W niedzielę wyjeżdżam na tydzień, więc proszę mnie od niedzieli (okej, od soboty wieczorem) traktować jak człowieka odciętego od Internetu i jego dobrodziejstw.
Trochę się zastanawiałam nad tą oceną, bo w sumie całkiem możliwe, że tylko ja jestem taka... niewrażliwa jakaś. Także zapraszam do wszelakiej dyskusji, a szczególnie autorkę!
Przechodzę bardzo ciekawy tydzień, więc proszę o wyrozumiałość.
I, tego... żyjecie, prawda?
____________________________________________________________
Blog: nocne-przeblyski
Autor: Mossi
Ocenia: Corriente
Akt I
Scena pierwsza: Przestrzeń sceniczna
Scena pierwsza: Przestrzeń sceniczna
Nocne-przeblyski.
Nie powiem, adres brzmi
całkiem ciekawie. Kojarzy mi się z pełnią
księżyca, kiedy człowiek, nie mogąc spać, obraca się na łokciu i bezmyślnie
patrzy w okno, licząc, że ten przeklęty koci koncert zaraz się skończy, bo ktoś
tu nie wytrzyma. Ale ponieważ również należę do osób, którym pisze się najlepiej
między 22 a 1 w nocy, doceniam przesłanie, jakie ze sobą niesie.
Wchodzę i tonę w fioletach. Właściwie to fiolet
wpadający w niebieski - albo może: niebieski wpadający w fioletowy, nie bijcie,
ja naprawdę się nie znam na kolorach. I gwiazdy. Dużo tam tych białych kropek.
Właściwie do kompletu brakuje mi tylko pełni, ale
wiem, że gdyby był księżyc, to zaraz zapragnęłabym tam widzieć galaktyki,
zdjęcia z teleskopu Hubble'a i tak dalej, więc uznam po prostu, że podoba mi
się tak, jak jest.
W sumie
wygląd Twojego bloga jest raczej kojący i ten przymiotnik bardzo mi się podoba.
Jestem za.
8/10 pkt.
Scena druga: Dekoracje
Na grafice
widnieje jakaś dziewoja, skrywająca się za skałą. W ręce trzyma lampę i jest
ubrana w białą sukienkę - strój piękny, acz niepraktyczny podczas wieczornej
pory na plaży. Na drugim zdjęciu ta sama (przypuszczam) dziewczyna stoi tyłem,
a wiatr rozwiewa jej sukienkę.
Szablon jest
ładny. Bardzo niebieski, o czym już wspomniałam, ale ponieważ te kolory kojarzą
się z nocą, jest to całkowicie zrozumiałe. Po raz pierwszy też chyba
zauważyłam, że grafika nie "tnie" się przy przesuwaniu w dół.
Czcionka jest elegancka i łatwa do odczytania, nawet w linkach (ale o tym
powiem za chwilę).
Całość jest
schludna i uporządkowana, bardzo przyjemna dla oka.
9/10 pkt
Scena trzecia: Sceneria
Prawie rzucę
cytatem:
Podczas gdy
adresy podstron powinny wyraźnie mówić „JESTEM TYM I TYM”, Twoje adresy,
chociaż śliczne, mówią „JESTEM DOKŁADNIE NIE TYM, CZEGO SIĘ SPODZIEWASZ”. W
dodatku powiększają się przy najechaniu kursorem, co sprawia, że bardzo trudno
się dostać chociażby do „Wieczornych opowieści”, które zwyczajnie uciekają
człowiekowi z ramki i udało mi się w nie wejść dopiero po kilku podejściach.
Ale dobrze.
Jestem. Odniosłam pierwszy sukces.
Mamy „Znajdź gwiazdę polarną”, czyli kontakt.
„Najpiękniejszy wieczór” jest linkiem i szkoda, że nie otwiera się w nowej
karcie, ale to tylko taka nieśmiała sugestia.
„Najjaśniejsze gwiazdy”, czyli, innymi
słowy, linki, elegancko posegregowane i uporządkowane.
„Wieczorne opowieści” spodobały mi się
chyba najbardziej, bo bardzo lubię wiedzieć coś o procesie twórczym z tej drugiej strony. A czasem uwagi
odautorskie są równie ciekawe, jak treść.
„O Nocnej Duszyczce”, czyli O Autorze.
Zaintrygowały mnie Twoje „klarowne, acz dziwne poglądy”. Zechcesz rozwinąć?
„O znaczeniu nocy” brzmi pięknie i cytat
doprawdy bardzo mi się podoba, ale dlaczego nie podbił mojego serca, o tym za
chwilę.
A „Meteoryty” baaardzo kojarzą mi się z
kraterami i właśnie w takim kraterze jest miejsce spamerów.
4/4 pkt.
Akt II
Scena pierwsza: Scenariusz
Scena pierwsza: Scenariusz
Ocenę sobie
muszę podzielić, ale to nie jest żadna zmiana w kryteriach ani nic takiego, nie
przeraź się.
1.
Fabuła, bohaterowie, świat przedstawiony
Bardzo
trudno mi wypowiedzieć się o fabule. Głównie dlatego, że tej fabuły po prostu
nie ma.
