Uwaga!

13.08.2012

{0020} Ocena bloga saga-echo.blogspot.com

Wróciłam z wakacji z porcją nowej energii. Zaledwie to się stało, okazało się, że w domu też czekają na mnie niespodzianki, niestety, dużo mniej przyjemne. Ale, tak czy inaczej, cudowny urlop uznaję za udany i teraz pozostaje mi tylko wyczekiwać września - nie z niecierpliwością, ale przynajmniej z pozytywnym nastawieniem ;)

Blog: saga-echo 
Autor: tpiapiac
Oceniająca: corriente

1. Pierwsze wrażenie

Jest... Właściwie... Szczerze powiedziawszy, pierwsze, z czym skojarzył mi się wygląd bloga, to strona internetowa przedszkola pod jakąś wesołą nazwą, na przykład „Białe Chmurki”. Odniesienia do meteorologii celowe.
Wita mnie notka pod tytułem „Saga ECHO? Informacje ogólne”. Cieszę się. W pewnym sensie jest to narzucanie pewnej kolejności, ale z drugiej strony – to dobrze, jeśli czytelnik zapozna się z jakąkolwiek informacją na temat bloga, zanim „w niego wparuje”. Z wiadomości dowiaduję się, że to opowiadanie – nie, żebym była zaskoczona. To dobrze. Szkoda, że ma zaledwie trzy rozdziały plus prolog.

Inna sprawa, że post jest krótki sam w sobie. Przez to krótka jest także strona. A to w sumie składa się wrażenie pewnej pustki. Jeśli już jesteśmy przy nawiązaniach do pogody, to mam wrażenie, jakby szalał tu wiatr, a ponieważ nie ma nawet drzewka, nawet krzaczka, przy którym można by się schronić, to ten wiatr tak szaleje w tę i z powrotem po blogu i zwiewa z powierzchni czytelników.
Niby jest coś tam w nagłówku, ale w przeciwieństwie do szablonów na innych Twoich blogach, ten wygląda, jakby kompletnie nie chciało Ci się poświęcić mu czasu. W zestawieniu ze swoją drogą przyjemnymi doświadczeniami z poprzednich opowiadań, jestem wręcz zaskoczona.
Saga-echo to tytuł, który nic mi nie mówi. Jakoś nie potrafię, przynajmniej nie z moją antypoetycką mentalnością, połączyć tego w jedną całość. Saga – wiadomo: „wielotomowy utwór epicki, opisujący dzieje jakiejś rodziny, przynoszący obraz jakiejś epoki”, echo – „I. powtórzenie dźwięku spowodowane odbiciem fali akustycznej, pogłos II. przenośnie: a) wspomnienie rzeczy dawnych, b) oddźwięk, reperkusja, reakcja na coś”*. W sumie? Nie mam pojęcia. Brak mi nawet skojarzeń.
Belki nie ma. Jest powtórzenie adresu. I znowu, mam wrażenie, że to nie blog, tylko strona internetowa.
Ponieważ jednak eksperymenty, nie tylko te spektakularne i wybuchowe, potrafią przynieść przedziwne wyjaśnienia, dopijam herbatkę i idę dalej.

7/15 pkt.

2. Szata graficzna

Nie mogę powiedzieć, że szablon jest dopracowany, bo tak nie jest. Nie mogę nawet powiedzieć, że widać zapał, ale w drogę weszły niesprzyjające czynniki i efekty uboczne. Właściwie niewiele mogę powiedzieć – poza powtórzeniem tego, że czuję się, jakby to była strona przedszkola o wesołej nazwie (te jasne niebieskie kolorki w połączeniu z bielą), a po drugie, jakby to było przedszkole nastawione na wychowanie meteorologów. Zdecydowanie wskazuje na to słońce w nagłówku na tle czegoś, co wygląda jak góry... no i samo tło zewnętrzne, które kojarzy się jedynie z deszczem w górach. A ponieważ dopiero co niedawno taki deszcz przeżyłam i dobitnie czuję to w tylnej stronie łydek, nie jestem nastawiona entuzjastycznie.
Nie ma statystyki i alleluja!, za to są znaczki „dołącz do grupy” i jakiś skrypt facebooka, który ma własne, indywidualne, białe tło, odcinające się od szarości. To taka średnio udana wyklejanka.
Nie jest ponuro, ale jest zimno. Bardzo zimno, tak jakby temperatura opadała od samego oddechu.
Przykro mi, ale tak jak zwykle nie zwracam uwagi na szablon, tak przy tym blogu po prostu robi mi się chłodno. Jestem na nie. Może postawiłabym inną ocenę, gdybym wiedziała, że to kraniec możliwości Autora, ale byłam, widziałam i wiem, że tak nie jest. Nieprzyjemne zaskoczenie.

