Wróciłam z wakacji z porcją nowej energii. Zaledwie to się stało, okazało się, że w domu też czekają na mnie niespodzianki, niestety, dużo mniej przyjemne. Ale, tak czy inaczej, cudowny urlop uznaję za udany i teraz pozostaje mi tylko wyczekiwać września - nie z niecierpliwością, ale przynajmniej z pozytywnym nastawieniem ;)
Blog: saga-echo
Autor: tpiapiac
Oceniająca: corriente
1. Pierwsze wrażenie
Jest...
Właściwie... Szczerze powiedziawszy, pierwsze, z czym skojarzył mi się wygląd
bloga, to strona internetowa przedszkola pod jakąś wesołą nazwą, na przykład
„Białe Chmurki”. Odniesienia do meteorologii celowe.
Wita
mnie notka pod tytułem „Saga ECHO? Informacje ogólne”. Cieszę się. W pewnym
sensie jest to narzucanie pewnej kolejności, ale z drugiej strony – to dobrze,
jeśli czytelnik zapozna się z jakąkolwiek informacją na temat bloga, zanim „w
niego wparuje”. Z wiadomości dowiaduję się, że to opowiadanie – nie, żebym była
zaskoczona. To dobrze. Szkoda, że ma zaledwie trzy rozdziały plus prolog.
Inna
sprawa, że post jest krótki sam w sobie. Przez to krótka jest także strona. A
to w sumie składa się wrażenie pewnej pustki. Jeśli już jesteśmy przy
nawiązaniach do pogody, to mam wrażenie, jakby szalał tu wiatr, a ponieważ nie
ma nawet drzewka, nawet krzaczka, przy którym można by się schronić, to ten
wiatr tak szaleje w tę i z powrotem po blogu i zwiewa z powierzchni
czytelników.
Niby
jest coś tam w nagłówku, ale w przeciwieństwie do szablonów na innych Twoich
blogach, ten wygląda, jakby kompletnie nie chciało Ci się poświęcić mu czasu. W
zestawieniu ze swoją drogą przyjemnymi doświadczeniami z poprzednich opowiadań,
jestem wręcz zaskoczona.
Saga-echo
to tytuł, który nic mi nie mówi. Jakoś nie potrafię, przynajmniej nie z moją
antypoetycką mentalnością, połączyć tego w jedną całość. Saga – wiadomo:
„wielotomowy utwór epicki, opisujący dzieje jakiejś rodziny, przynoszący
obraz jakiejś epoki”, echo – „I. powtórzenie dźwięku spowodowane odbiciem fali
akustycznej, pogłos II. przenośnie: a) wspomnienie rzeczy dawnych, b) oddźwięk,
reperkusja, reakcja na coś”*. W sumie? Nie mam pojęcia. Brak mi nawet
skojarzeń.
Belki nie ma. Jest powtórzenie
adresu. I znowu, mam wrażenie, że to nie blog, tylko strona internetowa.
Ponieważ jednak eksperymenty, nie
tylko te spektakularne i wybuchowe, potrafią przynieść przedziwne wyjaśnienia,
dopijam herbatkę i idę dalej.
7/15 pkt.
2. Szata graficzna
Nie mogę
powiedzieć, że szablon jest dopracowany, bo tak nie jest. Nie mogę nawet
powiedzieć, że widać zapał, ale w drogę weszły niesprzyjające czynniki i efekty
uboczne. Właściwie niewiele mogę powiedzieć – poza powtórzeniem tego, że czuję
się, jakby to była strona przedszkola o wesołej nazwie (te jasne niebieskie
kolorki w połączeniu z bielą), a po drugie, jakby to było przedszkole
nastawione na wychowanie meteorologów. Zdecydowanie wskazuje na to słońce w
nagłówku na tle czegoś, co wygląda jak góry... no i samo tło zewnętrzne, które
kojarzy się jedynie z deszczem w górach. A ponieważ dopiero co niedawno taki
deszcz przeżyłam i dobitnie czuję to w tylnej stronie łydek, nie jestem
nastawiona entuzjastycznie.
Nie
ma statystyki i alleluja!, za to są znaczki „dołącz do grupy” i jakiś skrypt
facebooka, który ma własne, indywidualne, białe tło, odcinające się od
szarości. To taka średnio udana wyklejanka.
