Przepraszam, że tak długo to trwało, ale w końcu (w końcu!) jest.
Witam wszystkich oficjalnie we wrześniu, miesiącu początków porannego wstawania (przynajmniej dla niektórych), marznięcia na przystankach i spotykania ciekawych ludzi w autobusach.
I zapraszam na ocenę.
Blog: zielony-blysk
Autorka: Vreles
Oceniająca: corriente
Akt I
Scena pierwsza: Przestrzeń sceniczna
Scena pierwsza: Przestrzeń sceniczna
Zielony-błysk
kojarzy mi się z Avadą Kedavrą, a to jednoznacznie z fandomem potterowskim.
Wchodzę więc, zacierając ręce, bo w końcu początek września optymistycznie nie
nastraja do niczego. Szybki rzut oka na belkę i... balonik z entuzjazmem został
właśnie nakłuty szpileczką.
„Śmierć
mogła go przemóc, nie mogła go jednak posiąść na własność – Newman”.
Abstrahując
od faktu, że właśnie pojawiła się pierwsza niewiadoma (ten tajemniczy „on”), w
belce brakuje mi czegoś jeszcze. Może cudzysłowu? Może kropki po „własność”?
Jakoś
tak pusto na tym blogu. Niby jest sobie nagłówek, ale czarny, depresyjny, jakoś
mnie nie przekonuje. Wszystko na stronie wygląda tak, jakby nie było nigdzie
osadzone i może sobie latać w dowolną stronę. Nie mówię, że brakuje mi ramek,
ale... Nic mnie nie wciąga.
Nie
widzę żadnych odniesień do Pottera, poza wiadomym skojarzeniem z adresem, więc
to chyba nie o tym.
Wyjdzie
w praniu.
6/10
pkt.
Scena druga: Dekoracje
Szablon
jest bardzo prosty, w zasadzie składa się tylko z nagłówka, a ten przypomina...
interesującą zabawę akwarelą. Widnieje na nim bowiem kobieta, wokół której
latają rozmaite figury geometryczne, kwiaty i... kleksy. Jest w nim coś
przykuwającego wzrok, ale bez rewelacji, zwłaszcza, że ten czarny taki
depresyjny, smugi przypominają mi ślady łez (ewentualnie rozmazanego tuszu, nie
bądźmy drobiazgowi) i chyba wolałabym coś bardziej wesołego.
Jak
na mój gust za dużo tu szarości, bo jest ona dosłownie wszędzie. Szare tło,
czcionka, linki...
A,
właśnie. Jeśli już jesteśmy przy linkach, to muszę wspomnieć, że bardzo, bardzo
nie podoba mi się spis rozdziałów w prawej kolumnie. Na razie linków jest
dziewięć, ale kiedy dojdziesz do, powiedzmy, czterdziestego rozdziału, lista
zrobi się długa, niepotrzebna i spowoduje u kogoś oczopląs.
5/10
pkt.
Scena trzecia: Sceneria
Scena trzecia: Sceneria
Ramka
z linkami do rozdziałów, którą już przerobiłyśmy. Dla mnie ten dodatek jest
całkowicie niepotrzebny, wolałabym jakąś rozwijaną listę.
„O
opowiadaniu”. Dowiaduję się, że będzie o dziewczynie, która otrzymała zabójczą
broń – stary aparat. Jest też dużo
innych informacji: akcja toczy się w bliżej nieokreślonym miasteczku, gdzieś w
latach współczesnych, a przedział wiekowy jest dowolny. Z tym bym polemizowała,
biorąc pod uwagę, że w Twoim opowiadaniu przewijają się wulgaryzmy i tematy nie
zawsze dopasowane do każdej kategorii wiekowej.
„Bohaterowie”.
Och, jak ja kocham takie ramki, zwłaszcza że pierwsze, czego się szuka,
czytając książkę lub opowiadanie, to charakterystyka głównych bohaterów,
których i tak zna się z każdej strony i raczej trudno ich przegapić.
„Autorka”.
Masz osiemnaście lat, chodzisz do technikum. A potem następuje wyrywek z
jakiegoś tekstu, możliwe że Twojego, ponieważ nawet google nie było w stanie
pomóc mi ustalić autorstwa. Czy coś z niego rozumiem? Niewiele. To raczej
swobodny „strumień świadomości”, możliwe, że chodziło o zabawę formą, która do
mnie jakoś nie przemawia. Jest o samobójstwie, samotności, najciekawsze są te
włosy w kolorach tęczy.
