Uwaga!

24.10.2012

{0032} Ocena bloga let-rainfall.blogspot.com


Blog: let-rainfall.blogspot.com
Autor: tpiapiac
Oceniająca: Juliet


Akt I

Scena pierwsza: Przestrzeń sceniczna
Adres po angielsku. Zanim w ogóle wzięłam się za pisanie tej oceny, przejrzałam sobie podstrony i całe szczęście, że jest tłumaczenie – pozwól (jesiennemu) deszczowi padać. Niech będzie. Faktem jest, że lepiej brzmi po angielsku, więc czepiać się nie będę. Pewnie to będzie zwykłe opowiadanie; pamiętam Cię z Onetu i jeśli dobrze kojarzę, lubiłeś pisać takie opowieści wielowątkowe. Nie żebym je kiedykolwiek przeczytała, prawdę mówiąc, ale nawet jak oczami leciałam po tekście to zaznaczałeś z jakiej perspektywy jest pisany dany fragment i na pewno nie były to dwie osoby. Ale nieważne. 


Na belce cytat z piosenki Demi Lovato, Skyscraper. „Sky is crying. I am watching. Catching teardrops in my hands”. W cudzysłowie, z autorem na końcu. Pięknie! Tylko nie lubię Demi. Czy jestem jedyną osobą, która uważa, że jest bardziej irytująca od Britney w XF? Dobra, nikt nie jest bardziej irytujący od samej panny Spears, ale Demi jest zaraz po niej. 
Za ogólny wystrój bloga Cię nienawidzę. Naprawdę. Nie jest powalający, ostatnio dobija mnie biała czcionka na czarnym tle, ale jest w dobrym rozmiarze i nie ma większych problemów z czytaniem, tylko ten Stefan/Paul… No, boski i koniec. 
8/10 pkt

Scena druga: Dekoracje

Wystrój totalnie pasuje do tematyki. W końcu Paul jest głównym bohaterem o imieniu Steve. Później Ci coś powiem za tego Steve'a, ale na razie – szablon. No nie powiem, że jestem na tak. Trafiłeś z czcionką, nawet dobrze dobrałeś kolory, ale ten nagłówek… Wiesz co mi się nasuwa na myśl? Reklama mieszkania. Serio. Paul stoi przy oknie, ma nieobecny wzrok, pewnie patrzy gdzieś daleko, bo ma takie piękne widoki z tego miejsca, tuż obok zdjęcie, jak jest oparty o telewizor (ja myślę, że to telewizor, ale może nie dopatrzyłam), potem przy ścianie, zaraz znów przy oknie… Brakuje jedynie uśmiechu, który by zachęcił ludzi do kupna, ale on naprawdę nie lubi się uśmiechać. Teraz pełno jest szablonów z Paulem, bo przecież trwa moda na Pamiętniki wampirów, więc zawsze możesz skorzystać z jakiejś szabloniarni lub po prostu to zmienić, jeśli wolisz samemu się babrać z grafiką. Oczywiście nie musisz; to mnie się nie podoba, a Tobie może wręcz przeciwnie. 
Ale to i tak nadal Paul, dlatego przyznaję Ci: 
7/10 pkt 

Scena trzecia: Sceneria

Na stronie głównej nie ma nic prócz treści; wszystko znajduje się na podstronach. 
„Autor” – krótki opis, na temat, jest dobrze. 
„Blog” – wyjaśnienie pochodzenia adresu i swojej decyzji, parę zdań o historii, wzmianka autora zdjęć z nagłówka, o belce. Dość przydatne. 
„Archiwum” – spis treści. Odnośnik do epizodu 5 kieruje mnie na 6, więc to popraw. 
„Playlista” – piosenki, które Cię inspirują do pisania. Przyznaję, że Twój gust muzyczny mnie zaskoczył. Znam kilku facetów w Twoim wieku i oni zdecydowanie nie słuchają Miley Cyrus czy Within Temptation, bo wolą ten swój rap, więc jest to coś dla mnie nowego.
„AV” – avatar bloga. Moim zdaniem, na luzie mógłbyś wstawić ten button na stronę główną.
„Bohaterowie” – same zdjęcia. Dzięki Bogu, że nie ma opisów, bo jakoś uprzedziłam się do nich. Ale nie ma co, dobrałeś sobie obsadę. Stelena, Zanessa… 
„Linki” – nasza ocenialnia jest. 
„Widzowie” – nie wiem co to, bo nie chciało się otworzyć. 
„SPAM” – w porządku. 
4/4 pkt

Akt II

Scena pierwsza: Scenariusz
Kliknęłam na „Prolog” i przeniosło mnie na zupełnie innego bloga. Say-Farewell. Wspominałeś, że to wstęp do historii, którą mam ocenić, więc wychodzi na to, że muszę to przeczytać. No to lecę. 

