi się z kraterami i właśnie w takim kraterze jest miejsce spamerów.


4/4 pkt.

Akt II

Scena pierwsza: Scenariusz

Ocenę sobie muszę podzielić, ale to nie jest żadna zmiana w kryteriach ani nic takiego, nie przeraź się.

1.             Fabuła, bohaterowie, świat przedstawiony

Bardzo trudno mi wypowiedzieć się o fabule. Głównie dlatego, że tej fabuły po prostu nie ma.
Wiem, sama napisałaś, że to są „urywki bez końca i początku” i, doprawdy, nie potrafiłabym tego lepiej podsumować. Tylko że w tych urywkach nic się nie dzieje. Zostajemy wrzuceni w jakąś sytuację, nie wiem gdzie, jak, kiedy, kto tu jest, co się dzieje, w ogóle nie wiem nic. I ten mętlik trwa przez kilkanaście zdań, które są zakończone podsumowaniem – a podsumowanie niekoniecznie łączy się z tekstem wyjściowym.
Nie mogę się wypowiedzieć o bohaterach, bo jest ich mnóstwo, ale żadnego nie poznajemy dobrze. Opis zewnętrzny to nie jest przedstawienie postaci. Świadomość, że bohater ma długie rzęsy, nie pozwoli mi się z nim utożsamić. Wiedza, że bohaterka gdzieś ucieka przed Bóg wie czym, też jest średnio przydatna. Nie wiem, dlaczego ucieka, ani przed czym. Nie wiem, dokąd. Ani którędy.
Nakreślasz obrazki. I dobrze, ładny obrazek nie jest zły. Tylko o Twoich tekstach trudno nawet powiedzieć, że są obrazkami, bo tak naprawdę żadnego z nich nie skończyłaś. Ani nie zaczęłaś. To są kwitki z pralni, które pisze się na chusteczkach higienicznych, kiedy brakuje ci zeszytu, kartki, a nawet pomysłu, ale gdzieś w głębi mózgu masz te dwa-trzy upragnione zdania, które brzmią tak pięknie, ale nie masz bladego pojęcia, co można by z nimi zrobić.
Omówmy to sobie na przykładach, dobrze?

4. Komplikacje
Nie domyśliłabym się, że to tekst o sekcie. Naprawdę.
Owszem, w tekście występuje pentagram. I czerwona wstążeczka.
I co z tego?
Niektórym wniosek może nasuwa się sam, ale ja nie zauważyłabym związku między jego przynależnością do sekty i samobójstwem. Żeby jeszcze był nerwowy, załamany, przełykający leki jeden za drugim – wtedy jakieś potencjalne przyczyny samobójstwa by w tym tekście egzystowały i może udałoby mi się je wyłapać. Ale Danny jest idealnie spokojny! Jedzie sobie przez ciemny las, wielkie mi rzeczy, też nie raz jechałam przez ciemny las. Ma na szyi pentagram, świetnie, jeśli nie jest odwrócony (a o tym nie wspominasz), to odpada już nawet aluzja do sekty. Jemu się w tym samochodzie nawet nudzi...
Naprawdę człowiekowi, który za chwilę ma zamiar popełnić samobójstwo, zależy na zabiciu nudy w samochodzie?
I tak w sumie, bo tego też nie rozumiem – po co mu aż centrum ciemnego lasu? Żeby go nikt czasami nie znalazł?