Nie
jest ponuro, ale jest zimno. Bardzo zimno, tak jakby temperatura opadała od
samego oddechu.
Przykro
mi, ale tak jak zwykle nie zwracam uwagi na szablon, tak przy tym blogu po
prostu robi mi się chłodno. Jestem na nie. Może postawiłabym inną ocenę, gdybym
wiedziała, że to kraniec możliwości Autora, ale byłam, widziałam i wiem, że tak
nie jest. Nieprzyjemne zaskoczenie.
5/20 pkt.
3. Treść
Szablon
szablonem, ale tutaj zatarłam łapki i zabrałam się do czytania. Na pierwszy
ogień poszła, oczywiście, notka informacyjna, ale to nie stricte treść, więc
zachowam wrażenia dla siebie, a przejdę bezpośrednio do prologu.
Prolog.
Poczułam
się odrobinę zdołowana i trochę bardziej zmęczona. A biorąc pod uwagę, że mamy
do czynienia ze słowami Coehlo (który może się znać na marketingu, ale głęboki
filozof z niego żaden, nie dla mnie), zmęczenie wzięło górę.
Samobójca
nie umiera po to, by żyć dalej. On
nie radzi sobie z jednym życiem, po co ma stawiać, jak to szło... swoje życie
na ostatnią kartę, jaką jest śmierć?
A
medycyna nie stwierdziła jeszcze takiego przypadku, jak śmierć z nudów. Inteligentni ludzie się zresztą nie nudzą. Zawsze
denerwowało mnie to przysłowie, ale jest w nim ziarno prawdy.
Na
szczęście pod koniec odrywamy się od filozoficznych rozpraw Paola i
przechodzimy do sedna. Mianowicie, że trzeba najpierw umrzeć. I tu widzę pewien
początek.
W
zasadzie najlepsze, co stąd wyniosłam, to sprawdzenie w słowniku słowa
„koherentny”.
Rozdział
pierwszy
W tym
rozdziale poznajemy Matta – nieogarniętego nastolatka, który ustawia budzik
według zegara szkolnego, nie zdając sobie sprawy, że ten śpieszy się o
trzydzieści sześć minut. Ponadto Matt ma rodziców pochłoniętych pracą, w
związku z czym zostaje zmuszony do konsumowania gumowych, odgrzewanych po trzy
razy kotletów, spędza godziny na fakultetach z matematyki i najwyraźniej należy
do umysłów ścisłych.
Z
rzeczy mniej zwyczajnych: kiedy wpada na korytarzu na koleżankę Susie, ta
ogląda się na niego z niepokojem. Potem, kiedy biegnie maraton, zostaje
potrącony przez kolegę, ogarnia go coś w rodzaju żądzy mordu, a następnego dnia
dowiaduje się, że jego kolega nie żyje i prawdopodobnie został zaatakowany
przez dzikie zwierzę.
Mogę
sobie wyobrazić, w jakim kierunku potoczy się ta historia, ale to przez mój
skrzywiony umysł. Plus jest natomiast taki, że zaciekawiła mnie końcówka, bo
nie było jej widać od zupełnego początku. Zastanawiam się też, o co chodzi z
Susie – w końcu musiała mieć jakiś powód, by tak się w niego wpatrywać. Z
niepokojem.
Cieszę
się, że poznaję szczegóły z życia Matta. Tego często brakuje, tymczasem takie
drobiazgi często odgrywają ważną rolę w opowiadaniu.
Od pierwszego
kopa poznajemy nowe postaci – Matta, Steve’a, Susie, rodziców, Adama, Marry...
Wszystkich sędziów.
Póki
co mogę powiedzieć, że chociaż Matt, jak wynika z tekstu, ma pieniądze, audi i
bogatych rodziców, którzy nie mają dla niego czasu, nie wygląda na to, by
należał do grupy bezmyślnych, balujących nastolatków, o jakich często pełno.
Masz za to u mnie plusa.
Rozdział
drugi
Tutaj
akcja zdecydowanie zwalnia – wszystko toczy się wokół Adama i jego pogrzebu.
Tak jak gościa nie lubiłam za łamanie reguły fair play, tak teraz jest mi go po
prostu żal. Czy to tak źle, że chciał chociaż raz wygrać i się dowartościować?
