Uwaga!

7.09.2012

{0022} Ocena bloga zielony-blysk.blogspot.com

 Przepraszam, że tak długo to trwało, ale w końcu (w końcu!) jest.
 Witam wszystkich oficjalnie we wrześniu, miesiącu początków porannego wstawania (przynajmniej dla niektórych), marznięcia na przystankach i spotykania ciekawych ludzi w autobusach. 
I zapraszam na ocenę.

Autorka: Vreles
Oceniająca: corriente

Akt I

Scena pierwsza: Przestrzeń sceniczna

Zielony-błysk kojarzy mi się z Avadą Kedavrą, a to jednoznacznie z fandomem potterowskim. Wchodzę więc, zacierając ręce, bo w końcu początek września optymistycznie nie nastraja do niczego. Szybki rzut oka na belkę i... balonik z entuzjazmem został właśnie nakłuty szpileczką.
„Śmierć mogła go przemóc, nie mogła go jednak posiąść na własność – Newman”.
Abstrahując od faktu, że właśnie pojawiła się pierwsza niewiadoma (ten tajemniczy „on”), w belce brakuje mi czegoś jeszcze. Może cudzysłowu? Może kropki po „własność”?
Jakoś tak pusto na tym blogu. Niby jest sobie nagłówek, ale czarny, depresyjny, jakoś mnie nie przekonuje. Wszystko na stronie wygląda tak, jakby nie było nigdzie osadzone i może sobie latać w dowolną stronę. Nie mówię, że brakuje mi ramek, ale... Nic mnie nie wciąga.

Nie widzę żadnych odniesień do Pottera, poza wiadomym skojarzeniem z adresem, więc to chyba nie o tym.
Wyjdzie w praniu.

6/10 pkt.

Scena druga: Dekoracje

Szablon jest bardzo prosty, w zasadzie składa się tylko z nagłówka, a ten przypomina... interesującą zabawę akwarelą. Widnieje na nim bowiem kobieta, wokół której latają rozmaite figury geometryczne, kwiaty i... kleksy. Jest w nim coś przykuwającego wzrok, ale bez rewelacji, zwłaszcza, że ten czarny taki depresyjny, smugi przypominają mi ślady łez (ewentualnie rozmazanego tuszu, nie bądźmy drobiazgowi) i chyba wolałabym coś bardziej wesołego.
Jak na mój gust za dużo tu szarości, bo jest ona dosłownie wszędzie. Szare tło, czcionka, linki...
A, właśnie. Jeśli już jesteśmy przy linkach, to muszę wspomnieć, że bardzo, bardzo nie podoba mi się spis rozdziałów w prawej kolumnie. Na razie linków jest dziewięć, ale kiedy dojdziesz do, powiedzmy, czterdziestego rozdziału, lista zrobi się długa, niepotrzebna i spowoduje u kogoś oczopląs.

5/10 pkt.

Scena trzecia: Sceneria

Ramka z linkami do rozdziałów, którą już przerobiłyśmy. Dla mnie ten dodatek jest całkowicie niepotrzebny, wolałabym jakąś rozwijaną listę.
„O opowiadaniu”. Dowiaduję się, że będzie o dziewczynie, która otrzymała zabójczą broń – stary aparat. Jest też dużo innych informacji: akcja toczy się w bliżej nieokreślonym miasteczku, gdzieś w latach współczesnych, a przedział wiekowy jest dowolny. Z tym bym polemizowała, biorąc pod uwagę, że w Twoim opowiadaniu przewijają się wulgaryzmy i tematy nie zawsze dopasowane do każdej kategorii wiekowej.
„Bohaterowie”. Och, jak ja kocham takie ramki, zwłaszcza że pierwsze, czego się szuka, czytając książkę lub opowiadanie, to charakterystyka głównych bohaterów, których i tak zna się z każdej strony i raczej trudno ich przegapić.
„Autorka”. Masz osiemnaście lat, chodzisz do technikum. A potem następuje wyrywek z jakiegoś tekstu, możliwe że Twojego, ponieważ nawet google nie było w stanie pomóc mi ustalić autorstwa. Czy coś z niego rozumiem? Niewiele. To raczej swobodny „strumień świadomości”, możliwe, że chodziło o zabawę formą, która do mnie jakoś nie przemawia. Jest o samobójstwie, samotności, najciekawsze są te włosy w kolorach tęczy.
„Linki”. Nad tym nie będę się za bardzo rozwodzić, jest ich całkiem, całkiem, w dodatku są ładnie posegregowane tematycznie (co, mówiąc szczerze, znacznie ułatwiło mi odnalezienie linku do ocenialni).
Poza tym masz jeszcze „Spam” i widzę, że prowadzisz subskrypcję, co mi się podoba, chociaż niewiele osób korzysta z tej opcji na bloggerze, który ma system powiadomień.