„Linki”.
Nad tym nie będę się za bardzo rozwodzić, jest ich całkiem, całkiem, w dodatku
są ładnie posegregowane tematycznie (co, mówiąc szczerze, znacznie ułatwiło mi
odnalezienie linku do ocenialni).
Poza
tym masz jeszcze „Spam” i widzę, że prowadzisz subskrypcję, co mi się podoba,
chociaż niewiele osób korzysta z tej opcji na bloggerze, który ma system
powiadomień.
3/4 pkt.
Akt II
Scena pierwsza: Scenariusz
Scena pierwsza: Scenariusz
Treść
może i jest cudna, ale podana w takiej formie staje się po prostu nie do
przeczytania. Błędy, brakujące czasowniki, końcówki: czasami gubię się, kto co
powiedział i kto kim jest. Ponieważ jednak na błędy przyjdzie kolej w następnym
punkcie, biorę głęboki oddech i zabieram się do czytania.
Po
pierwsze, bohaterowie.
Ujmę
to tak: całe szerokie grono nastolatków tu występujących mnie nie przekonuje.
Chodzą do technikum, a jednak momentami mam wrażenie, jakbym patrzyła na
dzieciaki z gimnazjum. Nie przeszkadza mi to, że Amanda pali i pije (albo
inaczej: przeszkadzałoby mi to prywatnie), ale z jednej strony stara się być
„taka dorosła”, a z drugiej bywa tak dziecinna, że ręce opadają. Robienie
dziewczynie zdjęcia po to, żeby ją zabić, bo odbiła chłopaka jej przyjaciółki?
A w kij z chłopakiem, skoro się okazał tak podatny na byle pokusę, za to zemsta
po prostu mnie przerasta. Jeszcze lepiej jest w następnym rozdziale, kiedy
Amanda dowiaduje się, że po prostu jest „zła” i musi zabijać, bo nie ma duszy.
Żeby
było śmieszniej, sam koncept nie jest tak znowu głupi, bo nawet ładnie to sobie
wymyśliłaś, ale nie umiem go dopasować do historii nastolatki, która żyje sobie
w całkiem zwyczajnym miasteczku i pewnego dnia nagle odkrywa w sobie mordercze
skłonności. Więcej – dowiaduje się, że owe skłonności posiada. Oczywiście w to
wierzy, bez zastrzeżeń. Póki co historia dotarła do punktu, w którym brat
próbuje jej to wyperswadować i zauważa, że sama ma wpływ na to, jaka jest, w
związku z czym nie mam okazji się przekonać, jak bardzo Amanda jest podatna na
wpływy.
Po
drugie, fabuła.
Tak
jak myślałam, będzie o magii, chociaż nie tej w stylu Harry’ego Pottera. W
związku z tym odpada cały urok różdżek, kociołków i mioteł, w zasadzie odpada
cały urok, bo głównym zadaniem tych nadprzyrodzonych mocy w Twoim opowiadaniu
jest zabijanie.
Generalnie
wygląda to tak: kobieta robi zdjęcie aparatem, a potem uwieczniona na
fotografii dziewczyna ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Kobieta musi to
robić, żeby przeżyć, ponieważ nie ma duszy, a te kobiety z rodu, które nie
zabijają, giną młodo, w okolicach dwudziestki, trzydziestki. Amanda dowiaduje
się, że też musi dołączyć do grona morderców, inaczej sama zginie.
Powtórzenia
„kobiety” celowe. Ta klątwa dotyka tylko kobiet.
Najlepsza
z tego wszystkiego jest Lucyna, która wyjaśnia jej całą zagmatwaną historię, po
czym nieśmiałe wyrzuty sumienia Amandy kwituje w ten sposób: „Oczywiście, ale chcesz żyć jak każdy, nie
odpowiadamy za decyzje naszych przodków i że taki, a nie inny los na nas
spadł”. Fajowe podejście, cytat do powieszenia nad łóżkiem.