Kogo obchodzi jakieś głupie oszustwo w licealnym wyścigu, jeśli może podnieść
jego pewność siebie i przekonanie o własnej wartości? A teraz nawet tego mieć
nie będzie, w dodatku perspektywy, rozciągające się przed jego rodzicami, są
mało zachęcające...
Grr.
Jak Ty to robisz, że podeszłam do rozdziału drugiego z pewną dozą
uszczypliwości, a tymczasem zrobiło mi się żal, smutno i to wszystko
dlatego, że to się wydaje tak po prostu prawdziwe i prawdopodobne (pomijając może kawałek o ataku dzikich zwierząt).
Każdy może skończyć jak Adam. Nie wiadomo tylko, dlaczego.
I coś
w tym jest – że kiedy kończy się pogrzeb, dla większości osób zmarły
automatycznie przechodzi do wspomnień. Nie włączam w to grono, oczywiście,
ścisłego grona żałobników, ale tak czy inaczej... Prędzej czy później wszystko
staje się jakąś przestrogą i wielu zapomina o prawdziwym Adamie, który sobie
chodził, biegał i nawet czasem oszukiwał.
A na
końcu pojawia się BESTIA.
Ponieważ
jest to wilk o długiej sierści, koncept bycia wampirem, który zauważyłam pod poprzednim
rozdziałem, jakoś odpada. Przynajmniej moim zdaniem. Chociaż taki pokaźnej
postury wilczek niewątpliwie byłby sensownym pożywieniem dla wampira.
W tym
rozdziale z kręgu znajomych Matta występuje tylko Steve.
Rozdział
trzeci
Ten
to chyba mój ulubiony. Akcja – jest. Humor – jest. Odrobinę rodzinnych dramatów
i pomieszania – jest. A wspomnienie zeszłorocznej imprezy, podczas której „obudził
się z Angelą” (tą Angelą, o której czytałam?) to po prostu cudeńko.
Biorąc
pod uwagę nastroje w miasteczku i pomieszanie panujące w rodzinnym domu Matta,
zastanawiam się, jak on to wszystko ogarnia. Na pewno do gry włączą się jeszcze
jakieś siły nadprzyrodzone, ale nawet bez tego ma z czym się zmierzać.
Przy
okazji, nie jestem pewna, czy rozumiem jego sytuację w domu. W pierwszym
rozdziale Matt przychodzi do domu, w którym oboje rodziców ogląda telewizję, w
trzecim jest mowa o rozwodzie i „połowicznym kontakcie” z ojcem, z którym
spędza weekendy i wolne dni. Nie rozumiem tego.
Tak
czy inaczej, już czuję, że impreza urodzinowa, poza tym że będzie ewidentnie „mocnym
wydarzeniem”, będzie stanowić jakiś przełom w historii Matta.
Co
mogę powiedzieć? Tym razem styl nie jest tak poetycki, ale mnie się podoba,
nawet bardziej. W jednym rozdziale sytuacje dramatyczne mogą zaskakująco
kontrastować z tymi śmiesznymi, w niektórych miejscach szczerze się
uśmiechnęłam. Matt jest – na razie – całkiem normalnym nastolatkiem. Steve
kojarzy mi się z takim wiecznym, wesołym, nieco imprezowym młodzieńcem, który
swojego podejścia do życia nie straci nigdy. O Sue nie wiem jeszcze co myśleć.
Jestem
na duże tak.
18/20 pkt.
4. Błędy
ROZDZIAŁ
I
„Zatłoczony dziedziniec dał mi pewną nadzieję,
że jeszcze nie wszystko stracone, mimo to pozostawał mi jeszcze jeden
problem, otóż ja nie za bardzo byłem pewien,
gdzie dokładnie powinienem się udać...” – poza brakiem przecinka przed
„gdzie”, szkoda, że to jedno zdanie.
„Spojrzałem wysoko na tarczę zegara wieńczącego czerwoną, ceglaną
ścianę najwyższego piętra powojennego budynku, w
jakim otwarto tę zacną instytucję.” – przecinek przed „w jakim”. Z innej
beczki, jaką zacną instytucję? „Szkoła” byłoby prościej.
„Już czułem to niewyobrażalnie cięte
ostrze gilotyny, które wisiało nad moją głową, podczas gdy wokół kończył się
mój czas.” – ostre. Cięty to może być dowcip. Albo materiał. Na metry.
