Aaaaa, znowu mam poślizg czasowy. Nie mogę się wytłumaczyć inaczej niż przytłaczającą ilością matematyki i fizyki (i chorobą na dokładkę)... więc nie będę się tłumaczyć.
Idę pracować dalej, dziękuję i pozdrawiam.
_________________________________________________________
Blog:spiewkosoglosa
Autorka: Clove Allison
Ocenia: Corriente
Akt I
Scena pierwsza: Przestrzeń sceniczna
Scena pierwsza: Przestrzeń sceniczna
Oo, chyba
będzie o Igrzyskach Śmierci?
Jestem
pozytywnie nastawiona do adresu, bo niedawne ferie umożliwiły mi pochłonięcie
wszystkich trzech tomów, więc cieszę się, że będę mogła jakoś wykorzystać
nabytą niedawno wiedzę.
Śpiew
Kosogłosa brzmi ładnie i od razu się zastanawiam, o czym też może traktować
Twój blog. Mam nadzieję, że to jakieś ładne opowiadanie, przy którym miło minie
mi czas.
Wchodzę.
Wita mnie szarość,
szarość i czerń, tak dobijające, że mój entuzjazm zaczyna lekko gasnąć. To
wszystko wydaje się przydymione, do bólu szare i smutne. W dodatku ten śnieżek,
tańczący mi przed oczami, rozprasza i denerwuje. Kolumna z tekstem wydaje się
strasznie wąska i również szara, trudno odróżnić w niej jeden post od drugiego
na pierwszy rzut oka.
7/10 pkt.
Scena druga: Dekoracje
Dziewczyna na nagłówku wygląda, jakby nie miała
jednego oka, a ten dziwny kształt z prawej to... wstążka? Płomień? Zorza polarna?
Trudno powiedzieć.
Prawdę powiedziawszy, szablon mi się nie podoba. Jest,
po pierwsze, oszałamiająco szary, a po drugie, klejenie nagłówka wygląda po
prostu dziwnie. Zwłaszcza ta dziewczyna bez oka, za to z jakimś dziwnym
kwiatem(?) przypiętym do ramienia.
„Lista blogów’” i „O mnie” zajmuje więcej miejsca niż
ramka z tekstem, co trochę mnie rozprasza, bo sprawia wrażenie, że nie treść
jest tu najważniejsza, tylko dodatki.
6/10 pkt.
Scena trzecia: Sceneria
Scena trzecia: Sceneria
Mamy standardowy „Spis treści”, „Spamownik”, „Linki”, parę gadżetów po prawej, nad którymi trudno się rozwodzić.
„Bohaterowie”
to podstrona, której nienawidzę z całej duszy, ale w tym przypadku okazała się
przydatna – dlaczego, to się okaże za chwilę.
„Informacje”,
czyli krótkie streszczenie i linki do dwóch Twoich innych blogów związanych z
Igrzyskami.
„O
Autorce” – i widzę, że mamy dużo wspólnego? Z ciekawości – wolisz pierwszą czy
drugą część „Skarbu Narodów”?
PS. „TowaRZystwie”.
„O
książce – Igrzyska Śmierci” – streszczenie książki, do której piszesz
fanfiction.
I
link do Facebooka.
Podstrony
są stosunkowo porządne i przemyślane.
4/4 pkt.
Akt II
Scena pierwsza: Scenariusz
Scena pierwsza: Scenariusz
a)
fabuła
Nic nowego. Mamy Debby – drugą Katniss
Everdeen, tylko trochę bardziej podrasowaną, bo już w wieku dziesięciu lat nie
robi nic poza drapaniem się na drzewa, wszystkie kosogłosy jej słuchają i
jeszcze śpiewają jej piosenkę podczas gali w Pałacu. Debby idzie na dożynki ze
swoją siostrą – oczywiście nie wierzy, że Rose może zostać wylosowana, a
jednak! Zgłasza się więc na ochotnika za swoją siostrę, trafia się jej najgorszy mentor (całe szczęście, że nie
Haymitch) i Dixi,
niebezpiecznie przypominająca Effie Trinket (a Effie Trinket jest niepokonana,
mówię wam). Jadą do Kapitolu, gdzie Debby przechodzi dokładnie przez to samo,
co Katniss Everdeen, więc nie będę wam tego opisywać, poznaje tych samych
ludzi, co Katniss, tylko imiona zostały zmienione. Różnica pojawia się na arenie,
gdy Logan, partner Debby z Piątki, umiera, zamiast odejść z nią w blask
zachodzącego słońca.