Następnie... opowiadanie z początku rozkręcało się wolno, ktoś umierał,
Amanda znajdowała jakieś poszlaki, coś się
działo, ale nie pędziło. Kiedy Amanda dowiaduje się wszystkiego od Lucyny,
akcja rusza z kopyta, co nie przekłada się ani na ilość, ani na jakość treści.
Zwolnij. Dawkuj napięcie. Rzucaj czytelnikowi szczegóły, tak, żeby naprawdę
zmusić go do dalszego czytania (zainteresowało
Cię? To czytaj dalej, nie odkryję wszystkich kart od razu).
Gdzieś w tle pojawiają się tajemniczy ludzie, którzy (jak sobie
nieśmiało przypuszczam) najchętniej dopadliby Amandę. Ale wzmianka o nich jest
krótka, mało treściwa i pojawia się dwa razy na osiem rozdziałów. Szkoda, bo
tekst dużo by zyskał na dodaniu i głębszym omówieniu tego wątku.
Po trzecie, język.
Brakuje mi momentami opisów, ale nie uczuć, zachowań i tak dalej, tego
jest momentami aż w nadmiarze. Trochę więcej skupienia się na miejscu akcji.
Nie muszę wiedzieć, co Amanda pakuje do swojej ulubionej torebki, zwłaszcza
jeśli nie ma to większego związku z treścią rozdziału.
Jest też coś, czego nie lubię strasznie, mianowicie rozpoczynanie opisu
jakiejś sytuacji po to, by później zakończyć ją „jednak na szczęście szybko to
się skończyło”. Przykład:
„W szpitalu nie stwierdzili
zbyt większych obrażeń, po za złamanym nosem i obitą pupą. Samochód jechał wolno,
to była w końcu ulica osiedlowa. Wezwali moich rodziców, musieli przywieźć
ubezpieczenie. Jakie to chore jest w Polskich szpitalach, że po za udzieleniem
pomocy koniecznej w stanie zagrożenia życia nie wykonają nic. Moi rodzice
najpierw mieli do mnie pretensje, dopiero po chwili uświadomili sobie, że to
wina kierowcy, a ja jestem ofiarą. Jednak ku mojemu szczęściu, pojechaliśmy
dosyć szybko do domu oraz darowali sobie pytania i zastanawianie, kim jest
Sebastian, który ciągle mi towarzyszył. „
Po pierwsze, nie do końca rozumiem wstawkę o polskich szpitalach, a także co konkretnie miałyby zrobić w tej
sytuacji. Po drugie, użycie tego słówka, „jednak”. O co chodzi? Gdyby zostawić
samo „na szczęście”, zdanie miałoby dużo więcej sensu. Ja na przykład się na nim
zatrzymałam, bo zastanowiłam się, jakie to tortury miały miejsce w tym
szpitalu, że trzeba je było zakończyć „ale na szczęście pojechaliśmy”.
Kolokwializmy. Formy „spojrzeć się”, „patrzeć się”, są dopuszczalne,
ale bardzo potoczne. Nie pasują kompletnie do tekstu literackiego. W
ogóle sam dobór słów... wiem, że to opowiadanie o nastolatkach i
(prawdopodobnie) do nastolatków adresowane, ale jednak język polski tu leży i
kwiczy. A jeszcze nie wspomniałam o błędach.
Podsumowując, wychodzę z bloga z uczuciem, że coś przeczytałam, ale nie
zostaje mi to kompletnie w pamięci.
Sam pomysł nie jest zły. Dziwny, momentami naciągany, owszem, ale nie
jest to kompletna bzdura. Ubranie go w inną formę, może osadzenie w innych
okolicznościach (czytanie o morderczych nastolatkach naprawdę mnie nie
przekonuje) sprawi, że ta historia stanie się bardziej wiarygodna. Opisy miejsc
również, zwłaszcza, że w Twoim opowiadaniu rozkład dialogów i opisów przypada
bardzo nierówno.
15/35
pkt.
Scena druga: Niedomówienia
ZBETOWAŁAM,
bo drobną korektą tego się nazwać nie da, jeden rozdział, za to od pierwszej
litery do ostatniej kropki. Radzę dokładnie przeczytać i wyciągnąć stosowne
wnioski.