Wiem, sama
napisałaś, że to są „urywki bez końca i początku” i, doprawdy, nie potrafiłabym
tego lepiej podsumować. Tylko że w tych urywkach nic się nie dzieje. Zostajemy
wrzuceni w jakąś sytuację, nie wiem gdzie, jak, kiedy, kto tu jest, co się
dzieje, w ogóle nie wiem nic. I ten mętlik trwa przez kilkanaście zdań, które
są zakończone podsumowaniem – a podsumowanie niekoniecznie łączy się z tekstem
wyjściowym.
Nie mogę się
wypowiedzieć o bohaterach, bo jest ich mnóstwo, ale żadnego nie poznajemy
dobrze. Opis zewnętrzny to nie jest przedstawienie postaci. Świadomość, że
bohater ma długie rzęsy, nie pozwoli mi się z nim utożsamić. Wiedza, że
bohaterka gdzieś ucieka przed Bóg wie czym, też jest średnio przydatna. Nie
wiem, dlaczego ucieka, ani przed czym. Nie wiem, dokąd. Ani którędy.
Nakreślasz
obrazki. I dobrze, ładny obrazek nie jest zły. Tylko o Twoich tekstach trudno
nawet powiedzieć, że są obrazkami, bo tak naprawdę żadnego z nich nie
skończyłaś. Ani nie zaczęłaś. To są kwitki z pralni, które pisze się na chusteczkach
higienicznych, kiedy brakuje ci zeszytu, kartki, a nawet pomysłu, ale gdzieś w
głębi mózgu masz te dwa-trzy upragnione zdania, które brzmią tak pięknie, ale nie masz bladego
pojęcia, co można by z nimi zrobić.
Omówmy to
sobie na przykładach, dobrze?
4. Komplikacje
Nie
domyśliłabym się, że to tekst o sekcie. Naprawdę.
Owszem, w
tekście występuje pentagram. I czerwona wstążeczka.
I co z tego?
Niektórym
wniosek może nasuwa się sam, ale ja nie zauważyłabym związku między jego
przynależnością do sekty i samobójstwem. Żeby jeszcze był nerwowy, załamany,
przełykający leki jeden za drugim – wtedy jakieś potencjalne przyczyny
samobójstwa by w tym tekście egzystowały i może udałoby mi się je wyłapać. Ale
Danny jest idealnie spokojny! Jedzie sobie przez ciemny las, wielkie mi rzeczy,
też nie raz jechałam przez ciemny las. Ma na szyi pentagram, świetnie, jeśli
nie jest odwrócony (a o tym nie wspominasz), to odpada już nawet aluzja do
sekty. Jemu się w tym samochodzie nawet nudzi...
Naprawdę
człowiekowi, który za chwilę ma zamiar popełnić samobójstwo, zależy na zabiciu
nudy w samochodzie?
I tak w
sumie, bo tego też nie rozumiem – po co mu aż centrum ciemnego lasu? Żeby go
nikt czasami nie znalazł?
5. Wspomnienia
No więc
wspomnienie w tym tekście jest w sumie jedno – to o żyletkach. Resztę
nazwałabym bardziej rozpamiętywaniem, rozliczaniem własnego życia. Ale właśnie
– czyjego życia i o co właściwie chodzi?
Wiem, że te
postaci mogą i pewnie mają być uniwersalne. Żeby każdy mógł się z nimi
utożsamić. Ale trudno się utożsamić z
jakąkolwiek postacią, nie znając kompletnie jej cech! Człowiek, który w Twoim
opowiadaniu wspomina, jest tak do bólu bezbarwny, że prawie nie zauważam jego
istnienia.
„Głowa jest spuszczona w dół. Płaczesz? Nie, to tylko jakiś kurz w twoim
oku. Wstajesz, podchodzisz do biurka, bierzesz do ręki żyletkę i znów wracasz
na sofę. Przykładasz ostrze do skóry. Tniesz. Leje się krew…”
Wspomnienie
żyletek jest napisane krótkimi, urywanymi zdaniami, wypranymi wręcz z emocji.
Bo przyznaj – emocji w nich nie ma. Po prostu nie. To jak sucha relacja, nie
zabarwiona subiektywnymi uczuciami. Uczucia są zdanie dalej, kiedy główny
bohater jest wstrząśnięty tym, co właśnie zobaczył, bo to miało nigdy nie
wrócić.
A
podsumowanie... moim zdaniem podsumowanie w ogóle nie oddaje tego tekstu. Ten
człowiek nie ma niedokończonych spraw (a przynajmniej o nich nie wspomina.
Biorąc zaś pod uwagę długość tekstu, muszę dużo rzeczy zakładać). W ogóle nie
zastanawia się nad kwestią wybaczania i rozrachunkami nad własnym życiem. Przez
jego głowę przelatują jakieś obrazy, urywki, te nieszczęsne żyletki, które
miały być pewnie wyrażeniem wszelkiego zła, jakie bohater dawno za sobą
zostawił... Ale ja tego zwyczajnie nie widzę. Nie czuję. Może jestem
niewrażliwa i nieczuła, może nie rozumiem takiej kompozycji, ale dla mnie to
się zwyczajnie nie składa w jedną całość. Po komentarzach Twoich czytelników
widzę, że oni w Twoich tekstach dużo widzą, ale ja, niestety, dostrzegam
jedynie scenki rodzajowe.