Mówiłam już o tym, jak bardzo nie cierpię
tego typu historii – jest to zresztą napisane w moim opisie, więc proszę się
nie zdziwić, że nie okażę miłosierdzia dla przepisania planu wydarzeń z książki
i podmienienia imion bohaterów.
Wiedziałam, że niektóre zdania brzmią
niebezpiecznie książkowo, a w momencie, kiedy coś naprawdę we mnie drgnęło i kazało sięgnąć po egzemplarz
„Igrzysk”, znalazłam na przykład coś takiego:
„Jednak zamiast zwykłego kranu jest tam panel
sterowania z ponad setką opcji regulacji temperatury wody, jej ciśnienia,
wyboru rodzaju mydła i szamponu oraz gąbek masujących.” – spiewkosoglosa,
R. 7
„Sam prysznic został wyposażony w
tablicę z ponad setką opcji regulacji temperatury wody, jej ciśnienia, wyboru
rodzaju mydła, szamponu, zapachu, olejku oraz gąbek masujących” – Igrzyska
Śmierci, Suzanne Collins (Media Rodzina, wyd. 2011, s. 73)
Strasznie ciężko jest mi uwierzyć, że
PRYSZNIC można opisać w jedyny słuszny sposób. A te zdania brzmią bardzo,
bardzo, aż za bardzo podobnie.
Idąc akapit dalej:
„Okna przybliżają i oddalają widok na wybrane
części miasta. Wystarczy, że wyszepczę do specjalnego mikrofonu nazwę potrawy z
wielkiego jadłospisu, to w niecałą minutę pojawia się, gorąca.” –
spiewkosoglosa, R.7
„Zgodnie z moim życzeniem, okna przybliżają
lub oddalają widok na różne części miasta. Wystarczy tylko wyszeptać do
mikrofonu nazwę potrawy z ogromnego jadłospisu, a w niecałą minutę już się
zjawia, gorąca i wonna”. - Igrzyska Śmierci, Suzanne Collins (Media Rodzina,
wyd. 2011, s. 73)
Droga Autorko: jeśli się nie chce czegoś
opisywać albo się nie ma na to pomysłu, to się tego po prostu nie robi, jeśli
nie jest to konieczne. Kopiowanie za książką, do której pisze się fanfiction,
jest podwójnie głupim pomysłem. Głównie dlatego, że fan książki (albo mól książkowy, który dziwnym przypadkiem właśnie
pochłonął całą trylogię, jak ja) szybko znajdzie te nawiązania, sformułowania i
bardzo podobne zdania. I bardzo mu się to nie spodoba. Tak jak nie podoba się
mnie.
Rozdział 19 to mistrzostwo
charakterologicznych zawirowań. W pierwszej części Debby ma rozterki moralne
związane ze śmiercią trybutów, z własną odpowiedzialnością za śmierć Logana, ze
stanem psychiki Grega, itd. W drugiej natomiast, obserwując zawodowców, ma
ochotę chichotać, kiedy jeden z nich parodiuje głos błagającej o zachowanie
życia dziewczynki.
To którą Debby mam wybrać? Tę, która ma
jakieś szczątki rozeznania między dobrem i złem, czy tę, która przyłącza się do
okrutnych żartów – zresztą żartów osób, które planuje zabić? Zdajesz sobie
sprawę, że tak razem to się nie da.
Właściwie najbardziej ciekawią mnie ostatnie
rozdziały, kiedy Debby traci pamięć. Zaraz jednak odzyskuje jej kawałki, więc
taka kompletna amnezja to nie jest – a szkoda. Ciekawy byłby wgląd w psychikę
osoby, która nagle znalazła się na arenie, nie wie, co ma robić i –
prawdopodobnie – zginie w ciągu doby, ponieważ nie ma pojęcia, o co w tym
wszystkim chodzi. Ponieważ jednak Debby szybko wraca do siebie i poznaje
Dave’a, nie mam co liczyć na psychologiczną rozrywkę.
b)
bohaterowie
Debby.