5. Wspomnienia
No więc wspomnienie w tym tekście jest w sumie jedno – to o żyletkach. Resztę nazwałabym bardziej rozpamiętywaniem, rozliczaniem własnego życia. Ale właśnie – czyjego życia i o co właściwie chodzi?
Wiem, że te postaci mogą i pewnie mają być uniwersalne. Żeby każdy mógł się z nimi utożsamić. Ale trudno się utożsamić  z jakąkolwiek postacią, nie znając kompletnie jej cech! Człowiek, który w Twoim opowiadaniu wspomina, jest tak do bólu bezbarwny, że prawie nie zauważam jego istnienia.
„Głowa jest spuszczona w dół. Płaczesz? Nie, to tylko jakiś kurz w twoim oku. Wstajesz, podchodzisz do biurka, bierzesz do ręki żyletkę i znów wracasz na sofę. Przykładasz ostrze do skóry. Tniesz. Leje się krew…”
Wspomnienie żyletek jest napisane krótkimi, urywanymi zdaniami, wypranymi wręcz z emocji. Bo przyznaj – emocji w nich nie ma. Po prostu nie. To jak sucha relacja, nie zabarwiona subiektywnymi uczuciami. Uczucia są zdanie dalej, kiedy główny bohater jest wstrząśnięty tym, co właśnie zobaczył, bo to miało nigdy nie wrócić.
A podsumowanie... moim zdaniem podsumowanie w ogóle nie oddaje tego tekstu. Ten człowiek nie ma niedokończonych spraw (a przynajmniej o nich nie wspomina. Biorąc zaś pod uwagę długość tekstu, muszę dużo rzeczy zakładać). W ogóle nie zastanawia się nad kwestią wybaczania i rozrachunkami nad własnym życiem. Przez jego głowę przelatują jakieś obrazy, urywki, te nieszczęsne żyletki, które miały być pewnie wyrażeniem wszelkiego zła, jakie bohater dawno za sobą zostawił... Ale ja tego zwyczajnie nie widzę. Nie czuję. Może jestem niewrażliwa i nieczuła, może nie rozumiem takiej kompozycji, ale dla mnie to się zwyczajnie nie składa w jedną całość. Po komentarzach Twoich czytelników widzę, że oni w Twoich tekstach dużo widzą, ale ja, niestety, dostrzegam jedynie scenki rodzajowe.

6. Poszukiwania
O, i znowu spotykamy się z opisem, który nie wyjaśnia wiele w stosunku do opowiadania. Urywku.
Mamy Mike’a, opętanego przez coś dziwnego. Mike próbuje zaatakować Amy, ta patrzy na niego ze zdziwieniem, on się śmieje, a potem znika. Zdezorientowana Amy patrzy przez okno, a on nagle pojawia się z nożem w dłoni.
Ende.
Amy Mike’a zna. A raczej – wydaje jej się, że go zna, bo nagle ujrzała jakieś dziwne oblicze nieznanego jej mężczyzny.
To „Szukałaś kogoś?” na końcu jeszcze wydaje się łączyć z podsumowaniem, stanowi pewnego rodzaju most, i jeśli spojrzymy na ten tekst fragmentami, od zdania do zdania, to może końcówka będzie stanowić jakąś całość z początkiem. Problem w tym, że ja tak tego nie widzę i znowu, nie rozumiem. Przepraszam, jeśli moje interpretacje wydają Ci się dziwne, ale naprawdę – nie rozumiem, kto kogo tutaj szuka. Co takiego jest między tymi ludźmi, że muszą się nawzajem szukać, a kiedy już znajdują, jedno z nich zostaje paskudnie zranione? Zwłaszcza, że oni przecież się znali i ta znajomość była zupełnie inna od relacji przedstawionych w tej scence... a przynajmniej tak ze scenki wynika.

7. Lustro
Nie powiem nic nowego, jeśli stwierdzę, że tekst nadal jest dla mnie niejasny, więc nie będę się nawet bawić w interpretacje. Nie wiem, dlaczego Śmierć odwiedza Emily w łazience (choć to bez wątpienia jest ciekawy motyw) ani czemu wizyta Emily w tejże łazience musi się tak przeciągać.
Wiem za to jedno – i uważam to za znaczący postęp w stosunku do poprzednich tekstów. Bardzo, bardzo Emily nie lubię.
A dlaczego? Cóż, za to jedno zdanie:
„(...) Emily nie marudziła, wiedziała przecież, że mogłoby być gorzej – co dzień widziała twarz swojej siostry, tak bardzo oszpeconą przez poparzenie, z którego ledwo uszła z życiem”.
Ta jedna wypowiedź tak mocno człowieka uderza, że poczułam się wręcz ogłuszona i natychmiast zapałałam niechęcią do tej śmiejącej się do lustra pannicy, która nie narzeka na swój wygląd, bo przecież zawsze mogło być gorzej. Mogła mieć okropne poparzenie, które tak oszpeca jej siostrę, z pewnością codziennie przypominając o śmierci, której ledwo uniknęła.
To będzie paskudne, co teraz napiszę, ale kiedy tekst się skończył, pomyślałam tylko: i dobrze jej tak!
Nie wiem, jak opis, mówiący o czerpaniu z życia, ma uzupełniać miniaturkę, ale po raz pierwszy mi to nie przeszkadza, bo „Lustro” udało mi się, jakimś cudem, polubić i bez uzupełnień. Emily i Śmierć z kosą wystarczyła.

Nie chcę oceniać Przepaści, bo sama napisałaś, że jest do poprawy, a ja jestem ostatnio wrażliwa na jakiekolwiek treści teologiczne, które się w tym tekście przewinęły.