Po raz pierwszy spotykam się z takim pomysłem na prolog. I to na naprawdę długi prolog. Oryginalnością to Ty nie grzeszysz, temat choroby jednego z kochanków jest oklepany; filmów o takiej fabule sporo było, nie? Chociaż ja na razie spotkałam się tylko z tym, że to dziewczyna była chora, a nie facet, więc coś tam próbowałeś z tego wygrzebać. Taka cudowna, bezgraniczna miłość, nikt się z niczym nie spieszy. Trochę mnie ten gość – chyba John się nazywał, tak? – dziwił swoim zachowaniem; na przykład, kiedy Angela mówiła mu, że go kocha, a ten jej kazał wyjść. Ale potem okazało się, że John jest chory i nie chciał jej do tego mieszać, niby taki bohater, który nie myśli o sobie. Jednak ja odniosłam wrażenie, że jest egoistą. Okej, faceci mają to swoje nadymane ego i żyją w przekonaniu, że sobie doskonale ze wszystkim poradzą i nie potrzebują niczyjej pomocy, ani tym bardziej nie chcą, żeby ukochana dziewczyna widziała ich słabych, ale bez przesady – John zachowywał się jak dupek. Poza pewnymi momentami, kiedy nie wypierał się tego, co czuje do Angeli to było dobrze, bo wreszcie zaczął myśleć logicznie, ale jak znów ją od siebie odpychał to ja nie wiem, co mu strzelało do łba. Koniec końców, ładny list i zostawienie Angeli z dzieckiem. Taka pamiątka. Przysięgam, jeszcze parę miesięcy temu sikałabym podczas czytania Twojej historii, bo to takie smutne i romantyczne, ale teraz mnie po prostu… nudzi. Nie wiem czemu, może mi się zmienia widzenie na miłość. 