W prologu dziesięciolatka, która od początku ma bardzo skrystalizowaną wizję
Igrzysk, a zawiera się ona w jednym słowie „rzeź”. Dziesięciolatka. Od
urodzenia karmiona propagandową papką. Miewająca koszmary po nocach (nadal nie
wiem, po co tam była ta wstawka, skoro jej koszmary pozostają wielką
niewiadomą). W rozdziale pierwszym ma, ile, trzynaście lat? Jak na ten wiek,
strasznie twarda i gruboskórna z niej osóbka. Rzucam nożem, radzę sobie z
łukiem, po drzewach tak chodzę, że paaanie, a wszyscy w końcu i tak umrzemy,
więc i śmierci się nie boję. Opisujesz Debby w taki sposób, jakby już co
najmniej kilka razy brała udział w Igrzyskach i w związku z tym jest całkowicie
obeznana z wszystkimi zwyczajami i tym, jak należy się zachować w każdej
sytuacji (przypominam, że to dzieje się poza
kamerami, więc Debby nie mogła wiedzieć tego chociażby z kapitolińskiej
telewizji). Nie ma daleko biegnących zdolności taktycznych, za to przejawia
niebezpieczną skłonność do strzelania focha w najmniej odpowiednim momencie,
(—
Uciekaj spod Rogu Obfitości, bo zginiesz.
—
No i fajnie, będzie po mojemu!
albo w wypadku, kiedy odmawia sojuszu z
trybutem z Dwójki:
—
Chciałabyś może zawrzeć soju...
—
Nie i już!)
bo
wierzy, że poradzi sobie sama. I nie przyjmuje do wiadomości argumentów innych?
(Swoją drogą – jakich argumentów? Oni wszyscy po chwili dają jej spokój, może
wierzą, że zginie na tej arenie i nawet nie warto się starać, ale myślałam, że
jednak udzieliliby jej jakichś wskazówek). Podczas prezentacji zachowuje się
tak sarkastycznie i odpychająco, że gdybym była sponsorem, nie robiłabym sobie
wysiłku, by Debby wspierać.
Debby wie wszystko. Debby poucza Logana.
Debby wydziera się w środku lasu, a później w pół sekundy rezygnuje z zabicia
Logana, by zawrzeć z nim sojusz. Debby jest sarkastyczna dla wszystkich, nawet
bez powodu.
„Organizatorzy.
Najwidoczniej stwierdzili, że na tych Głodowych Igrzyskach jednego z trybutów
wykończą psychicznie”.
Ależ
dlaczego jednego i dlaczego akurat ciebie, skarbie?
Podsumowując – Debby jest po prostu idealna, to znaczy, idealna w zamyśle,
bo z wykonaniem gorzej. Wcale nie uważam ją za superwoman z nożem, tylko za
typową Mary Sue, niestety.
I
to Mary Sue, która ma w głębokim poważaniu głębokie rany ramion i, oczywiście,
nie ma prawa się wykrwawić ani zakazić czymkolwiek.
Matka
Debby
aka
Matka Katniss Everdeen.
Jej historia jest – znowu! – bliźniaczo podobna.
Uzdrawiaczka (bardziej homeopatka z mocną wiarą w efekt placebo), która po
śmierci męża załamuje się całkowicie i przerasta ją opieka nad dziewczynkami, w
związku z czym Debby musi w przyspieszonym tempie dorosnąć.
Właściwie jest kompletnie bezbarwna, ale poza
tym udało jej się jeszcze mnie zdenerwować. Wbrew pozorom, mówienie dzieciom na
środku ulicy, że ich ojciec nie żyje, to zły pomysł. Podobnie jak ciągnięcie
ich na bliżej nieokreśloną ceremonię, na którą nikt nie chce iść, a dzieci są w
stanie szoku bądź histerii.
Logan
Nie wiem o nim za dużo, bo jest
przez kilkanaście rozdziałów, coś niby robi, ale jakoś nie zapada mi w pamięć,
a potem umiera. Myślałam, że będzie dla Debby drugim Peetą, ale w oczywisty
sposób się pomyliłam. Wiem tylko, że jest synem koleżanki mamy Debby. I dobrze
by było go w związku z tym nie zabić osobiście.