3/4 pkt.

Akt II

Scena pierwsza: Scenariusz

Treść może i jest cudna, ale podana w takiej formie staje się po prostu nie do przeczytania. Błędy, brakujące czasowniki, końcówki: czasami gubię się, kto co powiedział i kto kim jest. Ponieważ jednak na błędy przyjdzie kolej w następnym punkcie, biorę głęboki oddech i zabieram się do czytania.
Po pierwsze, bohaterowie.
Ujmę to tak: całe szerokie grono nastolatków tu występujących mnie nie przekonuje. Chodzą do technikum, a jednak momentami mam wrażenie, jakbym patrzyła na dzieciaki z gimnazjum. Nie przeszkadza mi to, że Amanda pali i pije (albo inaczej: przeszkadzałoby mi to prywatnie), ale z jednej strony stara się być „taka dorosła”, a z drugiej bywa tak dziecinna, że ręce opadają. Robienie dziewczynie zdjęcia po to, żeby ją zabić, bo odbiła chłopaka jej przyjaciółki? A w kij z chłopakiem, skoro się okazał tak podatny na byle pokusę, za to zemsta po prostu mnie przerasta. Jeszcze lepiej jest w następnym rozdziale, kiedy Amanda dowiaduje się, że po prostu jest „zła” i musi zabijać, bo nie ma duszy.
Żeby było śmieszniej, sam koncept nie jest tak znowu głupi, bo nawet ładnie to sobie wymyśliłaś, ale nie umiem go dopasować do historii nastolatki, która żyje sobie w całkiem zwyczajnym miasteczku i pewnego dnia nagle odkrywa w sobie mordercze skłonności. Więcej – dowiaduje się, że owe skłonności posiada. Oczywiście w to wierzy, bez zastrzeżeń. Póki co historia dotarła do punktu, w którym brat próbuje jej to wyperswadować i zauważa, że sama ma wpływ na to, jaka jest, w związku z czym nie mam okazji się przekonać, jak bardzo Amanda jest podatna na wpływy.
Po drugie, fabuła.
Tak jak myślałam, będzie o magii, chociaż nie tej w stylu Harry’ego Pottera. W związku z tym odpada cały urok różdżek, kociołków i mioteł, w zasadzie odpada cały urok, bo głównym zadaniem tych nadprzyrodzonych mocy w Twoim opowiadaniu jest zabijanie.
Generalnie wygląda to tak: kobieta robi zdjęcie aparatem, a potem uwieczniona na fotografii dziewczyna ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Kobieta musi to robić, żeby przeżyć, ponieważ nie ma duszy, a te kobiety z rodu, które nie zabijają, giną młodo, w okolicach dwudziestki, trzydziestki. Amanda dowiaduje się, że też musi dołączyć do grona morderców, inaczej sama zginie.
Powtórzenia „kobiety” celowe. Ta klątwa dotyka tylko kobiet.
Najlepsza z tego wszystkiego jest Lucyna, która wyjaśnia jej całą zagmatwaną historię, po czym nieśmiałe wyrzuty sumienia Amandy kwituje w ten sposób: „Oczywiście, ale chcesz żyć jak każdy, nie odpowiadamy za decyzje naszych przodków i że taki, a nie inny los na nas spadł”. Fajowe podejście, cytat do powieszenia nad łóżkiem.
Następnie... opowiadanie z początku rozkręcało się wolno, ktoś umierał, Amanda znajdowała jakieś poszlaki, coś się działo, ale nie pędziło. Kiedy Amanda dowiaduje się wszystkiego od Lucyny, akcja rusza z kopyta, co nie przekłada się ani na ilość, ani na jakość treści. Zwolnij. Dawkuj napięcie. Rzucaj czytelnikowi szczegóły, tak, żeby naprawdę zmusić go do dalszego czytania (zainteresowało Cię? To czytaj dalej, nie odkryję wszystkich kart od razu).