10. Upadek
Za to Upadek... Upadek jest ciekawy.
Nie, naprawdę.
Miałam skojarzenia z „Alicją w Krainie Czarów”, z Alicją, która, po wejściu za królikiem do dziury, ląduje w świecie dziwnym i niebezpiecznym. Oczywiście, powszechnie wiadomo, że wylądowała we właśnie takiej krainie, ale w Twojej, „upadkowej” wersji, niebezpieczeństw jest więcej i mają wiele postaci.
I tu właśnie znajduje się moja granica rozumienia tego tekstu – albo raczej: granica dopisywania radosnych, nieskładnych interpretacji. Bo Alicja Alicją, ale kim są Oni?
Z zadowoleniem stwierdzam, że ostatnie zdanie było naprawdę zaskakujące. Poprzednie miniaturki odbierałam bardziej jako scenki rodzajowe, o czym już wspomniałam. „Upadku” nie można uznać za scenkę rodzajową. Bo jest fantastyczny, przerażający, a na końcu – bardzo tajemniczy. Nie wiem, o jaką rękę chodzi, co się stanie z Leną, ale poczułam się autentycznie zaciekawiona – tak jakby na końcu spuszczono na tę scenę czarną kurtynę – dosłownie i w przenośni – i nagle pojawiają się białe literki „ciąg dalszy nastąpi”,
Tylko że chyba nie nastąpi. I to też nie jest złe.

2.            a) opisy

Za bardzo skupiasz się na opisach zewnętrznych. Potrafię sobie wyobrazić wygląd większości występujących tu postaci, ale co mi po tym, skoro ich charakter i osobowość pozostaje zagadką? Ta „pustka w środku” wcale nie pozwala mi się z nimi utożsamić; przypomina to bardziej elegancko opakowane, ładne pudełko, w którego środku nic nie ma.
Nie mówię, oczywiście, że tym pudełkiem jest. W przypadku Emily widać bardzo widocznie, że ona coś jeszcze w środku ma (a raczej: nie ma, ale to też świadczy o tym, że to pudełko nie jest puste. W metaforze pudełka charakter Emily przypomina kawałki potłuczonego szkła, kiedy spodziewałaś się pięknego wazonu).
Wiem, że trudno jest nakreślić tło, charakter, motywacje bohatera, mając do dyspozycji... czekaj, sprawdzę... niecałą stronę A4. Wiem też, że uniwersalizm polega właśnie na tym, żeby móc się z bohaterem utożsamić. Ale jest różnica między uniwersalizmem a zwyczajną bezbarwnością.
O ile o Lenie mogłabym coś jeszcze powiedzieć, bo w trakcie upadku w jej głowie pojawiają się myśli i mogłabym popuścić wodze fantazji i radośnie interpretować, o tyle w przypadku na przykład Amy taka interpretacja jest całkowicie niemożliwa. Bo ja o tej dziewczynie kompletnie nic nie wiem. Jakby się zastanowić – o Mike’u też nie, poza tym, że ma szalony wzrok, który bardzo do niego nie pasuje. A to mi nic nie daje.
Opisów miejsc nie ma w ogóle. Nie zwracałam nawet na to uwagi; w końcu mam do czynienia ze scenką, która może się dziać w każdym miejscu na Ziemi, od piwnicy Pałacu Buckingham po szczyt Mount Everestu. Chociaż w przypadku Poszukiwań Mount Everest by się nie sprawdził. Opisy miejsc, jednakże, są z tego wszystkiego najmniej potrzebne, jeśli naprawdę zależy Ci na krótkiej scence, przebłysku wręcz. Miejsce sobie można swobodnie wyobrazić.