6. Poszukiwania
O, i znowu
spotykamy się z opisem, który nie wyjaśnia wiele w stosunku do opowiadania.
Urywku.
Mamy Mike’a,
opętanego przez coś dziwnego. Mike próbuje zaatakować Amy, ta patrzy na niego
ze zdziwieniem, on się śmieje, a potem znika. Zdezorientowana Amy patrzy przez
okno, a on nagle pojawia się z nożem w dłoni.
Ende.
Amy Mike’a
zna. A raczej – wydaje jej się, że go zna, bo nagle ujrzała jakieś dziwne
oblicze nieznanego jej mężczyzny.
To „Szukałaś
kogoś?” na końcu jeszcze wydaje się łączyć z podsumowaniem, stanowi pewnego rodzaju
most, i jeśli spojrzymy na ten tekst fragmentami, od zdania do zdania, to może
końcówka będzie stanowić jakąś całość z początkiem. Problem w tym, że ja tak
tego nie widzę i znowu, nie rozumiem. Przepraszam, jeśli moje interpretacje
wydają Ci się dziwne, ale naprawdę – nie rozumiem, kto kogo tutaj szuka. Co
takiego jest między tymi ludźmi, że muszą się nawzajem szukać, a kiedy już
znajdują, jedno z nich zostaje paskudnie zranione? Zwłaszcza, że oni przecież
się znali i ta znajomość była zupełnie inna od relacji przedstawionych w tej
scence... a przynajmniej tak ze scenki wynika.
7. Lustro
Nie powiem
nic nowego, jeśli stwierdzę, że tekst nadal jest dla mnie niejasny, więc nie
będę się nawet bawić w interpretacje. Nie wiem, dlaczego Śmierć odwiedza Emily
w łazience (choć to bez wątpienia jest ciekawy motyw) ani czemu wizyta Emily w tejże
łazience musi się tak przeciągać.
Wiem za to
jedno – i uważam to za znaczący postęp w stosunku do poprzednich tekstów.
Bardzo, bardzo Emily nie lubię.
A dlaczego?
Cóż, za to jedno zdanie:
„(...) Emily nie marudziła, wiedziała przecież, że mogłoby
być gorzej – co dzień widziała twarz swojej siostry, tak bardzo oszpeconą przez
poparzenie, z którego ledwo uszła z życiem”.
Ta jedna
wypowiedź tak mocno człowieka uderza, że poczułam się wręcz ogłuszona i
natychmiast zapałałam niechęcią do tej śmiejącej się do lustra pannicy, która
nie narzeka na swój wygląd, bo przecież zawsze mogło być gorzej. Mogła mieć
okropne poparzenie, które tak oszpeca jej
siostrę, z pewnością codziennie przypominając o śmierci, której ledwo
uniknęła.
To będzie
paskudne, co teraz napiszę, ale kiedy tekst się skończył, pomyślałam tylko: i
dobrze jej tak!
Nie wiem,
jak opis, mówiący o czerpaniu z życia, ma uzupełniać miniaturkę, ale po raz
pierwszy mi to nie przeszkadza, bo „Lustro” udało mi się, jakimś cudem, polubić
i bez uzupełnień. Emily i Śmierć z kosą wystarczyła.
Nie chcę
oceniać Przepaści, bo sama napisałaś,
że jest do poprawy, a ja jestem ostatnio wrażliwa na jakiekolwiek treści
teologiczne, które się w tym tekście przewinęły.
10. Upadek
Za to
Upadek... Upadek jest ciekawy.
Nie,
naprawdę.
Miałam
skojarzenia z „Alicją w Krainie Czarów”, z Alicją, która, po wejściu za
królikiem do dziury, ląduje w świecie dziwnym i niebezpiecznym. Oczywiście,
powszechnie wiadomo, że wylądowała we właśnie takiej krainie, ale w Twojej,
„upadkowej” wersji, niebezpieczeństw jest więcej i mają wiele postaci.
I tu właśnie
znajduje się moja granica rozumienia tego tekstu – albo raczej: granica
dopisywania radosnych, nieskładnych interpretacji. Bo Alicja Alicją, ale kim są
Oni?
Z
zadowoleniem stwierdzam, że ostatnie zdanie było naprawdę zaskakujące.
Poprzednie miniaturki odbierałam bardziej jako scenki rodzajowe, o czym już
wspomniałam. „Upadku” nie można uznać za scenkę rodzajową. Bo jest
fantastyczny, przerażający, a na końcu – bardzo tajemniczy. Nie wiem, o jaką
rękę chodzi, co się stanie z Leną, ale poczułam się autentycznie zaciekawiona –
tak jakby na końcu spuszczono na tę scenę czarną kurtynę – dosłownie i w
przenośni – i nagle pojawiają się białe literki „ciąg dalszy nastąpi”,
Tylko że
chyba nie nastąpi. I to też nie jest złe.