Gdzieś w tle pojawiają się tajemniczy ludzie, którzy (jak sobie nieśmiało przypuszczam) najchętniej dopadliby Amandę. Ale wzmianka o nich jest krótka, mało treściwa i pojawia się dwa razy na osiem rozdziałów. Szkoda, bo tekst dużo by zyskał na dodaniu i głębszym omówieniu tego wątku.
Po trzecie, język.
Brakuje mi momentami opisów, ale nie uczuć, zachowań i tak dalej, tego jest momentami aż w nadmiarze. Trochę więcej skupienia się na miejscu akcji. Nie muszę wiedzieć, co Amanda pakuje do swojej ulubionej torebki, zwłaszcza jeśli nie ma to większego związku z treścią rozdziału.
Jest też coś, czego nie lubię strasznie, mianowicie rozpoczynanie opisu jakiejś sytuacji po to, by później zakończyć ją „jednak na szczęście szybko to się skończyło”. Przykład:
„W szpitalu nie stwierdzili zbyt większych obrażeń, po za złamanym nosem i obitą pupą. Samochód jechał wolno, to była w końcu ulica osiedlowa. Wezwali moich rodziców, musieli przywieźć ubezpieczenie. Jakie to chore jest w Polskich szpitalach, że po za udzieleniem pomocy koniecznej w stanie zagrożenia życia nie wykonają nic. Moi rodzice najpierw mieli do mnie pretensje, dopiero po chwili uświadomili sobie, że to wina kierowcy, a ja jestem ofiarą. Jednak ku mojemu szczęściu, pojechaliśmy dosyć szybko do domu oraz darowali sobie pytania i zastanawianie, kim jest Sebastian, który ciągle mi towarzyszył. „
Po pierwsze, nie do końca rozumiem wstawkę o polskich szpitalach, a także co konkretnie miałyby zrobić w tej sytuacji. Po drugie, użycie tego słówka, „jednak”. O co chodzi? Gdyby zostawić samo „na szczęście”, zdanie miałoby dużo więcej sensu. Ja na przykład się na nim zatrzymałam, bo zastanowiłam się, jakie to tortury miały miejsce w tym szpitalu, że trzeba je było zakończyć „ale na szczęście pojechaliśmy”.
Kolokwializmy. Formy „spojrzeć się”, „patrzeć się”, są dopuszczalne, ale bardzo potoczne. Nie pasują kompletnie do tekstu literackiego. W ogóle sam dobór słów... wiem, że to opowiadanie o nastolatkach i (prawdopodobnie) do nastolatków adresowane, ale jednak język polski tu leży i kwiczy. A jeszcze nie wspomniałam o błędach.
Podsumowując, wychodzę z bloga z uczuciem, że coś przeczytałam, ale nie zostaje mi to kompletnie w pamięci.
Sam pomysł nie jest zły. Dziwny, momentami naciągany, owszem, ale nie jest to kompletna bzdura. Ubranie go w inną formę, może osadzenie w innych okolicznościach (czytanie o morderczych nastolatkach naprawdę mnie nie przekonuje) sprawi, że ta historia stanie się bardziej wiarygodna. Opisy miejsc również, zwłaszcza, że w Twoim opowiadaniu rozkład dialogów i opisów przypada bardzo nierówno. 

15/35 pkt.

Scena druga: Niedomówienia

ZBETOWAŁAM, bo drobną korektą tego się nazwać nie da, jeden rozdział, za to od pierwszej litery do ostatniej kropki. Radzę dokładnie przeczytać i wyciągnąć stosowne wnioski.