Poza tym Loganowi nie zależy na powrocie do
domu, bo boi się demonów, które by go nawiedzały. Nie powiem, że to
bezpodstawna obawa, ale... Właśnie, ale. Czy wrzucony na arenę nastolatek
naprawdę zastanawiałby się właśnie nad tym, kiedy walczy o życie? Czy raczej
nie wolałby walczyć do końca i powiedzieć sobie, że po prostu nie było innej
możliwości, że to była sytuacja „albo on, albo ja”, a w takim przypadku
instynkt nakazuje człowiekowi raczej wybierać siebie?
Dave
W sumie chłopak nieźle kombinuje. Ratując
Debby, w pewien sposób zdobywa nad nią przewagę, a ona ma u niego dług wdzięczności. Może
sam Dave o tym nie wie – zresztą wygląda, że to on będzie drugim Peetą i
faktycznie obejrzy z Debby zachód słońca na jakiejś plaży na bezludnej wyspie –
ale nieświadomie wybrał całkiem niezłą taktykę, by chociaż jedna Debby go nie
zabiła.
Myślę jednak, że powody jego decyzji są mniej
prozaiczne i nie chodzi tylko o to, że „nie zniósłby towarzystwa” innej
dziewczyny z grona zawodowców. Co ja mówię – dziewczyny, która się w nim
zakochała.
Jeżeli uda Ci się nie zrobić z tego
historyjki o tym, że Debby i Dave skończą razem w jakiś cudowny, niby gorzki
sposób, chylę kapelusza. I mówię bez ironii – naprawdę jestem tego ciekawa.
Oprócz
tego w opowiadaniu występuje jeszcze całe mnóstwo innych trybutów, którzy
nie wyróżniają się niczym poza okrucieństwem.
Greg (mentor Debby) jednak niebezpiecznie przypomina Haymitcha, a Dixi - Effie Trinket, z tą tylko różnicą, że nie oddają w pełni ich charakterów (albo mówię jak skrzywiona fanka).
c)
opisy i dialogi
Marnujesz jeśli nie wszystkie, to na pewno
większość okazji, żeby te opisy wprowadzić. Na przykład: pociąg z trybutami
właśnie wjeżdża do Kapitolu. Ale zamiast rzucić krótką wzmiankę o jego
wyglądzie, Debby stwierdza krótko, że nie miała okazji mu się przyjrzeć
dokładnie, bo wjechali do tunelu. Po co w takim razie w ogóle o tym wspominać?
„Wyglądam na bardzo zmęczoną, ale tak się nie czuję.
Wychodzę z pokoju. Z salonu biorę kartkę papieru i ołówek. Siadam na jednym z
foteli, kładę kartkę na stół i rysuję. Od kilku lat tego nie robiłam. Nie
miałam możliwości.”
Za
to w tym fragmencie jest tyle możliwości, no po prostu tyyyyyle...
Można
napisać, dlaczego Debby nie czuje się zmęczona – buzuje jej adrenalina, jest
przerażona, smutna, stęskniona? To byłyby trzy, cztery słowa, a o ile wzbogacające
wiedzę czytelnika o bohaterce.
To
samo w ostatnich dwóch zdaniach. Nie miała możliwości, bo... Bo nie było czasu,
ponieważ musiała zarabiać na rodzinę? A może sytuacja w Panem pogorszyła się na
tyle, że dostanie papieru było niemożliwe?
Przez
kwiatki w rodzaju:
„-Dziś pierwszy dzień szkolenia.
Nauczcie się czegoś nowego. Nie rozmawiajcie z nikim.
-Dlaczego? –pytam. Jak rozmowa może mi
zaszkodzić?
-Możecie rozmawiać, tylko bądźcie mili.
Nie róbcie sobie wrogów”
czytelnik
ma wrażenie, że postaci zmieniają zdanie z sekundy na sekundę, a w dodatku
czuje się zdezorientowany. W końcu o co chodzi? Żeby Debby nie miała wrogów,
czy żeby zachowywała milczenie podczas treningu? Polecenia są niespójne, Greg
zmienia zdanie w ułamku sekundy, a ja nawet nie wiem, z jakiego powodu.
W
początkowych rozdziałach stawiasz głównie na akcję, potem jej przewaga staje
się oczywista, ale to opowiadanie pędzi. Na łeb, na szyję, byle tylko dotrzeć
do areny – takie miałam spostrzeżenia, kiedy czytałam początki „Śpiewu...”.
d)
język
Rozdziały mają długość kwitków z pralni. W
dodatku posługujesz się krótkimi, urywanymi wręcz zdaniami, a narrację
prowadzisz w czasie teraźniejszym, co tylko te zdania skraca. To jest opowieść
w stylu: „Budzik zadzwonił o piątej trzydzieści. Wyłączyłam go. Powoli zwlokłam
się z łóżka i poszłam do kuchni. Wstawiłam czajnik. Gdy woda się zagotowała,
zalałam herbatę wrzątkiem. Wypiłam herbatę”.