„Śmierć młodej dziewczyny! Policja
nie wie, kto jest sprawcą kolejnej zbrodni. Wszelkie dowody sugerują seryjnego
mordercę. Świadkowie ujawniają, że dziewczyna nagle upadła i już więcej się nie
podniosła. Więcej informacji na stronie 4.” – skoro upadła i więcej się nie podniosła, to skąd
te dowody sugerujące seryjnego mordercę? Mnie to wygląda na problemy ze
zdrowiem.
Ubzdurała sobie, że potrącenie samochodem mogło być
celowe, szczególnie, że w tej sprawie nic nie
wiadomo. – bez przecinka, „szczególnie że” jest
tutaj spójnikiem wprowadzającym dodatkowy argument.
Czułam, że wieczorem z ojcem wyznaczą szczególne
środki ostrożności, czyli chore zakazy wychodzenia i
uważania na siebie. – wyznaczą zakaz uważania na siebie? Poza tym,
czy to naprawdę chory zakaz (tfu, nakaz)?
Przerażał mnie fakt, iż nie miałam wyrzutów sumienia.
Takie plugawe istoty jak Dominika nie powinny chodzić po świecie. Czy taka
właśnie miałam być?- znaczy jaka,
plugawa? Czy może nieczuła?
Przecież moje babki musiały mieć świadomość, że w ten
sposób zabiją. Więc mam to w genach. –
NIGDY nie zaczynamy zdania od „więc”. Chociaż ostatnio staje się to modne, ale
ja się trzymam starej wersji.
A pozostałe dziewczyny, może
i były niewinne, lecz kto to tak naprawdę wie. – bez przecinka. To nie jest wtrącenie, bo część
zdania po „lecz” bezpośrednio się do niego odnosi.
Z przeznaczeniem nie powinnam walczyć, próbowałam a i tak wykonałam to, co należało do mnie. – przecinek
w „próbowałam, a”.
W tym momencie, już nic
mi nie szkodziło. – bez przecinka. Nie jest to
wtrącenie.
-Słucham. – lekcja
pierwsza na temat dialogów wygląda tak, że spacje po myślnikach robimy zawsze z
obu stron.
-Oczywiście, że kojarzę moja
droga. – przecinek między „kojarzę” a „moja”.
Takie zwroty zawsze zapisujemy z przecinkiem, np. „Witaj, Kasiu”..
-Oczywiście, z chęcią. Więc
kiedy? Dziś mam wolny dzień. – znowu „więc”.
Ja wiem, że użycie tego słowa czasem po prostu jest konieczne i za Chiny Ludowe
nie można inaczej, ale tutaj jest całkowicie zbędne.
-To może za godzinę w cukierni. Dasz radę? – rozumiem, że cukiernia w tym mieście jest tylko jedna,
co jakoś kłóci mi się z tym, że jest tam również szpital.
-Tak. Dziękuje bardzo,
że pani się zgodziła. Do zobaczenia. – dziękujĘ
Byłam zdenerwowana, szczególnie,
że kobieta się spóźniała. – znowu
„szczególnie że” jest spójnikiem.
„szczególnie że” jest spójnikiem.
Przez chwilę, miałam
dziwne uczucie, że przyjdzie z policją. – bez
przecinka. To nie jest wtrącenie.
Tylko, co mogłaby im
powiedzieć, to ona jest mordercą? – to zdanie
jest całe na czerwono, bo
- „tylko co” pisze się bez przecinka
- „to ona jest mordercą” powinno być
co najmniej ujęte w cudzysłów, a w ogóle to można takie niefortunne
sformułowanie zamienić na „Tylko co mogłaby im powiedzieć, że to ja jestem
mordercą?”
Lokal
był świeżo malowany beżową farbą, stoliki drewniane
również były nowe. – „drewniane stoliki również były nowe”,
zachowajmy jakąś składnię.
Wyjątkowo podobały mi się,
że były przykryte szybą, pod którą gustownie były ułożone suszone kwiaty. – co najwyżej „podobało mi się”. I powtórzenia.
-Więc zrobiłaś kolejną fotografię –
spojrzałam się na nią wymownie, jednak nie dała mi dojść do słowa- gazety moja
droga, gazety. – przyszła pora na drugą lekcję o
zapisie dialogów. Główna zasada, którą BEZWZGLĘDNIE NALEŻY ZAPAMIĘTAĆ, brzmi
tak:
- Uwielbiam czerwone róże – powiedziała Mary do Johna,
energicznie podskakując w miejscu.