„Śmierć młodej dziewczyny! Policja nie wie, kto jest sprawcą kolejnej zbrodni. Wszelkie dowody sugerują seryjnego mordercę. Świadkowie ujawniają, że dziewczyna nagle upadła i już więcej się nie podniosła. Więcej informacji na stronie 4.” – skoro upadła i więcej się nie podniosła, to skąd te dowody sugerujące seryjnego mordercę? Mnie to wygląda na problemy ze zdrowiem.
Ubzdurała sobie, że potrącenie samochodem mogło być celowe, szczególnie, że w tej sprawie nic nie wiadomo. – bez przecinka, „szczególnie że” jest tutaj spójnikiem wprowadzającym dodatkowy argument.
Czułam, że wieczorem z ojcem wyznaczą szczególne środki ostrożności, czyli chore zakazy wychodzenia i uważania na siebie.  – wyznaczą zakaz uważania na siebie? Poza tym, czy to naprawdę chory zakaz (tfu, nakaz)?
Przerażał mnie fakt, iż nie miałam wyrzutów sumienia. Takie plugawe istoty jak Dominika nie powinny chodzić po świecie. Czy taka właśnie miałam być?- znaczy jaka, plugawa? Czy może nieczuła?
Przecież moje babki musiały mieć świadomość, że w ten sposób zabiją. Więc mam to w genach. – NIGDY nie zaczynamy zdania od „więc”. Chociaż ostatnio staje się to modne, ale ja się trzymam starej wersji.
A pozostałe dziewczyny, może i były niewinne, lecz kto to tak naprawdę wie. – bez przecinka. To nie jest wtrącenie, bo część zdania po „lecz” bezpośrednio się do niego odnosi.
Z przeznaczeniem nie powinnam walczyć, próbowałam a i tak wykonałam to, co należało do mnie.  przecinek w „próbowałam, a”.
W tym momencie, już nic mi nie szkodziło. – bez przecinka. Nie jest to wtrącenie.
-Słucham. – lekcja pierwsza na temat dialogów wygląda tak, że spacje po myślnikach robimy zawsze z obu stron.
-Oczywiście, że kojarzę moja droga. – przecinek między „kojarzę” a „moja”. Takie zwroty zawsze zapisujemy z przecinkiem, np. „Witaj, Kasiu”..
-Oczywiście, z chęcią. Więc kiedy? Dziś mam wolny dzień. – znowu „więc”. Ja wiem, że użycie tego słowa czasem po prostu jest konieczne i za Chiny Ludowe nie można inaczej, ale tutaj jest całkowicie zbędne.
-To może za godzinę w cukierni. Dasz radę? – rozumiem, że cukiernia w tym mieście jest tylko jedna, co jakoś kłóci mi się z tym, że jest tam również szpital.
-Tak. Dziękuje bardzo, że pani się zgodziła. Do zobaczenia. – dziękujĘ
Byłam zdenerwowana, szczególnie, że kobieta się spóźniała. – znowu
„szczególnie że” jest spójnikiem.
Przez chwilę, miałam dziwne uczucie, że przyjdzie z policją. – bez przecinka. To nie jest wtrącenie.
Tylko, co mogłaby im powiedzieć, to ona jest mordercą? – to zdanie jest całe na czerwono, bo
- „tylko co” pisze się bez przecinka
- „to ona jest mordercą” powinno być co najmniej ujęte w cudzysłów, a w ogóle to można takie niefortunne sformułowanie zamienić na „Tylko co mogłaby im powiedzieć, że to ja jestem mordercą?”
 Lokal był świeżo malowany beżową farbą, stoliki drewniane również były nowe. – „drewniane stoliki również były nowe”, zachowajmy jakąś składnię.
Wyjątkowo podobały mi się, że były przykryte szybą, pod którą gustownie były ułożone suszone kwiaty. – co najwyżej „podobało mi się”. I powtórzenia.
-Więc zrobiłaś kolejną fotografię – spojrzałam się na nią wymownie, jednak nie dała mi dojść do słowa- gazety moja droga, gazety. – przyszła pora na drugą lekcję o zapisie dialogów. Główna zasada, którą BEZWZGLĘDNIE NALEŻY ZAPAMIĘTAĆ, brzmi tak:
- Uwielbiam czerwone róże – powiedziała Mary do Johna, energicznie podskakując w miejscu.