5/20 pkt.

3. Treść

Szablon szablonem, ale tutaj zatarłam łapki i zabrałam się do czytania. Na pierwszy ogień poszła, oczywiście, notka informacyjna, ale to nie stricte treść, więc zachowam wrażenia dla siebie, a przejdę bezpośrednio do prologu.

Prolog.
Poczułam się odrobinę zdołowana i trochę bardziej zmęczona. A biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia ze słowami Coehlo (który może się znać na marketingu, ale głęboki filozof z niego żaden, nie dla mnie), zmęczenie wzięło górę.
Samobójca nie umiera po to, by żyć dalej. On nie radzi sobie z jednym życiem, po co ma stawiać, jak to szło... swoje życie na ostatnią kartę, jaką jest śmierć?
A medycyna nie stwierdziła jeszcze takiego przypadku, jak śmierć z nudów. Inteligentni ludzie się zresztą nie nudzą. Zawsze denerwowało mnie to przysłowie, ale jest w nim ziarno prawdy.
Na szczęście pod koniec odrywamy się od filozoficznych rozpraw Paola i przechodzimy do sedna. Mianowicie, że trzeba najpierw umrzeć. I tu widzę pewien początek.
W zasadzie najlepsze, co stąd wyniosłam, to sprawdzenie w słowniku słowa „koherentny”.

Rozdział pierwszy
W tym rozdziale poznajemy Matta – nieogarniętego nastolatka, który ustawia budzik według zegara szkolnego, nie zdając sobie sprawy, że ten śpieszy się o trzydzieści sześć minut. Ponadto Matt ma rodziców pochłoniętych pracą, w związku z czym zostaje zmuszony do konsumowania gumowych, odgrzewanych po trzy razy kotletów, spędza godziny na fakultetach z matematyki i najwyraźniej należy do umysłów ścisłych.
Z rzeczy mniej zwyczajnych: kiedy wpada na korytarzu na koleżankę Susie, ta ogląda się na niego z niepokojem. Potem, kiedy biegnie maraton, zostaje potrącony przez kolegę, ogarnia go coś w rodzaju żądzy mordu, a następnego dnia dowiaduje się, że jego kolega nie żyje i prawdopodobnie został zaatakowany przez dzikie zwierzę.
Mogę sobie wyobrazić, w jakim kierunku potoczy się ta historia, ale to przez mój skrzywiony umysł. Plus jest natomiast taki, że zaciekawiła mnie końcówka, bo nie było jej widać od zupełnego początku. Zastanawiam się też, o co chodzi z Susie – w końcu musiała mieć jakiś powód, by tak się w niego wpatrywać. Z niepokojem.
Cieszę się, że poznaję szczegóły z życia Matta. Tego często brakuje, tymczasem takie drobiazgi często odgrywają ważną rolę w opowiadaniu.
Od pierwszego kopa poznajemy nowe postaci – Matta, Steve’a, Susie, rodziców, Adama, Marry... Wszystkich sędziów.
Póki co mogę powiedzieć, że chociaż Matt, jak wynika z tekstu, ma pieniądze, audi i bogatych rodziców, którzy nie mają dla niego czasu, nie wygląda na to, by należał do grupy bezmyślnych, balujących nastolatków, o jakich często pełno. Masz za to u mnie plusa.