- Uwielbiam czerwone róże. – Podskakiwała w miejscu z
wrażenia.
Słowa typu: krzyknęła, powiedziała, zapytała, i tak dalej, piszemy po
myślniku, przed którym NIE MA KROPKI, a po nim NIE MA DUŻEJ LITERY.
Wszystkie inne słowa, które nie określają bezpośrednio charakteru
wypowiedzianych słów, piszemy po myślniku, PRZED KTÓRYM JEST KROPKA, a po nim
JEST DUŻA LITERA. To zdanie powinno więc wyglądać tak:
- Więc zrobiłaś kolejną fotografię. – Spojrzałam na nią wymownie,
jednak nie dala mi dojść do słowa. – Gazety, moja droga, gazety.
-Chce by pani mi wszystko… - nie dokończyłam. – ChcĘ
-Pozwoliłam sobie zamówić za ciebie, nie
masz nic przeciwko? – Zapytała się po chwili kosztując ciasto. – Po pierwsze, wspomniałam, że „zapytała się” jest
bardzo potoczne i nie pasuje do tekstu literackiego. A po drugie... myślałam,
że to Amanda pierwsza była w kawiarni, więc kiedy Lucyna zdążyła zamówić
ciastko?
-Nie. Więc proszę, żeby
mi pani wszystko wyjaśniła. – Znowu
„więc”
-Dobrze, lecz nie mów do mnie pani. Zapewnię, interesuje cię cała historia od początku –
kiwnęłam głową w znak odpowiedzi- więc zacznijmy. – kto tu kogo zapewnia? ZAPEWNE. I bez przecinka.
Byłam młodą dziewczyną, nie
wiele straszą niż ty teraz. -
niewiele
Moja cała rodzina musiała wyprowadzić się z domu moich matek. –
jak można mieć więcej niż jedną matkę?
Ojciec byli zaszokowani, że taki zabytek znajduje się
u nas. – O, widzę że ojcowie też zaczynają
się mnożyć w oczach.
Pierwsze zdjęcie, jakie wykonałam było mojej koleżanki
z szkoły, która zmarła chwilę później w dziwnych okolicznościach. – Może „pierwsze zrobione przeze mnie zdjęcie
przedstawiało moją koleżankę ze szkoły...”. Bo ta wersja jest co najmniej
toporna.
A i powinnaś wiedzieć, że wychowywałam się bez matki,
która zmarła niewiele po urodzeniu mnie. –
przecinek między „A, i powinnaś”. A swoją drogą, co z tymi matkami?
Wiele lat po tym wydarzeniu,
ponownie wyciągnęłam aparat. –
bez przecinka
Któregoś dnia, poznałam
twoją babkę. – bez przecinka
Nie wiem jak wiedziała,
że jestem taka sama jak ona. – przecinek
między „wiem, jak”.
Fascynowało mnie to i nie miałam oporów by przestać fotografować. – opór to niechęć. Mogła nie mieć POWODÓW by
przestać, ale gdyby nie miała oporów, toby po prostu przestała. I przecinek
między „oporów, by”.
Jednak to samo czuje, zabiłam teoretycznie trzy osoby
i nie odczuwam wielkich wyrzutów sumienia. –
„Jednak czujĘ to samo, teoretycznie zabiłam”, zadbajmy o jakiś szyk zdania.
Uprzedzając
twoje kolejne pytanie, jak obie przeżyłyśmy nie
wykonywując żadnych zdjęć. –
NIE ROBIĄC. Ewentualnie nie WYKONUJĄC, ale zdjęcia się robi, rzadko wykonuje.
Poza tym, czy to nie powinno być pytanie?
Tutaj w grę wchodzi nasza dusza, a dokładniej jej brak
i pewna legenda- spojrzałam na nią jak na
dziwaczkę. – błąd w zapisie dialogów, odsyłam
do lekcji drugiej. „ (...) pewna legenda. – Spojrzałam na nią....”
-Więc słucham tej opowieści – dodałam widząc, że
Lucyna przerwała. – przecinek pomiędzy
„dodałam” a „widząc”.
„dodałam” a „widząc”.