„ - Przepraszam, nie widziałem cię - zacząłem się tłumaczyć,
jednak zanim powiedziałem całą wiązankę, ta
uspokoiła mnie gestem dłoni, po czym dodała, że to nic takiego. - Jeszcze raz przepraszam, ale spieszę się na testy. - I już miałem pobiec
w kierunku pierwszego z typowanych przeze mnie miejsc, w którym mogłoby się te
odbywać, kiedy ta znowu mnie zatrzymała.” – Kiedyś napiszę cały poradnik o
zapisie dialogów, ale w tej chwili muszę go streścić do jednej, podstawowej
zasady:
-
Uwielbiam czerwone róże – powiedziała Mary do Johna, energicznie podskakując w miejscu.
-
Uwielbiam czerwone róże. – Podskakiwała w miejscu z wrażenia.
Słowa typu: krzyknęła,
powiedziała, zapytała, i tak dalej, piszemy po myślniku, przed którym NIE MA
KROPKI, a po nim NIE MA DUŻEJ LITERY.
Wszystkie inne słowa, które nie
określają bezpośrednio charakteru wypowiedzianych słów, piszemy po myślniku,
PRZED KTÓRYM JEST KROPKA, a po nim JEST DUŻA LITERA.
Wszystkich przykładów błędów w
dialogach nie wypiszę, radzę sobie przejrzeć.
„- Ty tak na serio? - zapytała głupio, była.” – nie rozumiem tego
zdania.
„Nieprzejęty uporządkowałem na tyle, aby w spokoju stwierdzić, że
wyglądałem w miarę dobrze, a przynajmniej jak zmotywowany uczeń.” – co
uporządkował? Szafkę? Stół? Siebie?
„Ty, stary, czemu Su tak dziwnie
na ciebie patrzy? – zapytał-, ale z początku nie
wiedziałem o kogo mu chodzi, dopiero kiedy
bezpośrednio wskazał palcem, zorientowałem się o kogo
wcześniej chodziło.” – brak „a” po „zapytał”, w końcu to o chłopaku. I
powtórzenie.
„Wcześniej rozmawialiśmy na temat imprezy
urodzinowej, którą wyprawiałem za tydzień, w sumie to za dziewięć dni, zaczynając liczyć od dzisiejszego piątku.” – brak
przecinka przed „zaczynając”.
„Darowałem sobie wypominania faktu, że nie lubię pomidorów, dlatego
"ze smakiem" zjadłem wszystko, choć przy ostatnim kęsie, jakoś mnie tak,
niemile zemdliło.” – a te dwa przecinki akurat nie są potrzebne.
„- Wyniki egzaminów będą ogłoszone jutro na apelu - powiedział, kiedy
stanąłem przed nim i jego nowiutkim mecedesie.”
– jego nowiutkim mercedesem.
„Wszystkich było chyba z czterech: jeden odpowiadał za sprawdzenie, czy żaden z zawodników nie popełni błędu, jakim jest wczesny start, inny wraz z lekarzem
sprawdzał wcześniej, czy żaden ze śmiałków nie
zażywał niczego na wzór wspomagacza tuż przed startem, jeśli tak groziła mu natychmiastowa dyskwalifikacja, lepiej dla tych "czystych"” – tego
ostatniego na czerwono nie do końca rozumiem. W sensie, ku ich korzyści?
„Oczywiście nie wiem, czego spodziewali się po zawodnikach naszej szkoły,
bo oczywiście poza nami było kilka grup z różnych ośrodków, każdy mógł liczyć
na wygraną w zakresie tego do jakiej instytucji przynależał.”– okej, okej,
okej. To zdanie jest tak zakręcone, że zwyczajnie go nie pojmuję.
„Wieczorem, leżąc w łóżku,z zastanawiałem się o co chodziło, czemu nie mogę po
prostu dać temu spokój.” – literówki
ROZDZIAŁ II
„Za jej przykładem wiele młodych dziewczyn jakie znam, bądź miałem
możliwość poznania, gdyż wyjechały z Bringhton, które nie bały się odpowiedzieć
na szansę jaką los rzucił im pod stopy - wystarczyło tylko przezwyciężyć strach
i chwycić marzenie jakimi była praca na poważnym, ale przede wszystkim
zasłużonym stanowisku” – to zdanie to totalne „pomieszanie z poplątaniem”.