Rozdział drugi
Tutaj akcja zdecydowanie zwalnia – wszystko toczy się wokół Adama i jego pogrzebu. Tak jak gościa nie lubiłam za łamanie reguły fair play, tak teraz jest mi go po prostu żal. Czy to tak źle, że chciał chociaż raz wygrać i się dowartościować? Kogo obchodzi jakieś głupie oszustwo w licealnym wyścigu, jeśli może podnieść jego pewność siebie i przekonanie o własnej wartości? A teraz nawet tego mieć nie będzie, w dodatku perspektywy, rozciągające się przed jego rodzicami, są mało zachęcające...
Grr. Jak Ty to robisz, że podeszłam do rozdziału drugiego z pewną dozą uszczypliwości, a tymczasem zrobiło mi się żal, smutno i to wszystko dlatego,  że to się wydaje tak po prostu prawdziwe i prawdopodobne (pomijając może kawałek o ataku dzikich zwierząt). Każdy może skończyć jak Adam. Nie wiadomo tylko, dlaczego.
I coś w tym jest – że kiedy kończy się pogrzeb, dla większości osób zmarły automatycznie przechodzi do wspomnień. Nie włączam w to grono, oczywiście, ścisłego grona żałobników, ale tak czy inaczej... Prędzej czy później wszystko staje się jakąś przestrogą i wielu zapomina o prawdziwym Adamie, który sobie chodził, biegał i nawet czasem oszukiwał.
A na końcu pojawia się BESTIA.
Ponieważ jest to wilk o długiej sierści, koncept bycia wampirem, który zauważyłam pod poprzednim rozdziałem, jakoś odpada. Przynajmniej moim zdaniem. Chociaż taki pokaźnej postury wilczek niewątpliwie byłby sensownym pożywieniem dla wampira.
W tym rozdziale z kręgu znajomych Matta występuje tylko Steve.

Rozdział trzeci
Ten to chyba mój ulubiony. Akcja – jest. Humor – jest. Odrobinę rodzinnych dramatów i pomieszania – jest. A wspomnienie zeszłorocznej imprezy, podczas której „obudził się z Angelą” (tą Angelą, o której czytałam?) to po prostu cudeńko.
Biorąc pod uwagę nastroje w miasteczku i pomieszanie panujące w rodzinnym domu Matta, zastanawiam się, jak on to wszystko ogarnia. Na pewno do gry włączą się jeszcze jakieś siły nadprzyrodzone, ale nawet bez tego ma z czym się zmierzać.
Przy okazji, nie jestem pewna, czy rozumiem jego sytuację w domu. W pierwszym rozdziale Matt przychodzi do domu, w którym oboje rodziców ogląda telewizję, w trzecim jest mowa o rozwodzie i „połowicznym kontakcie” z ojcem, z którym spędza weekendy i wolne dni. Nie rozumiem tego.
Tak czy inaczej, już czuję, że impreza urodzinowa, poza tym że będzie ewidentnie „mocnym wydarzeniem”, będzie stanowić jakiś przełom w historii Matta.

Co mogę powiedzieć? Tym razem styl nie jest tak poetycki, ale mnie się podoba, nawet bardziej. W jednym rozdziale sytuacje dramatyczne mogą zaskakująco kontrastować z tymi śmiesznymi, w niektórych miejscach szczerze się uśmiechnęłam. Matt jest – na razie – całkiem normalnym nastolatkiem. Steve kojarzy mi się z takim wiecznym, wesołym, nieco imprezowym młodzieńcem, który swojego podejścia do życia nie straci nigdy. O Sue nie wiem jeszcze co myśleć.
Jestem na duże tak.

18/20 pkt.