-Kiedy zaczęły powstawać pierwsze cywilizacje magia
była codziennością. – przecinek
pomiędzy „magia” a „była”. To jest zdanie złożone.
-Tak jak usłyszałaś, proszę nie przerywaj mi
– spojrzała się na mnie nie przyjemnie – pewnego razu, córka wielkiego maga
umarła w przedwczesnym wieku. – lekcja druga na temat dialogów.
„NIEPRZYJEMNIE” pisane razem, przecinek między „proszę” a „nie przerywaj”, bez
przecinka po „pewnego razu”.
Czuł, że to czar rzucony przez jego wroga, tą sprawę jednak zostawił bez żadnego wyjaśnienia. – TĘ. TĘ sprawę. Zasada jest taka, że kiedy rzeczownik
występuje w bierniku, zapisujemy „tę”, a nie „tą”. Kogo, co widzę? Tę sprawę.
Życia ukochanej córki by to i tak nie zwróciło, a
podejrzewał, że uwiodła ona syna, który niewiele wcześniej popełnił samobójstwo. – Co? Jakiego syna? W sensie swojego brata?
Czarodziej, który ją rzucił
był przesiąknięty czarną magią, a ona rządziła się innymi, nieznanymi
prawami. – przecinek między „rzucił” a
„był”.
To był początek przeklętego rodu, których potomkowie zostali rozsiani po całym świecie. – KTÓREGO potomkowie. Potomkowie którego rodu?
Przeklętego.
Nasza historia zaczyna się znacznie później, pod
koniec 19 wieku. – Primo: liczby zapisuje się
słownie. Secundo: wieki zapisuje się liczbami rzymskimi, to tak w kwestii
formalnej.
Pewien zakonnik, zaczął
badać sprawę dziedziczną śmierci kobiet w kilku
rodzinach. – bez przecinka. Jest tam gdzieś
orzeczenie? Jest to jakieś wtrącenie? Jest to inna figura stylistyczna,
bezwzględnie wymagająca przecinka? Nie. A poza tym... „dziedziczna śmierć”?
Jeśli już koniecznie chcesz zostawić to sformułowanie, to „dziedzicznEJ śmierci
kobiet”.
Czytał zakonnik
bardzo wiele pogańskich legend, zaczęła w jego głowie układać się teoria, która
go przeraziła. – bardzo ładny szyk przestawny, ale
nie pasuje do kontekstu.
Te kobiety, nie miały duszy. – bez przecinka, znowu.
Udał się do szamana, chciał pomocy, jednak ten mu nie
udzielił jej. – TEN MU JEJ NIE UDZIELIŁ. Formy
zaimków „jej, go, nim”, nigdy nie występują na początku ani na końcu zdania.
Zabił zakonnika, ponieważ w jego rodzinie, była kobieta z wymienionego, przeklętego
rodu. – bez przecinka. „Ponieważ w jego
rodzinie” nie jest wtrąceniem ani zdaniem składowym.
Duchowny uważał, że skoro nie mają duszy są powiązane z złem
największym i trzeba wszystkie powiesić. –
przecinek między „duszy” a „są”, ZE ZŁEM największym (z największym złem, to
lepiej brzmi).
Korzystając z jego notatek
opracował aparat, który przeklął i ofiarował kuzynce. – przecinek między „notatek” a „opracował”.
Kazał wykonywać
nim zdjęcia i w ten sposób kraść duszę innych dziewczyn by sama mogła żyć. – przecinek między „dziewczyn” a „by”. I komu kazał robić nim te zdjęcia?
-Nie umiem w to uwierzyć – odezwałam się po chwili
krępującej ciszy – oczekiwałam jakieś legendy o minimalnym sensie, a nie
wyjątkowo płytki scenariusz na film fantasy. –
Deklinacja rzeczowników leży tu i dogorywa. Po pierwsze, „JAKIEJŚ” legendy,
skoro ma być jedna, a po drugie „wyjątkowo płytkIEGO scenariuszA DO FILMU
fantasy”. A po drugie, lekcja o zapisie dialogów.
-Reakcje masz bardzo podobną do mojej, gdy się dowiedziałam –
westchnęła. - reakcjĘ
-Ale skoro dał aparat tylko dziewczynie z swojej rodziny, to, dlaczego ja mam swój i ty? – drugi przecinek niepotrzebny. A końcówka brzmi
dziwnie. Kiedyś zresztą kulturalnie było wymieniać od drugiej osoby do siebie,
na przykład „Kasia i ja” zamiast „ja i Kasia”.