- Uwielbiam czerwone róże. – Podskakiwała w miejscu z wrażenia.
Słowa typu: krzyknęła, powiedziała, zapytała, i tak dalej, piszemy po myślniku, przed którym NIE MA KROPKI, a po nim NIE MA DUŻEJ LITERY.
Wszystkie inne słowa, które nie określają bezpośrednio charakteru wypowiedzianych słów, piszemy po myślniku, PRZED KTÓRYM JEST KROPKA, a po nim JEST DUŻA LITERA. To zdanie powinno więc wyglądać tak:
- Więc zrobiłaś kolejną fotografię. – Spojrzałam na nią wymownie, jednak nie dala mi dojść do słowa. – Gazety, moja droga, gazety.
-Chce by pani mi wszystko… - nie dokończyłam. – ChcĘ
-Pozwoliłam sobie zamówić za ciebie, nie masz nic przeciwko? – Zapytała się po chwili kosztując ciasto. – Po pierwsze, wspomniałam, że „zapytała się” jest bardzo potoczne i nie pasuje do tekstu literackiego. A po drugie... myślałam, że to Amanda pierwsza była w kawiarni, więc kiedy Lucyna zdążyła zamówić ciastko?
-Nie. Więc proszę, żeby mi pani wszystko wyjaśniła. – Znowu „więc”
-Dobrze, lecz nie mów do mnie pani. Zapewnię, interesuje cię cała historia od początku – kiwnęłam głową w znak odpowiedzi- więc zacznijmy. – kto tu kogo zapewnia? ZAPEWNE. I bez przecinka.
Byłam młodą dziewczyną, nie wiele straszą niż ty teraz. - niewiele
Moja cała rodzina musiała wyprowadzić się z domu moich matek. – jak można mieć więcej niż jedną matkę?
Ojciec byli zaszokowani, że taki zabytek znajduje się u nas. – O, widzę że ojcowie też zaczynają się mnożyć w oczach.
Pierwsze zdjęcie, jakie wykonałam było mojej koleżanki z szkoły, która zmarła chwilę później w dziwnych okolicznościach. – Może „pierwsze zrobione przeze mnie zdjęcie przedstawiało moją koleżankę ze szkoły...”. Bo ta wersja jest co najmniej toporna.
A i powinnaś wiedzieć, że wychowywałam się bez matki, która zmarła niewiele po urodzeniu mnie. – przecinek między „A, i powinnaś”. A swoją drogą, co z tymi matkami?
Wiele lat po tym wydarzeniu, ponownie wyciągnęłam aparat. – bez przecinka
Któregoś dnia, poznałam twoją babkę. – bez przecinka
Nie wiem jak wiedziała, że jestem taka sama jak ona. – przecinek między „wiem, jak”.
Fascynowało mnie to i nie miałam oporów by przestać fotografować. – opór to niechęć. Mogła nie mieć POWODÓW by przestać, ale gdyby nie miała oporów, toby po prostu przestała. I przecinek między „oporów, by”.
Jednak to samo czuje, zabiłam teoretycznie trzy osoby i nie odczuwam wielkich wyrzutów sumienia. – „Jednak czujĘ to samo, teoretycznie zabiłam”, zadbajmy o jakiś szyk zdania.
 Uprzedzając twoje kolejne pytanie, jak obie przeżyłyśmy nie wykonywując żadnych zdjęć. – NIE ROBIĄC. Ewentualnie nie WYKONUJĄC, ale zdjęcia się robi, rzadko wykonuje. Poza tym, czy to nie powinno być pytanie?
Tutaj w grę wchodzi nasza dusza, a dokładniej jej brak i pewna legenda- spojrzałam na nią jak na dziwaczkę. – błąd w zapisie dialogów, odsyłam do lekcji drugiej. „ (...) pewna legenda. – Spojrzałam na nią....”
-Więc słucham tej opowieści – dodałam widząc, że Lucyna przerwała. – przecinek pomiędzy
„dodałam” a „widząc”.
-Kiedy zaczęły powstawać pierwsze cywilizacje magia była codziennością. – przecinek pomiędzy „magia” a „była”. To jest zdanie złożone.
-Tak jak usłyszałaś, proszę nie przerywaj mi – spojrzała się na mnie nie przyjemnie – pewnego razu, córka wielkiego maga umarła w przedwczesnym wieku.  – lekcja druga na temat dialogów. „NIEPRZYJEMNIE” pisane razem, przecinek między „proszę” a „nie przerywaj”, bez przecinka po „pewnego razu”.