4. Błędy

ROZDZIAŁ I
Zatłoczony dziedziniec dał mi pewną nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone, mimo to pozostawał mi jeszcze  jeden problem, otóż ja nie za bardzo byłem pewien, gdzie dokładnie powinienem się udać...” – poza brakiem przecinka przed „gdzie”, szkoda, że to jedno zdanie.
„Spojrzałem wysoko na tarczę zegara wieńczącego czerwoną, ceglaną ścianę najwyższego piętra powojennego budynku, w jakim otwarto tę zacną instytucję.” – przecinek przed „w jakim”. Z innej beczki, jaką zacną instytucję? „Szkoła” byłoby prościej.
Już czułem to niewyobrażalnie cięte ostrze gilotyny, które wisiało nad moją głową, podczas gdy wokół kończył się mój czas.” – ostre. Cięty to może być dowcip. Albo materiał. Na metry.
„  - Przepraszam, nie widziałem cię - zacząłem się tłumaczyć, jednak zanim powiedziałem całą wiązankę, ta uspokoiła mnie gestem dłoni, po czym dodała, że to nic takiego. - Jeszcze raz przepraszam, ale spieszę się na testy. - I już miałem pobiec w kierunku pierwszego z typowanych przeze mnie miejsc, w którym mogłoby się te odbywać, kiedy ta znowu mnie zatrzymała.” – Kiedyś napiszę cały poradnik o zapisie dialogów, ale w tej chwili muszę go streścić do jednej, podstawowej zasady:
- Uwielbiam czerwone róże – powiedziała Mary do Johna, energicznie podskakując w miejscu.
- Uwielbiam czerwone róże. – Podskakiwała w miejscu z wrażenia.
Słowa typu: krzyknęła, powiedziała, zapytała, i tak dalej, piszemy po myślniku, przed którym NIE MA KROPKI, a po nim NIE MA DUŻEJ LITERY.
Wszystkie inne słowa, które nie określają bezpośrednio charakteru wypowiedzianych słów, piszemy po myślniku, PRZED KTÓRYM JEST KROPKA, a po nim JEST DUŻA LITERA.
Wszystkich przykładów błędów w dialogach nie wypiszę, radzę sobie przejrzeć.

„- Ty tak na serio? - zapytała głupio, była.” – nie rozumiem tego zdania.
„Nieprzejęty uporządkowałem na tyle, aby w spokoju stwierdzić, że wyglądałem w miarę dobrze, a przynajmniej jak zmotywowany uczeń.” – co uporządkował? Szafkę? Stół? Siebie?
„Ty, stary, czemu Su tak dziwnie na ciebie patrzy? – zapytał-, ale z początku nie wiedziałem o kogo mu chodzi, dopiero kiedy bezpośrednio wskazał palcem, zorientowałem się o kogo wcześniej chodziło.” – brak „a” po „zapytał”, w końcu to o chłopaku. I powtórzenie.
Wcześniej rozmawialiśmy na temat imprezy urodzinowej, którą wyprawiałem za tydzień, w sumie to za dziewięć dni, zaczynając liczyć od dzisiejszego piątku.” – brak przecinka przed „zaczynając”.
„Darowałem sobie wypominania faktu, że nie lubię pomidorów, dlatego "ze smakiem" zjadłem wszystko, choć przy ostatnim kęsie, jakoś mnie tak, niemile zemdliło.” – a te dwa przecinki akurat nie są potrzebne.
„- Wyniki egzaminów będą ogłoszone jutro na apelu - powiedział, kiedy stanąłem przed nim i jego nowiutkim mecedesie.” – jego nowiutkim mercedesem.
Wszystkich było chyba z czterech: jeden odpowiadał za sprawdzenie, czy żaden z zawodników nie popełni błędu, jakim jest wczesny start, inny wraz z lekarzem sprawdzał wcześniej, czy żaden ze śmiałków nie zażywał niczego na wzór wspomagacza tuż przed startem, jeśli tak groziła mu natychmiastowa dyskwalifikacja, lepiej dla tych "czystych"” – tego ostatniego na czerwono nie do końca rozumiem. W sensie, ku ich korzyści?
„Oczywiście nie wiem, czego spodziewali się po zawodnikach naszej szkoły, bo oczywiście poza nami było kilka grup z różnych ośrodków, każdy mógł liczyć na wygraną w zakresie tego do jakiej instytucji przynależał.”– okej, okej, okej. To zdanie jest tak zakręcone, że zwyczajnie go nie pojmuję.
„Wieczorem, leżąc w łóżku,z zastanawiałem się o co chodziło, czemu nie mogę po prostu dać temu spokój.” – literówki