-Możliwe, lecz nie ma nigdy pewności. – Możliwe, lecz nigdy nie ma pewności.
Twoja córka na pewno odziedziczy po tobie
przekleństwo– zrobiło mi się nie dobrze. – niedobrze.
„Nie” z przysłówkami pochodzącymi od przymiotników w stopniu równym piszemy
łącznie, na przykład „nieładnie”.
- Życie szykuje nam bardzo wiele niespodzianek, a ich
rozwiązanie pojmiemy dopiero po śmierci. –
rozwiązanie niespodzianki?
-Ale skoro kradniemy duszę, to nie wystarczy jednej? – No, moja panno, albo liczba pojedyncza, albo mnoga.
Można kraść JEDNĄ DUSZĘ albo można kraść DUSZE, czyli wiele dusz.
Ale to tak jakbyśmy kradły to, kim one są? Co się z
nimi dzieje? – jakie one? Teraz to i ja się
zgubiłam. Masz na myśli, że Amanda kradnie osobowość tych dziewczyn, czy coś
takiego?
-Ona się uwalnia, by pójść do miejsca, w którym ma
znajdować się po śmierci. Dlatego my, potrzebujemy
kolejnej. – Dobra, poddaję się. Zdecydowanie
nie mam pojęcia, kim są tajemnicze „one”, krążące po tym fragmencie. Jest też
błąd interpunkcyjny, ale najpierw radzę poprawić zaimki i jasność przekazu.
- To wszystko nie jest dobre, jedno życie, za wiele, wiele śmierci. – No tak, przecież w życiu się umiera tyle razy.
Ładnie się mówi półsłówkami, ale wtedy, kiedy to ma ręce i nogi. Tutaj „za
wiele, wiele” to po prostu powtórzenie.
-A jak to było z moją babką? Przecież ona nie
praktykowała tego przez wiele, wiele lat. – Wydawała się być zmieszana tym pytaniem. – Zapis dialogów!
-Była silna. A i nie wiesz, przez jaki długi czas
decydowała się na życie bez duszy. –
brakujący przecinek między „A, i nie wiesz”.
Zauważ, że przez całkiem spory okres czasu, możemy używać cudzej a
i bez również sporo przeżyć. – bez CZEGO?
Poza tym nadprogramowy przecinek między „czasu” a „możemy” i brakujący
przecinek między „cudzej” i „a”.
Kobiety umierały w wieku około dwudziestu lat. Więc odpowiedź sama sobie na te pytania. – znowu „WIĘC”. Poza tym, odpowiedz, nie odpowiedź.
-Mam nadzieje –
westchnęłam i delikatnie się uśmiechnęłam do Lucyny. – NadziejĘ.
-Zapomniałabym o prawie najważniejszym! – Krzyknęła,
co wzbudziło zainteresowania dwóch młodzieńców siedzących stolik obok – musisz bardzo, bardzo na siebie uważać. – znowu dialogi.
-Co przez to rozumiesz? –
Zapytałam się, a ona lekko się na mnie nachyliła
i cicho powiedziała – Po pierwsze,
kolokwializm, a po drugie, jak się można „na kogoś nachylać”? „Do kogoś”, to
jeszcze. „Ku komuś”, jeszcze lepiej.
-Wiele ludzi patrzy na
nas jak na morderców. – I wybijają
okna, te ludzie. „WielU ludzi”.
Nie ma, co się zbytnio im dziwić. – bez przecinka. Co chcesz nim oddzielać?
Można to nazwać instytucjami, którzy
zajmują się wszystkim, co wydaje się być dziwne i szukają winowajców. – KTÓRE, te instytucje.
-Wbiją nóż w serce – krótka odpowiedź, która wywołała
u mnie gęsią skórkę – nie umiem ci powiedzieć, jak to się odbywa. – dialogi, dialogi, dialogi. I komu niby wbiją ten
nóż w serce? To zdanie mogłoby wyglądać tak:
- Wbiją nam nóż w serce. – Krótka
odpowiedź wywołała u mnie gęsią skórkę. – Nie umiem ci powiedzieć, jak to się
odbywa.