b) kompozycja tekstu

Te scenki... właśnie, to są scenki. I tak powinny funkcjonować, jako fragment większej całości. Wyrwanie kilkunastu zdań z kontekstu pozbawia je sensu. Czasem jeden kawałek tekstu potrafi zmienić cały odbiór większej całości, ale tutaj nie ma takiej możliwości. Przy tych fragmentach możemy się tylko bawić w interpretacje. Bywa tak, że człowiek czyta, czyta, myśli, że może coś na końcu go uderzy... I tutaj są dwie możliwości: faktycznie dozna olśnienia albo dojedzie do ostatniej kropki i uzna, że w sumie nic nie zrozumiał.
I komentarze na końcu.
Mam w stosunku do nich mieszane uczucia. Bo czasami są przydatne – zwłaszcza dla takiego czytelnika jak ja, który nie lubi się pławić w interpretacjach, a na widok poetyckich określeń, występujących w tekście, dostaje bólu zębów. I niektóre z Twoich wyjaśnień rzeczywiście pozwoliły mi uniknąć mało twarzowej miny, wyrażającej „aaaale o co chodzi?”. Niektóre natomiast były jak uderzenie łopatą, uderzenie tak bolesne, że człowiek aż się bał zaglądać dalej. Bo bywało i tak, że czytałam tekst, czytałam, myślałam, że już, już, powoli łapię sens, może nawet moja interpretacja będzie się zgadzała z zamysłem autora... i buch! podsumowanie, a wnioski w nim były tak różne od wysuniętych przeze mnie. Z ulgą przyjęłam fakt, że w tych ostatnich miniaturkach ich nie ma.
Najgorsze w tym wszystkim jest w sumie to, że Ty naprawdę bardzo dobrze piszesz, poprawnie, bez błędów, ciekawie i wciągająco – ale nie potrafię kompletnie wczuć się w Twoje teksty, bo są długości kwitków z pralni i wyglądają jak szkice.
To nie jest tak, że pisanie krótkich tekstów jest złe. Uważam, że to bardzo dobre ćwiczenie, bo niektórzy (w tym ja) nie umieją napisać dobrej krótkiej formy, bez rozwlekania i zawierania minimum niezbędnych informacji. Twoje scenki nie podobają mi się dlatego, że są bardzo oderwane od... od wszystkiego, właściwie. Nie ma tam tego „minimum”, na którym mogłabym się zaczepić i powiedzieć „aha, dobrze, więc to jest ten i ten, o, i teraz chyba rozumiem”.

c) język

Dobrze, mocno skrytykowałam, to teraz muszę osłodzić, a ta osłoda będzie zasłużona i specjalnie zostawiłam ją sobie na deser.
Wyobraź sobie, że to taka najlepsza warstwa ciasta (galaretka truskawkowa na przykład).
Najmocniejszą stroną Twoich opowiadań jest język. Teksty, choć krótkie (i wypowiedziałam się już o tym obszernie, więc koniec), są napisane bardzo schludnie. I ładnie. Powiedziałabym nawet, że wciągająco (i widzisz, właśnie dlatego cierpię. Bo ledwo zdążę się wciągnąć, a tu już koniec).
Teraz widzisz siebie siedzącego tutaj, w zimnie i przerażającej ciszy, którą tylko od czasu do czasu przeszywają jakieś jęki. Do twoich nozdrzy dociera jakiś nieprzyjemny zapach, ale nie możesz wstać i sprawdzić, co to jest. Musisz tu siedzieć. Zupełnie, jakbyś był przykuty do ściany żelaznymi kajdanami. A przecież nie jesteś.”
„  Skręciła w prawo. Teraz w lewo. I znowu w lewo. Zły ruch. To skróciło sobie drogę i było już coraz bliżej Luny. To nie chodzi ścieżkami, zajmuje raczej każdą inną pozycję. To nie przyporządkowuje się zasadom, one powinny przyporządkować się Temu. To nie będzie chodzić po ścieżkach, przecież ścieżki powinny układać się pod stopami Tego.”
Zacytowane fragmenty to jedne z tych, które podobają mi się najbardziej. Pierwszy składa się ze zdań wielokrotnie złożonych, spowalnia, opisuje, dodaje nastroju. Drugi zaś jest dynamiczny, nerwowy, właśnie taki, jakiego oczekiwałabym przy opisach biegu – przypomnijmy, szaleńczego biegu o życie. Umiesz ładnie operować językiem polskim, dostosować go do opisywanych czynności i prawie się w tym nie plączesz.
W dodatku, jakimś cudem, pomimo poruszanej tematyki – udaje Ci się uniknąć patosu. Całkowicie zbędnego, bo można – i tymi fragmentami trochę to udowodniłaś – opisywać świat tak, by tekst nie był ani patetyczny, ani kiczowaty. Owszem, „Koniec” wydaje mi się trochę nieprawdopodobny (o tym potem), ale jest pozbawiony górnolotnych określeń, które tak tępię.
Po prostu: Twoje teksty czyta się bardzo przyjemnie. I niezależnie od tego, jak bardzo marudziłam, naprawdę miło mi się u Ciebie siedziało. I czytało. Z tego powodu strasznie żałuję, że nie wzięłaś się do tej pory za coś dłuższego, najlepiej na około pięćdziesiąt rozdziałów, żebym wiedziała, gdzie zawsze mogę znaleźć coś dobrego i ciekawego. Jestem naprawdę zaintrygowana tym, jak mogłaby potoczyć się naprawdę długa historia w Twoim wykonaniu i jeśli kiedykolwiek spróbujesz nad czymś takim popracować, to masz we mnie pierwszą czytelniczkę!
Jeszcze jedno muszę przyznać i pod tym względem całkowicie zgadzam się z wszystkimi komentarzami na Twoim blogu. Naprawdę jesteś obdarzona ogromną wrażliwością. I to z Twoich tekstów wypływa. Rzeczywiście przejmujesz się tym wszystkim, o czym piszesz. To Ci się chwali i podziwiam ludzi obdarzonych taką empatią i wyobraźnią. Odbieram Twoje teksty zdecydowanie inaczej niż większość ludzi, ale to nie przeszkadza mi zauważać oczywistości.