ROZDZIAŁ II
„Za jej przykładem wiele młodych dziewczyn jakie znam, bądź miałem możliwość poznania, gdyż wyjechały z Bringhton, które nie bały się odpowiedzieć na szansę jaką los rzucił im pod stopy - wystarczyło tylko przezwyciężyć strach i chwycić marzenie jakimi była praca na poważnym, ale przede wszystkim zasłużonym stanowisku” – to zdanie to totalne „pomieszanie z poplątaniem”. Chyba rozumiem, co chciałeś powiedzieć, ale mam wrażenie, że ktoś tu się zgubił w środku zdania.
Choć oboje byli niezwykle zapracowani, to jednak znaleźli chwilę na wizytę w domu noszących żałobę po dziecku rodziców Adama.” – Noszących, nie niosących. I bez przecinka.
„Państwo Sherdelson, a właściwie pani Astana, która była matką Adama, była niewysoką, szczupłą brunetką, choć podczas wizyty Stewartów - pana burmistrza i jego żony - wydawała im się jeszcze chudsza,” – powtórzenia. Można zastąpić na przykład „pani Astana, matka Adama, była...”
„Można by porównać ją do czarnej kropki” - literówka
„Ojciec Adama rzadko kiedy był na tyle trzeźwy, żeby rozumieć, co dzieje się wokół niego.” – interpunkcja
„Dzień zaczął się o wraz ze wschodem o godzinie szóstej czterdzieści sześć, a zachód krótko przed ósmą wieczór był oznaką jego końca.” – bez przecinka
„...i nie narażając się na spotkanie oko w oko z tutejszą roślinożerną fauną” – literówka

ROZDZIAŁ III
„- Matt! - Nie.” – duża litera
„  - Skoro już o tym mowa, wiedz, że pomimo usilnych starań, nie jestem w_stanie zapomnieć, sama też nie ułatwiasz mi zadania. - Chwilę po tym czułem na własnej skórze, co to znaczy przemoc w rodzinie, kiedy wymierzyła mi siarczysty policzek” – literówka przy „w stanie”, duża litera
A jeśli chodzi o niego,...” – duża litera
„- Wszak to teraz najmniej istotne, ale chyba czas najwyższy na to, żebyś się dowiedział, co konkretnie zaszło nad jeziorem. - Zrobiłem zaciekawione spojrzenie...” – zrobić spojrzenie jakoś nie brzmi. Może: spojrzałem zaciekawiony?

Podsumowując... wyszła z tego długa lista. Ale to moja wina, mam wyczulony wzrok i może nie powinnam aż tak bardzo się nad tym rozwodzić. O ile niektóre błędy są czysto kosmetyczne, o tyle czasami zbyt długie zdania powodują, że sama się zaplątuję w tym, co przeczytałam. Radzę nad tym popracować.

7/15 pkt.

5. Dodatki

Dodatki jak zwykle. Są porządnie poukładane – zakładka „o Autorze” się pojawia po raz trzeci, linki tak samo porządne i posegregowane w grupy.
Nowością jest informacja o Sadze, do której zajrzałam początkowo z zaciekawieniem. Nie pozostawia niedomówień. Nadal nie wiem, co się Mattowi stanie, ale to chyba dobrze.
Jest też podstrona o bohaterach, ze zdjęciami, czego nie lubię, ale niech i tak będzie. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że Steve’a wyobraziłam sobie prawie tak samo.
Szkoda, że są tu zdjęcia tylko głównych bohaterów, spodziewałam się po tytule, że będzie tu ich więcej, może jakiś spis...

7/8 pkt

6. Liczby

Komentarze, z tego co widzę, są prawie pod każdym rozdziałem. Odnoszą się do treści, albo to wiadomości od ocenialni, które raczej zostawia się pod postem, nie w spamowniku, więc mi to nie przeszkadza. Cieszę się, że komentarze odnoszą się do treści, a Autor rozmawia z czytelnikami.

5/5 pkt.

7. Gratis

Oceniam pozytywnie. Historia jest ciekawa, a jeśli to ta Angela, o której była mowa w say-farewell, chociaż z jakiegoś powodu w to wątpię, to będę śledzić dalej.

2/4 pkt.

Podsumowanie:

Błagam, zmień szatę graficzną, bo mi się robi zimno. Co do samej historii – tak trzymać! Matt jest jednym z pierwszych głównych bohaterów jakiegokolwiek opowiadania, których szczerze polubiłam – zwykle moja sympatia skupia się na tych pobocznych. Za to też duże gratulacje.

3/5 pkt.