Powiedz, czy powyższy fragment Cię porwał?
Nie? No właśnie. Podobne wrażenie mam, czytając Twoją historię. Mało
przymiotników, mało przysłówków, mało zdań wielokrotnie złożonych, za to całe
mnóstwo czasowników. I jeszcze trochę czasowników.
Potem, zwłaszcza w tych ostatnich
rozdziałach, jest już lepiej. Zdania są dłuższe, bardziej rozbudowane, dodajesz
trochę opisów, ale nadal niezbyt wiele.
Wybrałaś narrację w czasie teraźniejszym, w
dodatku w pierwszej osobie. Zawsze uważałam, że to trudna sztuka i nie każdemu
się udaje. Tutaj chyba nie do końca się udało, bo z Debby zrobiła się, jak już
wspomniałam, niemal klasyczna Mary Sue.
Przeczytałam wszystkie rozdziały, ale, prawdę
powiedziawszy, niewiele z nich zapamiętałam. To nie tak, że nie czytałam
dokładnie, wręcz przeciwnie, ale nic nie zapadło mi w pamięć. Gdybyś teraz mnie
zapytała, nie potrafiłabym opisać wyglądu areny – powiedziałabym, że są tam
drzewa (bo Debby z jednego spadła), że prawdopodobnie to las (przez oczywiste
już drzewa, rośliny, węża), skały (a w jednej z nich mieści się jaskinia
zawodowców). Jak już wspomniałam, z początku miałam wrażenie, że dążysz do
jakiejś sceny i w związku z tym reszta traci ważność, zatem można ją opisać
skrótowo. Wszystko zaczyna się rozwijać przy samej arenie, ale nawet tam chodzi
głównie o akcję, próbę zabicia przeciwników, podsłuchanie planów przeciwnej
drużyny, natomiast mało uwagi poświęcasz samym bohaterom, którzy zostali
przecież wrzuceni w tak dziwną i niebezpieczną sytuację. To daje naprawdę
ogromne pole do popisu (i przecież Suzanne Collins doskonale to udowodniła).
Może
oceniłabym bloga wyżej, gdyby nie był klasycznym przykładem tego, co w
fanfiction nie lubię. Ale ostrzegałam.
10/35 pkt.
Scena druga: Niedomówienia
Betą
nie jestem i darmowej korekty robić nie będę, a sugeruję, że dobrze by było
poszukać sobie kogoś, kto porządnie tekst poprawi.
PROLOG
Kiedy milknę,
kosogłosy zaczynają śpiewać.
Przecinek
oddziela tutaj dwie części zdania, zawierające orzeczenia.
Ale następnym razem powiedz mi, kiedy idziesz na dwór. – Z tego zdania wynika, że ma zapowiadać godzinę, o
której wychodzi. Możliwe, że chodziło też o to: Następnym razem, kiedy będziesz wychodzić, powiedz mi o tym.
Przesadzasz, Elen.
Przecinek
stawiamy przed zwrotami do adresata wypowiedzi, np. „Zatrzymaj się, Tom!”,
„Oddaj mi tę książkę, Jane!”.
Zawsze się zastanawiam
(zastanawiałam?), po co robią Igrzyska. – perdoname, ale od tego zdania bije taka naiwność
bohaterki wobec świata, że aż zęby zgrzytają. Albo robimy z niej rozsądną,
pojętną dziesięciolatkę, albo ignorantkę, która się nad takimi kwestiami nie
zastanawia i przyjmuje je do wiadomości. Zresztą bohaterowie Igrzysk doskonale
wiedzą, po co istnieje to widowisko – żeby przypomnieć ludowi Panem o
powstaniach. I dzieci mogą zaakceptować ten fakt bez rozterek moralnych.
Widzę stąd pokój,
w którym pracuje mama.
Przecinek
stawiamy przed „którym, którego, która”, ponieważ wprowadza zdanie podrzędne.