Och, i teraz mam taki problem z punktami... No dobrze. Wyżej chyba oceniam znajomość poprawnej polszczyzny niż niedociągnięcia fabularne.

19/35 pkt.

Scena druga: Niedomówienia

1.              Jaskinia

        - Ann! Gdzie jesteś? Nie widzę cię! - krzyczał, rozglądając się wokół, Jack.
Bardziej pasowałoby „krzyczał Jack, rozglądając się wokół”, ale jeśli koniecznie chcesz to zostawić w obecnej wersji, to konieczne jest dodanie przecinka przed „Jack”.

Był młodym mężczyzną, wysokim - mierzył około stu dziewięćdziesięciu centymetrów; miał krótkie, czarne włosy, zielone oczy, długie, przyciągające, uwagę, rzęsy i pełne usta.
Ten opis jest tak dziwnie napisany, że aż zatrzymałam się na tym zdaniu. Pełno tu znaków interpunkcyjnych, które nie do końca ze sobą współgrają. Zapisałabym to inaczej – z kropką po „centymetrów”. Z całą pewnością za to przecinek jest postawiony w złym miejscu, jakby w środku wtrącenia.

Jego postura nie pozostawiała niczego do życzenia - wszystko było tak, jak być powinno - barki szerokie, mięśnie wyrzeźbione, zapewne po długiej i męczącej pracy na siłowni.
Przed „zapewne” wstawiłabym przecinek, bo ta druga część zdania brzmi jak wtrącenie.

Rysy twarzy Jacka nie były zbyt wyraźnie widoczne przy słabym świetle latarki, którą trzymał w ręku.
Chwila, przed chwilą drobiazgowo opisałaś jego wygląd, a teraz nagle „jego rysy twarzy nie były widoczne”? Pomijam już fakt, że jeśli to on trzymał latarkę, to prawdopodobnie kierował snop światła PRZED SIEBIE, a nie NA SIEBIE, z czego wynika, że jego twarz powinna być czarną plamą.

Z daleka można było zobaczyć tylko jego dobrze zbudowaną sylwetkę, poruszającą się po krętych, ciemnych korytarzach jaskini.
Korytarz ciemny, on w ciemnościach, a ta jedna latarka naprawdę nie świeci do tyłu. Chyba że chodziło ci o coś w rodzaju lampy campingowej. Ale wtedy nie nazywajmy latarki lampą.

Jack podniósł rękę i powoli dotknął nią zimnych ścian niekończącego się tunelu. Pogładził nią kamień, szybko jednak ją odsunął, gdyż po jego plecach przebiegł lodowaty dreszcz.
W tym zdaniu można zapomnieć, że chodzi o rękę. Samo „pogładził”, a potem „cofnął dłoń”, byłoby wystarczająco obrazowe.

Znów ogarnęła go ta niepokojąca fala mrozu.
„Ogarniająca fala” brzmi dziwnie. Zazwyczaj fala w coś uderza, kogoś zalewa...

3. Koniec

Diana wpatrywała się zaniepokojona w twarz przyjaciółki, która z minuty na minutę stawała się coraz bledsza.
To, przepraszam, ile minut one tam stały na pustym boisku wokół ziębnącego ciała przyjaciółki?
Dziwne jest w ogóle to, że nie zauważyły, iż Emma jest na skraju wyczerpania. Skoro z tego wyczerpania po prostu upadła i umarła, to dziwię się, że była w stanie „włóczyć się z nimi bez celu”. A jeśli się zauważy tę podstawową niejasność, to tekst staje się nagle dużo mniej prawdopodobny niż przed chwilą.