Chyba rozumiem, co chciałeś powiedzieć, ale mam wrażenie, że ktoś tu się zgubił
w środku zdania.
„Choć oboje byli
niezwykle zapracowani, to jednak znaleźli chwilę na wizytę w domu noszących żałobę po dziecku
rodziców Adama.” – Noszących, nie niosących.
I bez przecinka.
„Państwo Sherdelson, a właściwie pani Astana, która była matką Adama, była niewysoką, szczupłą brunetką, choć podczas wizyty
Stewartów - pana burmistrza i jego żony -
wydawała im się jeszcze chudsza,” – powtórzenia. Można zastąpić na przykład
„pani Astana, matka Adama, była...”
„Można by porównać ją do czarnej kropki”
- literówka
„Ojciec Adama rzadko kiedy był na tyle trzeźwy, żeby rozumieć, co dzieje się wokół niego.” – interpunkcja
„Dzień zaczął się o wraz ze wschodem o godzinie szóstej czterdzieści
sześć, a zachód krótko przed ósmą wieczór był
oznaką jego końca.” – bez przecinka
„...i nie narażając się na
spotkanie oko w oko z tutejszą roślinożerną
fauną” – literówka
ROZDZIAŁ III
„- Matt! - Nie.” – duża litera
„ - Skoro już o tym mowa, wiedz, że pomimo usilnych starań, nie
jestem w_stanie zapomnieć, sama też nie
ułatwiasz mi zadania. - Chwilę
po tym czułem na własnej skórze, co to znaczy przemoc w rodzinie, kiedy
wymierzyła mi siarczysty policzek” – literówka przy „w stanie”, duża litera
„A jeśli chodzi o niego,...” – duża litera
„- Wszak to teraz najmniej istotne, ale chyba czas najwyższy na to,
żebyś się dowiedział, co konkretnie zaszło nad jeziorem.
- Zrobiłem zaciekawione spojrzenie...” –
zrobić spojrzenie jakoś nie brzmi. Może: spojrzałem zaciekawiony?
Podsumowując... wyszła z tego długa
lista. Ale to moja wina, mam wyczulony wzrok i może nie powinnam aż tak bardzo
się nad tym rozwodzić. O ile niektóre błędy są czysto kosmetyczne, o tyle
czasami zbyt długie zdania powodują, że sama się zaplątuję w tym, co
przeczytałam. Radzę nad tym popracować.
7/15 pkt.
5. Dodatki
Dodatki
jak zwykle. Są porządnie poukładane – zakładka „o Autorze” się pojawia po raz
trzeci, linki tak samo porządne i posegregowane w grupy.
Nowością
jest informacja o Sadze, do której zajrzałam początkowo z zaciekawieniem. Nie
pozostawia niedomówień. Nadal nie wiem, co się Mattowi stanie, ale to chyba dobrze.
Jest
też podstrona o bohaterach, ze zdjęciami, czego nie lubię, ale niech i tak
będzie. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że Steve’a wyobraziłam sobie prawie tak
samo.
Szkoda,
że są tu zdjęcia tylko głównych bohaterów, spodziewałam się po tytule, że
będzie tu ich więcej, może jakiś spis...
7/8 pkt
6. Liczby
Komentarze,
z tego co widzę, są prawie pod każdym rozdziałem. Odnoszą się do treści, albo
to wiadomości od ocenialni, które raczej zostawia się pod postem, nie w
spamowniku, więc mi to nie przeszkadza. Cieszę się, że komentarze odnoszą się
do treści, a Autor rozmawia z czytelnikami.
5/5 pkt.
7. Gratis
Oceniam
pozytywnie. Historia jest ciekawa, a jeśli to ta Angela, o której była mowa w
say-farewell, chociaż z jakiegoś powodu w to wątpię, to będę śledzić dalej.
2/4 pkt.
Podsumowanie:
Błagam,
zmień szatę graficzną, bo mi się robi zimno. Co do samej historii – tak
trzymać! Matt jest jednym z pierwszych głównych bohaterów jakiegokolwiek
opowiadania, których szczerze polubiłam – zwykle moja sympatia skupia się na
tych pobocznych. Za to też duże gratulacje.