Wykres tego zdania wyglądałby tak:
1._____________(Widzę
stąd pokój)
2.______________(w którym pracuje mama).
„Widzę
stąd pokój”, jak zdanie nadrzędne, mogłoby swobodnie funkcjonować bez drugiego
członu. Widzę pokój, to widzę.
Z
kolei „w którym pracuje mama” musi być przyłączone do jakiegoś innego zdania,
bo samodzielnie ma niewiele sensu. W ten prosty sposób, możliwe, że nieco uproszczony, można rozpoznać zdania
podrzędne i nadrzędne oraz nauczyć się stawiać MIĘDZY NIMI przecinki.
Kiedy obracam głowę w prawo, widzę wielki ekran.
Jak
wyżej, tylko tym razem to „kiedy” wprowadza zdania podrzędne.
Kiedy wchodzę do środka, zaczyna lać.
J/w.
Jestem bardzo zmęczona,
więc idę do pokoju.
Znowu
kwestia rozdzielania zdań, ale tym razem nie zdań podrzędnie złożonych, ale
współrzędnie. Zauważ, że obie części zdania są sobie równe (mogłyby egzystować
samodzielnie, bez dalszej części).
Jestem
bardzo zmęczona. Idę do pokoju.
Aby
jednak uniknąć krótkich, przerywanych, męczących zdań, stosujemy spójniki.
(Jestem
bardzo zmęczona)___________ ..... __________ (więc idę do pokoju)
ROZDZIAŁ
9
Po kilku minutach mam rysunek fragmentu areny.
Nie wiem czemu to rysuję. Na tym obrazku jest
wielki las tętniący życiem. Biorę kolejną kartkę i rysuję
ośnieżone góry. Po godzinie mam kilka rysunków areny.
Tak to sobie wyobrażam. Na jednym jest wielkie bagno, na innym pustynia, a na
kolejnym łąka. Mam przed sobą rysunki wielu
możliwości wyglądu areny.
Bardzo
dużo powtórzeń. Nie trzeba tylko rysować – można szkicować, nakreślać plan....
Teraz zaczynam się zastanawiać, co dla nas przygotowali.
Przecineczek.(
http://pl.wikipedia.org/wiki/Przecinek)
Nie pamiętam dokładnie,
co się działo w nocy. Kiedy widzę na stole moje rysunki,
przez chwilę nie wiem, co one tutaj
robią.
Zapraszam
wyżej, do notatek o zdaniach podrzędnie i współrzędnie złożonych.
Pije sok
pomarańczowy i proszę awoksa o przyniesienie mi truskawek.
PijĘ
Teraz celuję w tarczę stojącą dalej niż ta, do której przed chwilĄ
strzelałam.
Podobnie
– zapraszam do uwag wyżej.
To dobrze, bo
za trzy dni wkraczamy na arenę.
Przecinek.
Na pewno chce wiedzieć,
czemu Finnick Odair kazał mu zawrzeć ze mną sojusz.
J/w.
Patrzy przez chwile
na zawodowców.
ChwilĘ.
Każdy trybut,
który nie jest z Jedynki, Dwójki lub Czwórki,
raczej za nimi nie przepada.
Przecinki. W tym przypadku (który .... Czwórki) można
potraktować jako wtrącenie i oddzielić je przecinkami od reszty zdania.
ROZDZIAŁ
20
Niewinem gdzie jestem.
Nie
wiem, gdzie jestem.
ROZDZIAŁ
21
Rządza mordu, ale i strach i…
uznanie?
„Z jak zazdrość”, „R jak rządza” odcinek
drugi. ŻĄDZA.
Leżę na ziemi,
nie do końca świadoma tego, co się wokół mnie dzieje. Nie wiem, gdzie jestem ani kim jestem.
O
zdaniach podrzędnie i współrzędnie złożonych już mówiliśmy.
Jest tu stare, drewniane łóżko, z
narzuconym na nie, poszarpanym kocem.
O,
a tym razem jest o przecinek za dużo.
Jest ubrana w powycieraną, pobrudzoną
ziemią i wiele razy zaszywaną, różową sukienkę. Nie
jest ona ładna, ale to jedyna lalka jaką
posiadam.
1.
Akurat przecinka
tu być nie musi.
2.
Zaimek też
niepotrzebny.
Nie wiem, czemu
rodzice nie chcą mi kupić nowej, czarnowłosej, z błyszczącą, błękitną suknią
balową.