4. Komplikacje

Kierowca- młody, przeciętnej urody Amerykanin, prowadził go z godnym podziwu spokojem, pomimo, iż była właśnie druga trzydzieści w nocy, a on przemierzał ciemny, nieznany mu dotąd las.
Spacje stawiamy po obu stronach myślnika.
Sformułowań „mimo iż”, „pomimo iż”, „chyba że”.... nie rozdzielamy przecinkami.

Nie dużo czasu minęło jednak, aby znudzony ciągłym lataniem ptak usiadł na gałęzi, by z tego punktu dalej przyglądać się ciemnowłosemu chłopakowi.
„Niedużo”. I „aby” nie pasuje do tego zdania. Zamieniłabym je na „zanim”, „nim”.

7. Lustro

Po raz kolejny szybkim ruchem ręki Emily przedzieliła swoją nieokiełznaną czuprynę na dwie nierówne części i ułożyła z nich na czubku głowy rozczochrane „półkoki”, z których część włosów po prostu nie skręciła się do końca i swobodnie wychodziła spod ręki nastolatki.
Eeeee...
Poddaję się, naprawdę jestem dziwną dziewczyną, bo ja tego sobie po prostu nie potrafię wyobrazić.

Wyglądało to tym dziwniej, że grzywka dziewczyny, przez nikogo niekontrolowana, zaczęła wymykać się z tej zwariowanej fryzury i wykręcać na różne strony.
Zabrakło przecinka po wtrąceniu.

Emily wybuchła śmiechem.
Tak.
Tutaj występuje problem bardzo powszechny i trudny do zdefiniowania. Generalnie zarówno forma „wybuchła”, jak i forma „wybuchnęła” są poprawne (i proszę się nie dać zwieść autokorekcie Worda, która potrafi wyczyniać z językiem polskim koszmary). Przyjęło się jednak, że ta pierwsza, krótka forma, jest stosowana w odniesieniu do istot nieożywionych (np. bomba wybuchła), a ta druga – w stosunku do istot żywych (Emily wybuchnęła śmiechem).

8. Konflikt

Sąsiedzi, zajęci swoimi sprawami, nie zwracali zbyt wielkiej uwagi ani na mężczyznę, ani na to, skąd bierze pożywienie, kto pielęgnuje jego zawsze zadbany ogród czy latem zbiera z drzew owoce.
Na czerwono – przecinki, na żółto – sugerowana zmiana, bo to „czy” zaburza jakoś odbiór tego zdania. „Lub” też, właściwie najchętniej wstawiłabym tam „i”.

Po upływie półtorej godziny mężczyzna podniósł się powoli i z niekrytym wyrzutem oraz gniewem spoglądając na malutką postać czuwającą za ogrodzeniem, wszedł do domku.
To zdanie jest tak napisane, że musiałam przeczytać je jeszcze raz, bo nie zrozumiałam za pierwszym. Zapisałabym je inaczej:
Po upływie półtorej godziny mężczyzna podniósł się powoli i, spoglądając na dziewczynkę z niekrytym wyrzutem oraz gniewem, wszedł do domku.


10. Upadek

Zaczęła powoli gładzić ręką po najbliżej położonym od siebie obszarze.
Ta część zdania brzmi po prostu dziwnie. Może zastąpić ten dziwny zlepek zwyczajnym „(...) gładzić ręką obszar wokół niej”?

Grunt był miękki, przyjemny, ale mały i, co najbardziej zdziwiło nastolatkę, ciepły.
Mały grunt? Co to znaczy?

10/15 pkt.

Scena trzecia: Teatr... amatorski?

O tak, spotykam się z czymś nowym. Może pomysł na te miniaturki mnie nie zdobył i naprawdę uważam, że taki obrazek jest tylko dobrym ćwiczeniem literackim, ale spotykam się z takim ćwiczeniem po raz pierwszy, więc chętnie przyznam parę punktów.
Oprócz tego uważam, że sam Twój sposób pisania zasługuje na nagrodę, więc proszę – punkty lecą radośnie!

5/6 pkt.


Akt III

Scena pierwsza: Owacje na stojąco

Dam tutaj połowę, bo bardzo przyjemnie mi się siedziało i ocena wręcz pisała się sama. Naprawdę. Gdybym miała więcej wolnego czasu, trochę mniej planów i porządek wokół, pewnie napisałaby się jeszcze szybciej.

2/4 pkt.