3/5 pkt.
W sumie punktów 54, co daje ocenę dostateczną.
Generalnie szkoda, ale – najwięcej
poleciało na szacie graficznej. Treść oceniam, jak zwykle, bardzo wysoko.
*[za] internetowy Słownik Języka
Polskiego (sjp.pl)
Dziękuję za ocenę, acz zupełnie o was (ocenialni) zapomniałem (odnośnie własnego zgłoszenia).
OdpowiedzUsuńZgodziłbym się ze wszystkim, aczkolwiek ten lay... Wprawdzie szablonu nie ma, ale znalezienie odpowiedniego obrazka, żeby wpasowywał się w tło zewnętrzne zajęło mi odrobinę czasu (potem oczywiście dałem za wygraną i umieściłem w środku cokolwiek (to zmniejszony nagłówek z wersji onetwoskiej*), jak się okazało, pasuje bezbłędnie ^^
Także nie jest tak, że pracy w tym nie ma, choć fakt, faktem, że nie wygląda to obiecująco... ;D
Wiesz, nie chciałam mieć nic złego na myśli, po prostu poczułam się zaskoczona. Poprzedni szablon (to jest, na poprzednim blogu) był, powiedziałabym, wręcz dopieszczony, więc teraz odrobinę się zdziwiłam.:)
UsuńTak, tak, urlopy bywają zdradliwe :)
zmieńcie szablon, macie teraz taki sam, jak ma literacka krytyka (a oni mieli go wcześniej + jest to teraz bardzo mylące).
OdpowiedzUsuńNie wiem, jaki szablon ma literacka krytyka. Jest on wolnym szablonem, który KAŻDY może pobrać, a przede wszystkim zastępczym, bo czekamy na wykonanie zamówienia. Przykro mi, ale on tutaj zostaje. Chyba że moje zdolności Photoshopowe nagle powrócą, ale szczerze w to wątpię, bo już pół godziny wpatruję się w puste tło i nic to nie daje.
Usuńrozumiem, ale jak już mówiłam - to bardzo mylące (patrz komentarz poniżej) ; )
Usuńprzemęczycie się jeszcze te kilka dni :P
UsuńAż musiałam sprawdzić pasek adresu, bo po wejściu myślałam, że nieopatrznie weszłam na Literacką Krytykę - macie dokładnie taki sam szablon.
OdpowiedzUsuńPS
UsuńHakuno, tak jak informowałam wcześniej, zmieniłam adres "Sukcesji". Znajdziesz ją teraz na www.sukcesja-chiyo.blogspot.com.
Mam nadzieję, iż nie będzie to żadnym utrudnieniem i pozdrawiam ciepło,
Hakuno, jeśli mówisz o przechyleniu tła względem nagłówka, to nie, nie jest to wina przeglądarki. Jest to wina rozdzielczości monitora. Niestety, chcąc zachować taki szablon, musiałam dostosować szerokość całego bloga, lecz poprawnie ustawienia wyglądają tylko na monitorach o tej samej rozdzielczości. Bawienie się w screeny od każdego jest bezcelowe, bo zawsze znajdzie się ktoś, u kogo szablon będzie trochę rozjechany. A że tymczasowo nie mam innego szablonu, mniej onetowego, że tak to ujmę, to pozostawiam ten. Dopóki nic się nie zmieni, wstawię gdzieś na widoku informację, będzie wygodniej, niż gdybym miała każdemu z osobna tłumaczyć. ;)
UsuńSwoją drogą, czy bardzo jest u Ciebie rozjechany? Kiedy wstawiałam za pierwszym razem, na małym monitorze, to na dużym wyrwa była ogromna, ale dostosowawszy na dużym, na małym zmiana jest niewielka. Z ciekawości pytam.
Rozumiem, że zmieniacie adres - ok.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że informujecie o ocenie pod najnowszym postem - to bardzo dobrze.
Ale coś takiego, jak informacja o zmianie adresu wsadźcie w SPAMOWNIK, chyba po coś on istnieje?
Powiem szczerze, że załatwiałam to wszystko na szybko, bo miałam na głowie wiele innych rzeczy. Przepraszam za to, ale nie wydaje mi się też, aby usunięcie jednego komentarza dla autora bloga, było czymś ciężkim do zrobienia ;]
Usuń