2.
a) opisy
Za bardzo
skupiasz się na opisach zewnętrznych. Potrafię sobie wyobrazić wygląd
większości występujących tu postaci, ale co mi po tym, skoro ich charakter i
osobowość pozostaje zagadką? Ta „pustka w środku” wcale nie pozwala mi się z
nimi utożsamić; przypomina to bardziej elegancko opakowane, ładne pudełko, w
którego środku nic nie ma.
Nie mówię,
oczywiście, że tym pudełkiem jest. W
przypadku Emily widać bardzo widocznie, że ona coś jeszcze w środku ma (a
raczej: nie ma, ale to też świadczy o tym, że to pudełko nie jest puste. W
metaforze pudełka charakter Emily przypomina kawałki potłuczonego szkła, kiedy
spodziewałaś się pięknego wazonu).
Wiem, że
trudno jest nakreślić tło, charakter, motywacje bohatera, mając do
dyspozycji... czekaj, sprawdzę... niecałą stronę A4. Wiem też, że uniwersalizm
polega właśnie na tym, żeby móc się z bohaterem utożsamić. Ale jest różnica
między uniwersalizmem a zwyczajną bezbarwnością.
O ile o
Lenie mogłabym coś jeszcze powiedzieć, bo w trakcie upadku w jej głowie
pojawiają się myśli i mogłabym popuścić wodze fantazji i radośnie
interpretować, o tyle w przypadku na przykład Amy taka interpretacja jest
całkowicie niemożliwa. Bo ja o tej dziewczynie kompletnie nic nie wiem. Jakby się zastanowić – o Mike’u też nie,
poza tym, że ma szalony wzrok, który bardzo do niego nie pasuje. A to mi nic
nie daje.
Opisów
miejsc nie ma w ogóle. Nie zwracałam nawet na to uwagi; w końcu mam do
czynienia ze scenką, która może się
dziać w każdym miejscu na Ziemi, od piwnicy Pałacu Buckingham po szczyt Mount
Everestu. Chociaż w przypadku Poszukiwań Mount
Everest by się nie sprawdził. Opisy miejsc, jednakże, są z tego wszystkiego
najmniej potrzebne, jeśli naprawdę zależy Ci na krótkiej scence, przebłysku wręcz. Miejsce sobie można swobodnie
wyobrazić.
b) kompozycja tekstu
Te scenki...
właśnie, to są scenki. I tak powinny funkcjonować, jako fragment większej
całości. Wyrwanie kilkunastu zdań z kontekstu pozbawia je sensu. Czasem jeden
kawałek tekstu potrafi zmienić cały odbiór większej całości, ale tutaj nie ma
takiej możliwości. Przy tych fragmentach możemy się tylko bawić w interpretacje.
Bywa tak, że człowiek czyta, czyta, myśli, że może coś na końcu go uderzy... I
tutaj są dwie możliwości: faktycznie dozna olśnienia albo dojedzie do ostatniej
kropki i uzna, że w sumie nic nie zrozumiał.
I komentarze
na końcu.
Mam w
stosunku do nich mieszane uczucia. Bo czasami są przydatne – zwłaszcza dla
takiego czytelnika jak ja, który nie lubi się pławić w interpretacjach, a na
widok poetyckich określeń, występujących w tekście, dostaje bólu zębów. I
niektóre z Twoich wyjaśnień rzeczywiście pozwoliły mi uniknąć mało twarzowej
miny, wyrażającej „aaaale o co chodzi?”. Niektóre natomiast były jak uderzenie
łopatą, uderzenie tak bolesne, że człowiek aż się bał zaglądać dalej. Bo bywało
i tak, że czytałam tekst, czytałam, myślałam, że już, już, powoli łapię sens,
może nawet moja interpretacja będzie się zgadzała z zamysłem autora... i buch!
podsumowanie, a wnioski w nim były tak różne od wysuniętych przeze mnie. Z ulgą
przyjęłam fakt, że w tych ostatnich miniaturkach ich nie ma.
Najgorsze w
tym wszystkim jest w sumie to, że Ty naprawdę bardzo dobrze piszesz, poprawnie,
bez błędów, ciekawie i wciągająco – ale nie potrafię kompletnie wczuć się w
Twoje teksty, bo są długości kwitków z pralni i wyglądają jak szkice.
To nie jest
tak, że pisanie krótkich tekstów jest
złe. Uważam, że to bardzo dobre ćwiczenie, bo niektórzy (w tym ja) nie umieją
napisać dobrej krótkiej formy, bez rozwlekania i zawierania minimum niezbędnych
informacji. Twoje scenki nie podobają mi się dlatego, że są bardzo oderwane
od... od wszystkiego, właściwie. Nie ma tam tego „minimum”, na którym mogłabym
się zaczepić i powiedzieć „aha, dobrze, więc to jest ten i ten, o, i teraz
chyba rozumiem”.
c) język
Dobrze,
mocno skrytykowałam, to teraz muszę osłodzić, a ta osłoda będzie zasłużona i
specjalnie zostawiłam ją sobie na deser.
Wyobraź
sobie, że to taka najlepsza warstwa ciasta (galaretka truskawkowa na przykład).