Epilog

Z pochwał: język! Naprawdę piękny, poprawny, staranny język polski, z drobnymi błędami, które raz się pojawiają, a raz tekst jest od nich wolny.
Z nagan: no cóż, ta długość tekstu, opisy, to wszystko, co tak obszernie omówiłam w akcie drugim.
I mówię szczerze, naprawdę bardzo chętnie przeczytałabym coś dłuższego Twojego autorstwa! Moim zdaniem masz ogromny potencjał i trzeba go tylko w pełni wydobyć.

3/5 pkt.

W sumie punktów 60, co daje rangę dublera. Gratulacje!


3 komentarze:

  1. Na początku przepraszam, że odpisuję dopiero dzisiaj. Niestety przez cały tydzień nie miałam internetu, a wraz z nim pojęcia, że ocena się pojawiła. Bardzo, ale to bardzo za nią dziękuję. Dziękuję za czas, który mi poświęciłaś i za to, że Ci się w ogóle chciało. Szczerze mówiąc czuję, że nie zasłużyłam na taką ocenę, bo jej sprawcom jest przede wszystkim wygląd bloga, którego autorką jest przecież Jill. Ale to tylko i wyłącznie moja wina, więc zostawiamy. Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli po prostu odpowiem na wszystko po prostu po kolei. :)

    Szczerze mówiąc, jeżeli chodzi o sprawy techniczne jestem łamagą do potęgi i po prostu do tej pory nie ogarnęłam blogera i tego, jak można sprawić, by "najpiękniejszy wieczór" otwierał się w nowej karcie.
    Zwiększające się literki to też dzieło Jill, ale na szczęście jakoś sobie poradziłam z ich usunięciem.
    Nazwy stron miały być ciekawe albo intrygujące, a wyszło... no cóż, to już raczej nie mnie oceniać.
    Jeśli chodzi o te poglądy, to dotyczą chyba przede wszystkim wiary. Powiedzmy, że nie jestem katolikiem "z tradycji", a przynajmniej staram się, by tak nie było, i chcę przeżywać swoją wiarę, a co za tym idzie, próbuję przestrzegać wszystkich jej reguł i norm. (Jak dobrze, że nie jestem muzułmanką...) Wychodzi jak wychodzi, ale cóż, jestem tylko człowiekiem. No i jestem, wydaje mi się, dość silnie związana z oazą. Pewnie to wszystko brzmi albo dziwnie, albo jakbym była nawiedzona czy coś, ale nie umiem tego jakoś zgrabnie ująć. Jeżeli chcesz, mogę Ci wszystko wytłumaczyć prywatnie, ale nie chcę się na ten temat rozpisywać tutaj. Jak widać, nic jednak w tych poglądach szczególnego.

    Jeżeli chodzi o podsumowania, mam odczucia podobne do Twoich - niektóre wydają mi się nie najgorsze ale, nie oszukujmy się, większość była pisana po prostu na siłę. Dlatego zaniechałam ich dodawania. Nie radziłam sobie z tym i było to widać. Mogłabyś napisać, które najbardziej Ci przeszkadzały?

    Tak częste opisy wyglądu to chyba piętno odciśnięte przez pewną osobę, która powiedziała mi kiedyś , że nie potrafiła sobie wyobrazić jakiejś bohaterki. Przez to w każdym tekście tak bardzo chciałam później choć kilka słów na ten temat zamieścić. Teraz widzę, że przesadzałam.

    Do całego aktu drugiego: myślę, że nie można nam zapominać, że to po prosu fantastyka (choć chyba nigdzie tego nie dodałam, prawda? jeżeli tak - z całego serca przepraszam), więc nie wszystko jest tak jak w rzeczywistości. Niektóre fakty są wyolbrzymione, niektóre po prostu irracjonalne. Choć to nie tłumaczy pewnie ani połowy tego, co powyżej napisałaś, wobec czego wracam do komentowania wszystkiego po kolei.

    "Komplikacje" są przesadzone. Faktycznie, są bardzo mocno przesadzone. I tutaj odwołuję się do tego, co napisałam powyżej - to jest fantastyka, jakby na to nie patrzeć. Najprostszym wytłumaczeniem byłoby to, że chłopak po prostu opętany, do tego należał do sekty - mają prawa nim targać takie emocje. Albo raczej ich brak, jeżeli tak wolisz. Ale wiadomo, ilu czytelników, tyle interpretacji. Można to odebrać na przykład również tak, że w sekcie zrobili mu wodę z mózgu, a szatanem był ten kruk.