Przecinka
brakuje.
-Wiesz co Debby –drgam, słysząc moje imię w jego ustach –od dawna cię śledziłem.
Taaak,
drga z częstotliwością 3HZ, określ długość fali.
Sądzę,
że raczej drży.
Ta druga wersja sprzeczała się z tym, że
ukrywałaś swoje zdolności.
Sprzeczała
się, sprzeczała, aż w końcu walnęła przeciwniczkę patelnią przez łeb i
oznajmiła „I ja mam rację!”.
Patrzę w jego czarne oczy, zimne, puste
jak długie tunele, które nigdy się nie kończą.
Oczy
jak zimne tunele? Ooo, to coś nowego, tego nie znałam. Brzmi to, jednakowoż,
nieznośnie patetycznie.
Na pierwszy rzut oka widać było, że nie
należysz do osób, które łatwo się poddają.
Brakujący
przecinek.
Ja sama nigdy bym nie wpadła na to, by bliżej przyjrzeć się któremuś z moich
przeciwników.
Tak,
Debby najwyraźniej liczy na to, że jej przeciwnicy nie odznaczają się niczym
szczególnym i można ich olać, bo nie mają żadnych umiejętności, które dają im
nad nią przewagę.
Zastanawiało mnie całą noc, co pokazałaś organizatorom, że dostałaś
dziewiątkę.
Przecinek.
Tylko, że teraz w
ogóle nie dostawałaś prezentów.
W
zwrotach „tylko że”, „mimo że”, „chyba że” NIE MA PRZECINKA.
Czuję, jak ręce zaczynają mi
drżeć ze złości.
Zazwyczaj
przed „jak” i „niż” nie stawia się przecinka, chyba że wprowadzają zdanie
porównawcze. Także przecinek konieczny.
Od dawna chciałem się z tobą zmierzyć,
ale nie byłem pewny, czy sobie poradzę.
Przecinek.
ORAZ
EKSTRA:
1.
Zapis dialogów. Rozdziałów jest ponad dwadzieścia i aż
trudno uwierzyć, że nikt do tej pory nie zwrócił na to uwagi.
- Uwielbiam czerwone róże – powiedziała Mary
do Johna, energicznie podskakując w miejscu.
- Uwielbiam czerwone róże. – Podskakiwała w
miejscu z wrażenia.
Słowa typu: krzyknęła, powiedziała, zapytała, i tak
dalej, piszemy po myślniku, przed którym NIE MA KROPKI, a po nim NIE MA DUŻEJ
LITERY.
Wszystkie inne słowa, które nie określają bezpośrednio
charakteru wypowiedzianych słów, piszemy po myślniku, PRZED KTÓRYM JEST KROPKA,
a po nim JEST DUŻA LITERA.
3/15 pkt.
Scena trzecia: Teatr... amatorski?
Czuję, że nie przeczytałam niczego odkrywczego. Mogę dać punkt za ten zwrot
akcji w ostatnich rozdziałach, ale całość nie wywołała u mnie tego
zaciekawienia, któremu towarzyszy okrzyk „ach, jakie to piękne!”.
1/6 pkt.
Akt III
Akt III
Scena pierwsza: Owacje na stojąco
Chciałabym móc przyklasnąć – bo jednak widzę w Tobie
potencjał, biorąc pod uwagę chociażby zmiany Twojego stylu na przestrzeni tych
dwudziestu rozdziałów – ale czuję jednocześnie, że nie czułabym się dobrze, gdybym
szczerze pochwaliła całość. Uważam, że, mimo wszystko, stać Cię jeszcze na
więcej. Dlatego w tym miejscu życzę Ci powodzenia w odkrywaniu własnego stylu.
Życzę także przyjemnego zaznajomienia się ze
słownikiem ortograficznym i zasadami interpunkcji.
1/4 pkt.
Epilog
Błagam o podesłanie rozdziałów becie i poprawienie ich
(w którymś rozdziale był „bród za paznokciem” bodajże, ale umknęło mi to i nie
mogę znaleźć). To naprawdę dużo by ułatwiło. Uważam, że Twoja historia nie należy
do najgorszych, zwłaszcza jeśli chodzi o sam pomysł, ujawniający się w
ostatnich rozdziałach, ale, niestety, uderzające podobieństwo między „Igrzyskami
Śmierci” i „Śpiewem Kosogłosa”, szczególnie w kwestii postaci głównej
bohaterki, wywarło na mnie raczej negatywne wrażenie. Podobnie jak bliźniaczo
brzmiące zdania, tego się po prostu nie robi.