Najmocniejszą
stroną Twoich opowiadań jest język. Teksty, choć krótkie (i wypowiedziałam się
już o tym obszernie, więc koniec), są napisane bardzo schludnie. I ładnie.
Powiedziałabym nawet, że wciągająco (i widzisz, właśnie dlatego cierpię. Bo
ledwo zdążę się wciągnąć, a tu już koniec).
„Teraz widzisz siebie siedzącego tutaj, w zimnie i
przerażającej ciszy, którą tylko od czasu do czasu przeszywają jakieś jęki. Do
twoich nozdrzy dociera jakiś nieprzyjemny zapach, ale nie możesz wstać i
sprawdzić, co to jest. Musisz tu siedzieć. Zupełnie, jakbyś był przykuty do
ściany żelaznymi kajdanami. A przecież nie jesteś.”
„ Skręciła w prawo. Teraz w lewo. I znowu w lewo. Zły ruch. To
skróciło sobie drogę i było już coraz bliżej Luny. To nie chodzi ścieżkami,
zajmuje raczej każdą inną pozycję. To nie przyporządkowuje się zasadom, one
powinny przyporządkować się Temu. To nie będzie chodzić po ścieżkach, przecież
ścieżki powinny układać się pod stopami Tego.”
Zacytowane fragmenty to jedne
z tych, które podobają mi się najbardziej. Pierwszy składa się ze zdań
wielokrotnie złożonych, spowalnia, opisuje, dodaje nastroju. Drugi zaś jest
dynamiczny, nerwowy, właśnie taki, jakiego oczekiwałabym przy opisach biegu –
przypomnijmy, szaleńczego biegu o życie. Umiesz ładnie operować językiem
polskim, dostosować go do opisywanych czynności i prawie się w tym nie
plączesz.
W dodatku, jakimś cudem, pomimo
poruszanej tematyki – udaje Ci się uniknąć patosu. Całkowicie zbędnego, bo
można – i tymi fragmentami trochę to udowodniłaś – opisywać świat tak, by tekst
nie był ani patetyczny, ani kiczowaty. Owszem, „Koniec” wydaje mi się trochę
nieprawdopodobny (o tym potem), ale jest pozbawiony górnolotnych określeń,
które tak tępię.
Po prostu: Twoje teksty czyta
się bardzo przyjemnie. I niezależnie od tego, jak bardzo marudziłam, naprawdę
miło mi się u Ciebie siedziało. I czytało. Z tego powodu strasznie żałuję, że
nie wzięłaś się do tej pory za coś dłuższego, najlepiej na około pięćdziesiąt
rozdziałów, żebym wiedziała, gdzie zawsze mogę znaleźć coś dobrego i ciekawego.
Jestem naprawdę zaintrygowana tym, jak mogłaby potoczyć się naprawdę długa
historia w Twoim wykonaniu i jeśli kiedykolwiek spróbujesz nad czymś takim
popracować, to masz we mnie pierwszą czytelniczkę!
Jeszcze
jedno muszę przyznać i pod tym względem całkowicie zgadzam się z wszystkimi
komentarzami na Twoim blogu. Naprawdę jesteś obdarzona ogromną wrażliwością. I
to z Twoich tekstów wypływa. Rzeczywiście przejmujesz się tym wszystkim, o czym
piszesz. To Ci się chwali i podziwiam ludzi obdarzonych taką empatią i
wyobraźnią. Odbieram Twoje teksty zdecydowanie inaczej niż większość ludzi, ale
to nie przeszkadza mi zauważać oczywistości.
Och, i teraz
mam taki problem z punktami... No dobrze. Wyżej chyba oceniam znajomość
poprawnej polszczyzny niż niedociągnięcia fabularne.
19/35 pkt.
Scena druga: Niedomówienia
1.
Jaskinia
- Ann! Gdzie jesteś? Nie widzę cię! -
krzyczał, rozglądając się wokół, Jack.
Bardziej pasowałoby „krzyczał Jack,
rozglądając się wokół”, ale jeśli koniecznie chcesz to zostawić w obecnej
wersji, to konieczne jest dodanie przecinka przed „Jack”.
Był młodym mężczyzną, wysokim - mierzył około stu dziewięćdziesięciu
centymetrów; miał krótkie, czarne włosy, zielone oczy, długie, przyciągające, uwagę,
rzęsy i pełne usta.
Ten opis jest tak dziwnie napisany, że
aż zatrzymałam się na tym zdaniu. Pełno tu znaków interpunkcyjnych, które nie
do końca ze sobą współgrają. Zapisałabym to inaczej – z kropką po
„centymetrów”. Z całą pewnością za to przecinek jest postawiony w złym miejscu,
jakby w środku wtrącenia.
Jego postura nie pozostawiała niczego do życzenia - wszystko było tak, jak być powinno - barki szerokie, mięśnie wyrzeźbione, zapewne po długiej i męczącej pracy na
siłowni.
Przed „zapewne” wstawiłabym przecinek,
bo ta druga część zdania brzmi jak wtrącenie.
Rysy twarzy Jacka nie były zbyt wyraźnie widoczne przy słabym świetle
latarki, którą trzymał w ręku.