    Z tym, że ta pustka w kilku przytoczonych przez Ciebie zdaniach była zamierzona. ;) Widzisz, ja takiej symboliki żyletek nie zauważyłam, gdy pisałam ten tekst, przyznaję się do tego, ale nie powiem, podoba mi się takie odebranie tego fragmentu. ^^

    Cieszę się, że "Lustro" choć trochę Ci się spodobało. Nareszcie jakiś postęp. Co do fryzury - da się coś takiego zrobić, bo akurat taki moment opierałam na własnych doświadczeniach: mam bardzo dziwne włosy i kiedyś, przed myciem ich zaczęłam się nimi bawić, tak je różnie dziwnie układać, a głupia grzywka za każdym razem wychodziła i robiła co chciała.
    A tak nawiasem mówiąc, to ona była w pokoju. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię "Upadek". Strasznie przyjemnie mi się go pisało. Inaczej niż wszystko inne. Myślałam nawet o przeniesieniu go właśnie na "coś dłuższego", ale z drugiej strony nie chcę, żeby stracił ten urok i powiew tajemniczości z końcówki.

      Co do opisów wyglądu już się wypowiadałam, dodam tylko, że postaram się to zmienić. Jeżeli mówimy o opisach wewnętrznych, masz rację, mea culpa, też postanawiam poprawę.

      Mówiąc szczerze, taki był cel zakładania tego bloga: oprócz chęci dowiedzenia się, co inni myślą na temat moich tekstów chciałam po prostu poćwiczyć i zmotywować się do częstszego pisania. Cóż, wychodzi jak wychodzi...
      Większość "podsumowań" poucinałam, zostawiłam tylko te, które wydały mi się przydatne, ale jutro jeszcze na spokojnie przeczytam je znowu i prawdopodobnie powtórnie przeprowadzę selekcję.

      Błędy w jaskini poprawiłam, mam nadzieję, że wszystkie. Co do pauz - dowiedziałam o tym wcześniej i poprawiałam, myślałam, że wszystko jest już okej, ale najwyraźniej coś musiało mi umknąć.

      Jeżeli chodzi o "Koniec", już tłumaczę. Z minuty na minutę to oczywiście moja wina, natomiast cała reszta ma się mniej więcej tak: nigdzie nie napisałam, że Emma włóczyła się gdziekolwiek z nimi. Mogły ją po prosu tak zastać. Nie jest podana wielkość boiska, więc możemy założyć, że było dość duże, a rozchichotane jeszcze przy wejściu na nie nastolatki nie rozglądały się zbyt wiele na wsze strony, zauważyły dziewczynę dopiero po dobrej chwili przechadzania się. Choć nie ukrywam, we mnie też ten tekst wzbudzał bardzo wiele wątpliwości.

      O fryzurze już pisałam, przecinek wstawiłam... Ach, właśnie, jeżeli chodzi o to okrutne "wybuchła" - też byłam pewna, że coś jest nie tak, ale, głupia ja, zaufałam temu strasznemu Wordowi, który oczywiście mnie zawiódł. Niemniej jednak dziękuję za wytłumaczenie tego błędu, zapamiętam.

      Co do błędów, więcej uwag nie mam. Dziękuję za ich wypisanie. ("Mały grunt", rany, czy ja czasami myślę?)

      A, jeszcze jedno pytanie: jeżeli możesz, napisałabyś mi, co myślisz o "Konflikcie"? Co do niego też miałam sporo wątpliwości i bardzo chciałabym poznać Twoją opinię.

      Cóż, nie pozostaje mi już chyba nic, jak tylko jeszcze raz bardzo serdecznie podziękować za wszystkie słowa krytyki, ale także za te pochwały. :D
      Cieszę się, że miło Ci się ocenę pisało.

      Co do czegoś dłuższego, to sama chciałabym coś takiego pociągnąć, ale jak na złość nie mam żadnego pomysłu... Czekam na napływ weny.

      Pozdrawiam cieplutko i jeszcze raz dziękuję za ocenę i poświęcony mi czas.

      PS. Nabazgrałam komentarz na dwie strony Worda, przepraszam...

      Usuń
    2. Nie przepraszaj, cieszę się, widząc tak rozbudowaną odpowiedź :) Wpadłam właściwie na chwilę, bo ograniczony Internet nie pozwala mi za długo siedzieć, więc mówię tylko, że przeczytałam i na pewno na wszystko jeszcze odpowiem ;)

      Usuń