Czuł, że to czar rzucony przez jego wroga, tą sprawę jednak zostawił bez żadnego wyjaśnienia. – TĘ. TĘ sprawę. Zasada jest taka, że kiedy rzeczownik występuje w bierniku, zapisujemy „tę”, a nie „tą”. Kogo, co widzę? Tę sprawę.
Życia ukochanej córki by to i tak nie zwróciło, a podejrzewał, że uwiodła ona syna, który niewiele wcześniej popełnił samobójstwo. – Co? Jakiego syna? W sensie swojego brata?
Czarodziej, który ją rzucił był przesiąknięty czarną magią, a ona rządziła się innymi, nieznanymi prawami. – przecinek między „rzucił” a „był”.
To był początek przeklętego rodu, których potomkowie zostali rozsiani po całym świecie. – KTÓREGO potomkowie. Potomkowie którego rodu? Przeklętego.
Nasza historia zaczyna się znacznie później, pod koniec 19 wieku. – Primo: liczby zapisuje się słownie. Secundo: wieki zapisuje się liczbami rzymskimi, to tak w kwestii formalnej.
Pewien zakonnik, zaczął badać sprawę dziedziczną śmierci kobiet w kilku rodzinach. – bez przecinka. Jest tam gdzieś orzeczenie? Jest to jakieś wtrącenie? Jest to inna figura stylistyczna, bezwzględnie wymagająca przecinka? Nie. A poza tym... „dziedziczna śmierć”? Jeśli już koniecznie chcesz zostawić to sformułowanie, to „dziedzicznEJ śmierci kobiet”.
 Czytał zakonnik bardzo wiele pogańskich legend, zaczęła w jego głowie układać się teoria, która go przeraziła. – bardzo ładny szyk przestawny, ale nie pasuje do kontekstu.
Te kobiety, nie miały duszy. – bez przecinka, znowu.
Udał się do szamana, chciał pomocy, jednak ten mu nie udzielił jej. – TEN MU JEJ NIE UDZIELIŁ. Formy zaimków „jej, go, nim”, nigdy nie występują na początku ani na końcu zdania.
Zabił zakonnika, ponieważ w jego rodzinie, była kobieta z wymienionego, przeklętego rodu. – bez przecinka. „Ponieważ w jego rodzinie” nie jest wtrąceniem ani zdaniem składowym.
Duchowny uważał, że skoro nie mają duszy są powiązane z złem największym i trzeba wszystkie powiesić. – przecinek między „duszy” a „są”, ZE ZŁEM największym (z największym złem, to lepiej brzmi).
Korzystając z jego notatek opracował aparat, który przeklął i ofiarował kuzynce. – przecinek między „notatek” a „opracował”.
 Kazał wykonywać nim zdjęcia i w ten sposób kraść duszę innych dziewczyn by sama mogła żyć. – przecinek między „dziewczyn” a „by”. I komu kazał robić nim te zdjęcia?
-Nie umiem w to uwierzyć – odezwałam się po chwili krępującej ciszy – oczekiwałam jakieś legendy o minimalnym sensie, a nie wyjątkowo płytki scenariusz na film fantasy. – Deklinacja rzeczowników leży tu i dogorywa. Po pierwsze, „JAKIEJŚ” legendy, skoro ma być jedna, a po drugie „wyjątkowo płytkIEGO scenariuszA DO FILMU fantasy”. A po drugie, lekcja o zapisie dialogów.
-Reakcje masz bardzo podobną do mojej, gdy się dowiedziałam – westchnęła. - reakcjĘ
-Ale skoro dał aparat tylko dziewczynie z swojej rodziny, to, dlaczego ja mam swój i ty? – drugi przecinek niepotrzebny. A końcówka brzmi dziwnie. Kiedyś zresztą kulturalnie było wymieniać od drugiej osoby do siebie, na przykład „Kasia i ja” zamiast „ja i Kasia”.
-Możliwe, lecz nie ma nigdy pewności. – Możliwe, lecz nigdy nie ma pewności.
Twoja córka na pewno odziedziczy po tobie przekleństwo– zrobiło mi się nie dobrze. – niedobrze. „Nie” z przysłówkami pochodzącymi od przymiotników w stopniu równym piszemy łącznie, na przykład „nieładnie”.
- Życie szykuje nam bardzo wiele niespodzianek, a ich rozwiązanie pojmiemy dopiero po śmierci. – rozwiązanie niespodzianki?