Chwila, przed chwilą drobiazgowo
opisałaś jego wygląd, a teraz nagle „jego rysy twarzy nie były widoczne”?
Pomijam już fakt, że jeśli to on trzymał latarkę, to prawdopodobnie kierował
snop światła PRZED SIEBIE, a nie NA SIEBIE, z czego wynika, że jego twarz
powinna być czarną plamą.
Z daleka można było zobaczyć tylko jego dobrze zbudowaną sylwetkę,
poruszającą się po krętych, ciemnych korytarzach jaskini.
Korytarz ciemny, on w ciemnościach, a ta
jedna latarka naprawdę nie świeci do
tyłu. Chyba że chodziło ci o coś w rodzaju lampy campingowej. Ale wtedy nie
nazywajmy latarki lampą.
Jack podniósł rękę i powoli dotknął nią zimnych ścian niekończącego się
tunelu. Pogładził nią kamień, szybko jednak ją
odsunął, gdyż po jego plecach przebiegł lodowaty dreszcz.
W tym zdaniu można zapomnieć, że chodzi
o rękę. Samo „pogładził”, a potem „cofnął dłoń”, byłoby wystarczająco obrazowe.
Znów ogarnęła go ta niepokojąca fala mrozu.
„Ogarniająca fala” brzmi dziwnie. Zazwyczaj fala w coś
uderza, kogoś zalewa...
3. Koniec
Diana wpatrywała się
zaniepokojona w twarz przyjaciółki, która z minuty na minutę stawała się coraz
bledsza.
To, przepraszam, ile minut one
tam stały na pustym boisku wokół ziębnącego ciała przyjaciółki?
Dziwne jest w ogóle to, że nie zauważyły, iż Emma jest na skraju
wyczerpania. Skoro z tego wyczerpania po prostu upadła i umarła, to dziwię się,
że była w stanie „włóczyć się z nimi bez celu”. A jeśli się zauważy tę
podstawową niejasność, to tekst staje się nagle dużo mniej prawdopodobny niż
przed chwilą.
4.
Komplikacje
Kierowca- młody,
przeciętnej urody Amerykanin, prowadził go z godnym podziwu spokojem, pomimo, iż była właśnie druga trzydzieści w nocy, a
on przemierzał ciemny, nieznany mu dotąd las.
Spacje stawiamy po obu stronach myślnika.
Sformułowań „mimo iż”, „pomimo iż”, „chyba że”.... nie
rozdzielamy przecinkami.
Nie dużo czasu
minęło jednak, aby znudzony ciągłym lataniem
ptak usiadł na gałęzi, by z tego punktu dalej przyglądać się ciemnowłosemu
chłopakowi.
„Niedużo”. I „aby” nie pasuje do tego zdania.
Zamieniłabym je na „zanim”, „nim”.
7. Lustro
Po raz kolejny szybkim ruchem
ręki Emily przedzieliła swoją nieokiełznaną czuprynę na dwie nierówne części i
ułożyła z nich na czubku głowy rozczochrane „półkoki”, z których część włosów
po prostu nie skręciła się do końca i swobodnie wychodziła spod ręki
nastolatki.
Eeeee...
Poddaję się, naprawdę jestem dziwną dziewczyną, bo ja tego sobie po
prostu nie potrafię wyobrazić.
Wyglądało to tym dziwniej, że
grzywka dziewczyny, przez nikogo niekontrolowana,
zaczęła wymykać się z tej zwariowanej fryzury i wykręcać na różne
strony.
Zabrakło przecinka po wtrąceniu.
Emily wybuchła
śmiechem.
Tak.
Tutaj występuje problem bardzo powszechny i trudny do
zdefiniowania. Generalnie zarówno forma „wybuchła”, jak i forma „wybuchnęła” są
poprawne (i proszę się nie dać zwieść autokorekcie Worda, która potrafi
wyczyniać z językiem polskim koszmary). Przyjęło się jednak, że ta pierwsza,
krótka forma, jest stosowana w odniesieniu do istot nieożywionych (np. bomba
wybuchła), a ta druga – w stosunku do istot żywych (Emily wybuchnęła śmiechem).
8. Konflikt
Sąsiedzi, zajęci swoimi sprawami, nie zwracali zbyt wielkiej uwagi ani na
mężczyznę, ani na to, skąd bierze pożywienie,
kto pielęgnuje jego zawsze zadbany ogród czy latem
zbiera z drzew owoce.
Na czerwono – przecinki, na żółto – sugerowana zmiana,
bo to „czy” zaburza jakoś odbiór tego zdania. „Lub” też, właściwie najchętniej
wstawiłabym tam „i”.
Po upływie
półtorej godziny mężczyzna podniósł się powoli i z niekrytym wyrzutem oraz
gniewem spoglądając na malutką postać czuwającą za ogrodzeniem, wszedł do
domku.
To zdanie jest tak napisane, że musiałam przeczytać je
jeszcze raz, bo nie zrozumiałam za pierwszym. Zapisałabym je inaczej:
Po upływie półtorej godziny mężczyzna podniósł się
powoli i, spoglądając na dziewczynkę z niekrytym wyrzutem oraz gniewem, wszedł
do domku.