2/5 pkt.
W sumie punktów 34, co daje rangę suflera!
Dziękuję, że zechciałaś ocenić mojego bloga. Szczerze mówiąc, spodziewałam się niższej oceny :D Jestem więc w szoku. Już biorę się za poprawianie.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
Nie ma za co :)
UsuńDziękuję i nawzajem! :)
W drugim akapicie oceny powtarzasz "ładnie" ;)
OdpowiedzUsuń"trudno odróżnić w niej jeden post od drugiego na pierwszy rzut oka." na pierwszy rzut oka nie brzmiałoby lepiej na początku?
Chyba lubisz porównania do kwitków z pralni. :D
A tak ogólnie, to czemuż tutaj tak cicho? Co u Was wszystkich słychać? :)
Zdrowiej, Corriente! :)
O dzięki, przeoczyłam. Zawsze dopisuję to na końcu, więc już nie jestem w stanie porządnie się skupić :D
UsuńJuż chyba jestem zdrowa, ale dziękuję ;)
Co u mnie słychać? Maraton sprawdzianowy, i tyle. Wczoraj do późna byłam w operze i tylko cudem nauczyłam się wystarczającej ilości na biologię, ale dało radę!
Za dwa tygodnie szaleństwo powinno się uspokoić ;)
To teraz opowiedz o sobie ^^
Byłam pewna, że Ci odpisałam, a tu teraz patrzę i nie ma nic. o.O Mój komputer chce, żebym zwariowała chyba ze zdezorientowania.
UsuńTaaak, ja to zawsze muszę być ze wszystkim na bieżąco -.- Niemniej jednak cieszę się, że czujesz się już lepiej. :)
O, poszłabym sobie do opery. Albo do teatru, tak dawno w żadnym nie byłam. Ale nie ma tutaj nigdzie blisko żadnego i to jest bardzo złe. Ale dziś urozmaiciłam sobie w zamian życie wernisażem, nie powiem, bardzo ciekawie było. :)
Szkoła, nawet mi nie mów. Mam to samo, tylko że koniec zapowiada się jakoś pod koniec kwietnia, kiedy będzie już po egzaminach i może wreszcie dadzą sobie spokój...
To gratuluję tej biologii. :)
Co u mnie? Tak jak piszę - szkoła, "Syzyfowe prace", Drogi Krzyżowe, pisanie wypracowań, sprawdzanie kolejnego bloga w kolejce, robienie porządków i znowu szkoła. Istna masakra. Ale jeszcze żyję, więc może nie jest najgorzej. Mam nadzieję, że za niedługo choć trochę ten grafik złagodnieje. Ale nie mogę narzekać, bo bardzo ciekawie tutaj mam. Dzisiaj przeprowadziłam wywiad z malarzem, który dziennie wykonuje od dwóch do dwudziestu prac i każda z nich jest genialna, więc jestem naprawdę zadowolona. Muszę jeszcze napisać reportaż z wernisażu. A najlepsze jest to, że nie wiem, jak się reportaże pisze, bo jeszcze nigdy się za żaden nie brałam, ale trzymaj kciuki, może jakoś sobie poradzę. ^^
No i moje kwitki z pralni nareszcie się na coś przydały, bo jeden z nich dał mi książkę. :D
Jej, jak ja dużo o sobie zrzędę. Jakbym przesadzała, krzycz, proszę. :P
Do Hakuny:
OdpowiedzUsuńSpecjalnie upewniałam się już wcześniej czy dasz rade ocenić takiego tasiemca, bo wiem, że nie jest to łatwe. Rezygnuję zatem z oceny.
Byłabym ci wdzięczna Corriente, gdybyś po ocenieniu bloga uzupełniała odpowiednie zakładki - usuwała go z kolejki i wstawiała do ocenionych ;)
OdpowiedzUsuńHej, tu Dama Kier z http://echo-naszych-slow.blogspot.com. Prosiłaś, żeby pod najnowszym postem odezwać się w sprawie oceny opowiadania. W związku z tym powstaje pytanie - ile rozdziałów jesteś w stanie ocenić? :)
OdpowiedzUsuń