-Ale skoro kradniemy duszę, to nie wystarczy jednej? – No, moja panno, albo liczba pojedyncza, albo mnoga. Można kraść JEDNĄ DUSZĘ albo można kraść DUSZE, czyli wiele dusz.
Ale to tak jakbyśmy kradły to, kim one są? Co się z nimi dzieje? – jakie one? Teraz to i ja się zgubiłam. Masz na myśli, że Amanda kradnie osobowość tych dziewczyn, czy coś takiego?
-Ona się uwalnia, by pójść do miejsca, w którym ma znajdować się po śmierci. Dlatego my, potrzebujemy kolejnej. – Dobra, poddaję się. Zdecydowanie nie mam pojęcia, kim są tajemnicze „one”, krążące po tym fragmencie. Jest też błąd interpunkcyjny, ale najpierw radzę poprawić zaimki i jasność przekazu.
- To wszystko nie jest dobre, jedno życie, za wiele, wiele śmierci. – No tak, przecież w życiu się umiera tyle razy. Ładnie się mówi półsłówkami, ale wtedy, kiedy to ma ręce i nogi. Tutaj „za wiele, wiele” to po prostu powtórzenie.
-A jak to było z moją babką? Przecież ona nie praktykowała tego przez wiele, wiele lat.Wydawała się być zmieszana tym pytaniem. – Zapis dialogów!
-Była silna. A i nie wiesz, przez jaki długi czas decydowała się na życie bez duszy. – brakujący przecinek między „A, i nie wiesz”.
Zauważ, że przez całkiem spory okres czasu, możemy używać cudzej a i bez również sporo przeżyć. – bez CZEGO? Poza tym nadprogramowy przecinek między „czasu” a „możemy” i brakujący przecinek między „cudzej” i „a”.
Kobiety umierały w wieku około dwudziestu lat. Więc odpowiedź sama sobie na te pytania. – znowu „WIĘC”. Poza tym, odpowiedz, nie odpowiedź.
-Mam nadzieje – westchnęłam i delikatnie się uśmiechnęłam do Lucyny. – NadziejĘ.
-Zapomniałabym o prawie najważniejszym! – Krzyknęła, co wzbudziło zainteresowania dwóch młodzieńców siedzących stolik obok – musisz bardzo, bardzo na siebie uważać. – znowu dialogi.
-Co przez to rozumiesz? – Zapytałam się, a ona lekko się na mnie nachyliła i cicho powiedziała – Po pierwsze, kolokwializm, a po drugie, jak się można „na kogoś nachylać”? „Do kogoś”, to jeszcze. „Ku komuś”, jeszcze lepiej.
-Wiele ludzi patrzy na nas jak na morderców. – I wybijają okna, te ludzie. „WielU ludzi”.
Nie ma, co się zbytnio im dziwić. – bez przecinka. Co chcesz nim oddzielać?
Można to nazwać instytucjami, którzy zajmują się wszystkim, co wydaje się być dziwne i szukają winowajców. – KTÓRE, te instytucje.
-Wbiją nóż w serce – krótka odpowiedź, która wywołała u mnie gęsią skórkę – nie umiem ci powiedzieć, jak to się odbywa. – dialogi, dialogi, dialogi. I komu niby wbiją ten nóż w serce? To zdanie mogłoby wyglądać tak:
- Wbiją nam nóż w serce. – Krótka odpowiedź wywołała u mnie gęsią skórkę. – Nie umiem ci powiedzieć, jak to się odbywa.
Jednak w obecnych czasach, wszystko jest utrudnione. – niepotrzebny przecinek
Na razie, odłóż aparat i nie rób pochopnie zdjęć.  – bez przecinka
-Nigdy, choć twoja babka mówiła, że byli blisko i że miała z nimi bliskie spotkanie. – powtórzenia.
Nie wiem jednak jak udało jej się wyjść z tego cało.  – brakuje przecinka między „jednak” a „jak”, który oddziela zdanie nadrzędne od podrzędnego.
-Oczywiście, ale chcesz żyć jak każdy, nie odpowiadamy za decyzje naszych przodków i że taki, a nie inny los na nas spadł. – Już wspomniałam, jak piękne jest to zdanie.
-Rodziną bym tego nie nazwała, ale wywodzimy się od jednej kobiety – zaśmiała się głośno. – Znowu dialogi. Kropka, a od dużej litery „zaśmiała”. Na dziwną logikę nie będę zwracać uwagi, bo domyślam się, że jeszcze ten temat rozwiniesz.   
 