10. Upadek
Zaczęła powoli gładzić ręką po
najbliżej położonym od siebie obszarze.
Ta część zdania brzmi po prostu dziwnie. Może zastąpić ten dziwny
zlepek zwyczajnym „(...) gładzić ręką obszar wokół niej”?
Grunt był miękki, przyjemny, ale
mały i, co najbardziej zdziwiło nastolatkę, ciepły.
Mały grunt? Co to znaczy?
10/15 pkt.
Scena trzecia: Teatr... amatorski?
Scena trzecia: Teatr... amatorski?
O tak, spotykam się z czymś nowym. Może pomysł na te
miniaturki mnie nie zdobył i naprawdę uważam, że taki obrazek jest tylko dobrym
ćwiczeniem literackim, ale spotykam się z takim ćwiczeniem po raz pierwszy,
więc chętnie przyznam parę punktów.
Oprócz tego uważam, że sam Twój sposób pisania zasługuje
na nagrodę, więc proszę – punkty lecą radośnie!
5/6 pkt.
Akt III
Scena pierwsza: Owacje na stojąco
Dam tutaj
połowę, bo bardzo przyjemnie mi się siedziało i ocena wręcz pisała się sama.
Naprawdę. Gdybym miała więcej wolnego czasu, trochę mniej planów i porządek
wokół, pewnie napisałaby się jeszcze szybciej.
2/4 pkt.
Epilog
Z pochwał:
język! Naprawdę piękny, poprawny, staranny język polski, z drobnymi błędami,
które raz się pojawiają, a raz tekst jest od nich wolny.
Z nagan: no
cóż, ta długość tekstu, opisy, to wszystko, co tak obszernie omówiłam w akcie
drugim.
I mówię
szczerze, naprawdę bardzo chętnie przeczytałabym coś dłuższego Twojego
autorstwa! Moim zdaniem masz ogromny potencjał i trzeba go tylko w pełni
wydobyć.
3/5 pkt.
W sumie punktów 60,
co daje rangę dublera. Gratulacje!
Na początku przepraszam, że odpisuję dopiero dzisiaj. Niestety przez cały tydzień nie miałam internetu, a wraz z nim pojęcia, że ocena się pojawiła. Bardzo, ale to bardzo za nią dziękuję. Dziękuję za czas, który mi poświęciłaś i za to, że Ci się w ogóle chciało. Szczerze mówiąc czuję, że nie zasłużyłam na taką ocenę, bo jej sprawcom jest przede wszystkim wygląd bloga, którego autorką jest przecież Jill. Ale to tylko i wyłącznie moja wina, więc zostawiamy. Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli po prostu odpowiem na wszystko po prostu po kolei. :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, jeżeli chodzi o sprawy techniczne jestem łamagą do potęgi i po prostu do tej pory nie ogarnęłam blogera i tego, jak można sprawić, by "najpiękniejszy wieczór" otwierał się w nowej karcie.
Zwiększające się literki to też dzieło Jill, ale na szczęście jakoś sobie poradziłam z ich usunięciem.
Nazwy stron miały być ciekawe albo intrygujące, a wyszło... no cóż, to już raczej nie mnie oceniać.
Jeśli chodzi o te poglądy, to dotyczą chyba przede wszystkim wiary. Powiedzmy, że nie jestem katolikiem "z tradycji", a przynajmniej staram się, by tak nie było, i chcę przeżywać swoją wiarę, a co za tym idzie, próbuję przestrzegać wszystkich jej reguł i norm. (Jak dobrze, że nie jestem muzułmanką...) Wychodzi jak wychodzi, ale cóż, jestem tylko człowiekiem. No i jestem, wydaje mi się, dość silnie związana z oazą. Pewnie to wszystko brzmi albo dziwnie, albo jakbym była nawiedzona czy coś, ale nie umiem tego jakoś zgrabnie ująć. Jeżeli chcesz, mogę Ci wszystko wytłumaczyć prywatnie, ale nie chcę się na ten temat rozpisywać tutaj. Jak widać, nic jednak w tych poglądach szczególnego.
Jeżeli chodzi o podsumowania, mam odczucia podobne do Twoich - niektóre wydają mi się nie najgorsze ale, nie oszukujmy się, większość była pisana po prostu na siłę. Dlatego zaniechałam ich dodawania. Nie radziłam sobie z tym i było to widać. Mogłabyś napisać, które najbardziej Ci przeszkadzały?
Tak częste opisy wyglądu to chyba piętno odciśnięte przez pewną osobę, która powiedziała mi kiedyś , że nie potrafiła sobie wyobrazić jakiejś bohaterki. Przez to w każdym tekście tak bardzo chciałam później choć kilka słów na ten temat zamieścić. Teraz widzę, że przesadzałam.
Do całego aktu drugiego: myślę, że nie można nam zapominać, że to po prosu fantastyka (choć chyba nigdzie tego nie dodałam, prawda? jeżeli tak - z całego serca przepraszam), więc nie wszystko jest tak jak w rzeczywistości. Niektóre fakty są wyolbrzymione, niektóre po prostu irracjonalne. Choć to nie tłumaczy pewnie ani połowy tego, co powyżej napisałaś, wobec czego wracam do komentowania wszystkiego po kolei.