W sumie punktów 54, co daje ocenę dostateczną.
Generalnie szkoda, ale – najwięcej poleciało na szacie graficznej. Treść oceniam, jak zwykle, bardzo wysoko.



*[za] internetowy Słownik Języka Polskiego (sjp.pl)

11 komentarzy:

  1. Dziękuję za ocenę, acz zupełnie o was (ocenialni) zapomniałem (odnośnie własnego zgłoszenia).
    Zgodziłbym się ze wszystkim, aczkolwiek ten lay... Wprawdzie szablonu nie ma, ale znalezienie odpowiedniego obrazka, żeby wpasowywał się w tło zewnętrzne zajęło mi odrobinę czasu (potem oczywiście dałem za wygraną i umieściłem w środku cokolwiek (to zmniejszony nagłówek z wersji onetwoskiej*), jak się okazało, pasuje bezbłędnie ^^
    Także nie jest tak, że pracy w tym nie ma, choć fakt, faktem, że nie wygląda to obiecująco... ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, nie chciałam mieć nic złego na myśli, po prostu poczułam się zaskoczona. Poprzedni szablon (to jest, na poprzednim blogu) był, powiedziałabym, wręcz dopieszczony, więc teraz odrobinę się zdziwiłam.:)
      Tak, tak, urlopy bywają zdradliwe :)

      Usuń
  2. zmieńcie szablon, macie teraz taki sam, jak ma literacka krytyka (a oni mieli go wcześniej + jest to teraz bardzo mylące).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jaki szablon ma literacka krytyka. Jest on wolnym szablonem, który KAŻDY może pobrać, a przede wszystkim zastępczym, bo czekamy na wykonanie zamówienia. Przykro mi, ale on tutaj zostaje. Chyba że moje zdolności Photoshopowe nagle powrócą, ale szczerze w to wątpię, bo już pół godziny wpatruję się w puste tło i nic to nie daje.

      Usuń
    2. rozumiem, ale jak już mówiłam - to bardzo mylące (patrz komentarz poniżej) ; )

      Usuń
    3. przemęczycie się jeszcze te kilka dni :P

      Usuń
  3. Aż musiałam sprawdzić pasek adresu, bo po wejściu myślałam, że nieopatrznie weszłam na Literacką Krytykę - macie dokładnie taki sam szablon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS
      Hakuno, tak jak informowałam wcześniej, zmieniłam adres "Sukcesji". Znajdziesz ją teraz na www.sukcesja-chiyo.blogspot.com.
      Mam nadzieję, iż nie będzie to żadnym utrudnieniem i pozdrawiam ciepło,

      Usuń
    2. Hakuno, jeśli mówisz o przechyleniu tła względem nagłówka, to nie, nie jest to wina przeglądarki. Jest to wina rozdzielczości monitora. Niestety, chcąc zachować taki szablon, musiałam dostosować szerokość całego bloga, lecz poprawnie ustawienia wyglądają tylko na monitorach o tej samej rozdzielczości. Bawienie się w screeny od każdego jest bezcelowe, bo zawsze znajdzie się ktoś, u kogo szablon będzie trochę rozjechany. A że tymczasowo nie mam innego szablonu, mniej onetowego, że tak to ujmę, to pozostawiam ten. Dopóki nic się nie zmieni, wstawię gdzieś na widoku informację, będzie wygodniej, niż gdybym miała każdemu z osobna tłumaczyć. ;)
      Swoją drogą, czy bardzo jest u Ciebie rozjechany? Kiedy wstawiałam za pierwszym razem, na małym monitorze, to na dużym wyrwa była ogromna, ale dostosowawszy na dużym, na małym zmiana jest niewielka. Z ciekawości pytam.

      Usuń
  4. Rozumiem, że zmieniacie adres - ok.
    Rozumiem, że informujecie o ocenie pod najnowszym postem - to bardzo dobrze.
    Ale coś takiego, jak informacja o zmianie adresu wsadźcie w SPAMOWNIK, chyba po coś on istnieje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że załatwiałam to wszystko na szybko, bo miałam na głowie wiele innych rzeczy. Przepraszam za to, ale nie wydaje mi się też, aby usunięcie jednego komentarza dla autora bloga, było czymś ciężkim do zrobienia ;]

      Usuń