Uff... W życiu beta czegokolwiek nie zabrała mi tyle czasu w proporcji do ilości treści. I jakkolwiek mam nadzieję, że wskazówki okażą się pomocne, nie mogę w tej kategorii przyznać wielu punktów. Muszę jednak uczciwie przyznać, że wybrałam rozdział, w którym zdawało mi się, że tych błędów jest najwięcej.

2/15 pkt.

Scena trzecia: Teatr... amatorski?


+ Za nowy pomysł, z którym się jeszcze nie spotkałam. Morderczy aparat – bezcenne.
- Za bohaterów – opowieści o nastolatkach opętanych dziwnymi mocami można znaleźć na co drugim blogu.
Czyżby bilans wynosił zero?

-6/0/6 pkt.


Akt III

Scena pierwsza: Owacje na stojąco
Blog rzucił mi się w oczy, bo jeszcze nie czytałam o tym dziwnym aparacie, ale poza tym fajerwerków raczej nie ma. JESZCZE. Bo widzę w Tobie potencjał, tylko trzeba go rozwinąć ćwiczeniami i poznawaniem dogłębnie polszczyzny, innej opcji nie ma.
1/4 pkt.

Epilog

Popracuj nad językiem, o którym mówię cały czas, bo to bardzo ważne! Albo chociaż czytaj rozdziały przed publikacją, bo niektóre literówki wpadły prawdopodobnie ze zwykłego roztargnienia. Podobnie te nieszczęsne „wiele/wielu” i „którzy/które”. A jeśli chodzi o resztę... czytaj do poduszki słownik i dużo dobrej literatury.
Poza tym jednak historia jest ciekawa – gdyby jeszcze dało się to czytać po ludzku, wątki fabularne były bardziej rozwinięte, trochę więcej opisów, mogłoby z tego być coś niezłego.

3/5 pkt.


Razem punktów 35, co umieszcza Cię w teatralnej hierarchii na miejscu suflera!
Gratulacje.

4 komentarze:

  1. Och, bez przesady. Mija prawie tydzień, a autorka nie dała nawet znaku, że ocenę przeczytała, zaglądam na jej blog, błędy jak były, tak są... A wiem, że przeczytała nowszą ocenę, która pojawiła się dwa dni po mojej i była być może bardziej pochlebna. Co mam zrobić, napisać i łaskawie poprosić o opinię? Po to siedziałam ze słownikiem i obłędem w oczach blisko dwa tygodnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami tak bywa, niestety. Pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz. Przykro, że włożyłaś w tę ocenę tyle pracy, a ktoś nawet głupiego "Dziękuję" nie napisze. :(

      Usuń
  2. bomba blog niemoge doczekać się kolejnych rozdziałów
    Natomiast teraz zapraszam na mój blog:
    http://kimijackmojahistoria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że Corriente trzyma poziom i jako jedyna daje dość często znak życia. Cieszę się, bo to dzięki tobie ocenialnia jeszcze nieupadła. ;)

    OdpowiedzUsuń