"Komplikacje" są przesadzone. Faktycznie, są bardzo mocno przesadzone. I tutaj odwołuję się do tego, co napisałam powyżej - to jest fantastyka, jakby na to nie patrzeć. Najprostszym wytłumaczeniem byłoby to, że chłopak po prostu opętany, do tego należał do sekty - mają prawa nim targać takie emocje. Albo raczej ich brak, jeżeli tak wolisz. Ale wiadomo, ilu czytelników, tyle interpretacji. Można to odebrać na przykład również tak, że w sekcie zrobili mu wodę z mózgu, a szatanem był ten kruk.
Z tym, że ta pustka w kilku przytoczonych przez Ciebie zdaniach była zamierzona. ;) Widzisz, ja takiej symboliki żyletek nie zauważyłam, gdy pisałam ten tekst, przyznaję się do tego, ale nie powiem, podoba mi się takie odebranie tego fragmentu. ^^
Cieszę się, że "Lustro" choć trochę Ci się spodobało. Nareszcie jakiś postęp. Co do fryzury - da się coś takiego zrobić, bo akurat taki moment opierałam na własnych doświadczeniach: mam bardzo dziwne włosy i kiedyś, przed myciem ich zaczęłam się nimi bawić, tak je różnie dziwnie układać, a głupia grzywka za każdym razem wychodziła i robiła co chciała.
A tak nawiasem mówiąc, to ona była w pokoju. :)
Też lubię "Upadek". Strasznie przyjemnie mi się go pisało. Inaczej niż wszystko inne. Myślałam nawet o przeniesieniu go właśnie na "coś dłuższego", ale z drugiej strony nie chcę, żeby stracił ten urok i powiew tajemniczości z końcówki.
UsuńCo do opisów wyglądu już się wypowiadałam, dodam tylko, że postaram się to zmienić. Jeżeli mówimy o opisach wewnętrznych, masz rację, mea culpa, też postanawiam poprawę.
Mówiąc szczerze, taki był cel zakładania tego bloga: oprócz chęci dowiedzenia się, co inni myślą na temat moich tekstów chciałam po prostu poćwiczyć i zmotywować się do częstszego pisania. Cóż, wychodzi jak wychodzi...
Większość "podsumowań" poucinałam, zostawiłam tylko te, które wydały mi się przydatne, ale jutro jeszcze na spokojnie przeczytam je znowu i prawdopodobnie powtórnie przeprowadzę selekcję.
Błędy w jaskini poprawiłam, mam nadzieję, że wszystkie. Co do pauz - dowiedziałam o tym wcześniej i poprawiałam, myślałam, że wszystko jest już okej, ale najwyraźniej coś musiało mi umknąć.
Jeżeli chodzi o "Koniec", już tłumaczę. Z minuty na minutę to oczywiście moja wina, natomiast cała reszta ma się mniej więcej tak: nigdzie nie napisałam, że Emma włóczyła się gdziekolwiek z nimi. Mogły ją po prosu tak zastać. Nie jest podana wielkość boiska, więc możemy założyć, że było dość duże, a rozchichotane jeszcze przy wejściu na nie nastolatki nie rozglądały się zbyt wiele na wsze strony, zauważyły dziewczynę dopiero po dobrej chwili przechadzania się. Choć nie ukrywam, we mnie też ten tekst wzbudzał bardzo wiele wątpliwości.
O fryzurze już pisałam, przecinek wstawiłam... Ach, właśnie, jeżeli chodzi o to okrutne "wybuchła" - też byłam pewna, że coś jest nie tak, ale, głupia ja, zaufałam temu strasznemu Wordowi, który oczywiście mnie zawiódł. Niemniej jednak dziękuję za wytłumaczenie tego błędu, zapamiętam.
Co do błędów, więcej uwag nie mam. Dziękuję za ich wypisanie. ("Mały grunt", rany, czy ja czasami myślę?)
A, jeszcze jedno pytanie: jeżeli możesz, napisałabyś mi, co myślisz o "Konflikcie"? Co do niego też miałam sporo wątpliwości i bardzo chciałabym poznać Twoją opinię.
Cóż, nie pozostaje mi już chyba nic, jak tylko jeszcze raz bardzo serdecznie podziękować za wszystkie słowa krytyki, ale także za te pochwały. :D
Cieszę się, że miło Ci się ocenę pisało.
Co do czegoś dłuższego, to sama chciałabym coś takiego pociągnąć, ale jak na złość nie mam żadnego pomysłu... Czekam na napływ weny.
Pozdrawiam cieplutko i jeszcze raz dziękuję za ocenę i poświęcony mi czas.
PS. Nabazgrałam komentarz na dwie strony Worda, przepraszam...
Nie przepraszaj, cieszę się, widząc tak rozbudowaną odpowiedź :) Wpadłam właściwie na chwilę, bo ograniczony Internet nie pozwala mi za długo siedzieć, więc mówię tylko, że przeczytałam i na pewno na wszystko jeszcze odpowiem ;)
Usuń