Jednak w obecnych czasach, wszystko jest utrudnione. – niepotrzebny przecinek
Na razie, odłóż aparat i nie rób pochopnie zdjęć. – bez przecinka
-Nigdy, choć twoja babka mówiła, że byli blisko i że miała z nimi bliskie
spotkanie. – powtórzenia.
Nie wiem jednak jak
udało jej się wyjść z tego cało. – brakuje przecinka między „jednak” a „jak”,
który oddziela zdanie nadrzędne od podrzędnego.
-Oczywiście, ale chcesz żyć jak każdy, nie odpowiadamy
za decyzje naszych przodków i że taki, a nie inny los na nas spadł. – Już wspomniałam, jak piękne jest to zdanie.
-Rodziną bym tego nie nazwała, ale wywodzimy się od
jednej kobiety – zaśmiała się głośno. – Znowu
dialogi. Kropka, a od dużej litery „zaśmiała”. Na dziwną logikę nie będę
zwracać uwagi, bo domyślam się, że jeszcze ten temat rozwiniesz.
Uff...
W życiu beta czegokolwiek nie zabrała mi tyle czasu w proporcji do ilości
treści. I jakkolwiek mam nadzieję, że wskazówki okażą się pomocne, nie mogę w
tej kategorii przyznać wielu punktów. Muszę jednak uczciwie przyznać, że
wybrałam rozdział, w którym zdawało mi się, że tych błędów jest najwięcej.
2/15 pkt.
Scena trzecia: Teatr... amatorski?
Scena trzecia: Teatr... amatorski?
+ Za nowy pomysł, z którym się
jeszcze nie spotkałam. Morderczy aparat – bezcenne.
- Za bohaterów – opowieści o
nastolatkach opętanych dziwnymi mocami można znaleźć na co drugim blogu.
Czyżby
bilans wynosił zero?
-6/0/6 pkt.
Akt III
Scena pierwsza: Owacje na stojąco
Blog rzucił
mi się w oczy, bo jeszcze nie czytałam o tym dziwnym aparacie, ale poza tym
fajerwerków raczej nie ma. JESZCZE. Bo widzę w Tobie potencjał, tylko trzeba go
rozwinąć ćwiczeniami i poznawaniem dogłębnie polszczyzny, innej opcji nie ma.
1/4 pkt.
Epilog
Popracuj
nad językiem, o którym mówię cały czas, bo to bardzo ważne! Albo chociaż czytaj
rozdziały przed publikacją, bo niektóre literówki wpadły prawdopodobnie ze
zwykłego roztargnienia. Podobnie te nieszczęsne „wiele/wielu” i „którzy/które”.
A jeśli chodzi o resztę... czytaj do poduszki słownik i dużo dobrej literatury.
Poza
tym jednak historia jest ciekawa – gdyby jeszcze dało się to czytać po ludzku,
wątki fabularne były bardziej rozwinięte, trochę więcej opisów, mogłoby z tego
być coś niezłego.
3/5 pkt.
Razem
punktów 35, co umieszcza Cię w
teatralnej hierarchii na miejscu suflera!
Gratulacje.
Och, bez przesady. Mija prawie tydzień, a autorka nie dała nawet znaku, że ocenę przeczytała, zaglądam na jej blog, błędy jak były, tak są... A wiem, że przeczytała nowszą ocenę, która pojawiła się dwa dni po mojej i była być może bardziej pochlebna. Co mam zrobić, napisać i łaskawie poprosić o opinię? Po to siedziałam ze słownikiem i obłędem w oczach blisko dwa tygodnie?
OdpowiedzUsuńCzasami tak bywa, niestety. Pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz. Przykro, że włożyłaś w tę ocenę tyle pracy, a ktoś nawet głupiego "Dziękuję" nie napisze. :(
Usuńbomba blog niemoge doczekać się kolejnych rozdziałów
OdpowiedzUsuńNatomiast teraz zapraszam na mój blog:
http://kimijackmojahistoria.blogspot.com/
Widzę, że Corriente trzyma poziom i jako jedyna daje dość często znak życia. Cieszę się, bo to dzięki tobie ocenialnia jeszcze nieupadła. ;)
OdpowiedzUsuń