Akcja na let-rainfall rozpoczyna się cztery lata później. Po przeczytaniu całości uznaję, że to zwyczajna obyczajówka. No, a co innego? Romans? Dramat? E tam, na pewno nie. Angela urodziła synka, którego nazwała John – po tatusiu. Uroczy dzieciak. Jego mama wciąż nie do końca pogodziła się ze śmiercią swojego ukochanego; przyznaję z ręką na sercu, że to dla mnie niemały szok. Sporo czasu minęło, a ta nadal chodzi na cmentarz, rozmawia z nim, zdarza jej się popłakać i jest taka jakaś uprzedzona do facetów. To znaczy, do Josha jest. Na Steve'a ma totalną chrapkę, ale skoro to chłopak siostry, Mercedes, to jednak nie wypada, prawda? Nie kupuję tego ich związku. Taa, to jest Twoja wina, bowiem na początku próbowałeś kombinować, wspominałeś reakcje Steve'a, kiedy jego siostra, Blake, mówiła o Mercedes, a potem już nic. Głównie rozchodziło się o Angelę. Bardziej skupiłeś się na relacji Sarrah z Mattem niż ich, a przecież ważniejszy jest związek Mercedes ze Steve'm, bo czytelnik powinien mieć wyłożone na stół, jak dojdzie do jego końca i kiedy Steve poleci do Angeli. Po ostatnim epizodzie widać wyraźnie, że on także zaczyna coś do niej czuć. W końcu jest gotów pomóc jej spłacić długi Johna. No właśnie! Długi Johna. Wydaje mi się, że ona od jego śmierci stoi w miejscu. Małymi krokami powoli z tego transu wychodzi, próbuje coś robić ze swoim życiem, zaczyna czuć jakieś pożądanie w stronę innego faceta, ale jednak nadal są sprawy, które na siłę sprawiają, że się cofa. Nie zrozum mnie źle, mi się bardzo podoba, że ta akcja dzieje się tak powoli, cały czas mam wrażenie, jakbym oglądała jakiś serial (na przykład, Przepis na życie lub Magdę M., a uwierz, że jestem ich wielką fanką), ale charakter Angeli pozostawia wiele do życzenia. Ta jej chora obsesja na punkcie gościa, który odszedł. Tak, tak, zawsze można wierzyć w te bzdury, że mimo śmierci, człowiek nadal jest na ziemi i nad nami „czuwa”, ale bądźmy szczerzy – ona może w to jedynie wierzyć. W zasadzie, tylko wiara jej została. A ileż tak można żyć? Ona ma dziecko. Małego bobaska (cztery lata to wcale nie jest dużo), którego musi wychować, dać mu wszystko co najlepsze i przynajmniej powinna się postarać. To te dziecko powinno być jej całym światem, najważniejszym oczkiem w głowie; być może facet do końca nie potrafi tego oddać, bo przecież nie ma wszczepionego instynktu macierzyńskiego, ale to jest ten minus właśnie. Ja wiem, dorosłe życie to nie przelewki, ciągłe problemy i tak dalej, jednakże Angela ma dla kogo się starać te wszystkie przeciwności losu pokonywać, czego Ty nie umiesz pokazać. W ostatnim rozdziale pokazujesz, jaką jest nieodpowiedzialną matką, bo zapomniała, gdzie położyła własne dziecko. Tak ją absorbują problemy z Johnem, który, notabene, wciąż nie żyje, a także ciągłe zastanawianie się, czy to w porządku, że podoba jej się chłopak siostry, że zapomina o najważniejszej osobie w swoim życiu. Niby na początku próbowałeś napomknąć o tym, że faceci uciekali od niej, kiedy tylko dowiadywali się o dziecku, ale później już jest o tym coraz mniej, o ile w ogóle. Dla mnie jej postać jest nijaka. 
Steve. Szczerze? Steve nie pasuje mi do Paula. Steve pasuje do lekarza, a konkretniej – do dentysty, a z Twojego opowiadania wynika, że Steve jest architektem i to cholernie seksownym. Po prostu zabijasz Paula tym imieniem. Prawdę mówiąc, prócz Stefana to żadne imię mi do niego pasuje, ale nieważne. Jego postaci jeszcze do końca nie rozwinąłeś. Jest, pojawia się, coś mówi, dzięki czemu mam pewność, że żyje sobie w tym opowiadaniu, ale nie wiadomo po co. Chyba tylko po to, żebym wiedziała do kogo Angela ma słabość. Na początku podobało mi się, kiedy był taki stanowczy wobec Blake, gdy ta poprosiła go, żeby po nią przyjechał; również urzekła mnie jego śmiałość w stosunku do Mercedes, a potem? Nic. Z pewnego siebie, wiedzącego czego chce faceta, stał się ciepłymi kluchami. Ta jego przemowa o tym, jak to wie, co czuje Angela, bo sam przeżył stratę mamy… No, dajcie spokój. Steve z drugiego rozdziału nie zachowałby się tak. To jest, być może przejąłby się tragedią, która spotkała Angelę, ale jego wypowiedź miałaby inny charakter niż ten, który Ty stworzyłeś. On mięknie. A jego związek z Mercedes? Pytam się: JAK? Okej. Była wzmianka o całowaniu w policzek, troszkę go poruszyło, kiedy Blake oznajmiła, że Mercedes też będzie musiał podwieźć, przytulali się, a potem? Ni stąd, Angela twierdzi, że nie powinna lecieć na chłopaka siostry? Tu też jest niedosyt. 
Sarrah i Matt – totalna zbędność. Poświęciłeś im cały jeden rozdział i szczerze? Nie mam pojęcia, co tam było. To znaczy, fakt, pamiętam wydarzenia, ale jakbym miała cytować to naprawdę poległabym. Wiem, że Sarrah jest w pewnym stopniu ważna, bo przecież to koleżanka Angeli, ale z reguły w tych opowiadaniach jest tak, że te koleżanki pojawiają się, żeby wysłuchać i na tym się kończy ich wątek. Tymczasem Ty dałeś jej rozdział i jeszcze trochę, aby pokazać relację z Mattem. Nie rozumiem tego, ale dobra. W końcu w serialach też pokazują życie przyjaciółek głównej bohaterki. Ale pokazują też związek głównego bohatera z inną dziewczyną. 
I Joshua! Przyznam, że on jeden daje, w miarę, radę. Był bardzo fajny z tą nachalnością w stosunku do Angeli; może i w pewnym sensie ją to irytowało, ale przynajmniej gość miał charakter. Fajnie, że nie odpuszczał, że próbował i nie dał się, a także miło się zachował, kiedy obiecał, że nikomu nie wygada o tym, że wie, iż Angela wzdycha do Steve'a. 
O Blake nic powiedzieć nie mogę; była i się zmyła, a John Junior kojarzy mi się ze słowami: „To tatuś?”. Nie wiem na co jeszcze czeka Angela; powinna już uświadomić dzieciaka, co się stało z jego ojcem. Im szybciej, tym lepiej. Chociaż w epizodzie siódmym, John zaczął mówić o tym, że tatuś i aniołek siedzą razem w autku, więc może pomału łapie, co się stało z Johnem seniorem. 

Fabuła. Twoja opowieść uświadomiła mi, że ja nie mam pojęcia, czym jest romans. Owszem, komedie romantyczne oglądam. Książki z wątkiem miłosnym czytam. Sama piszę opowiadanie o miłości. Ale to w żadnym wypadku nie podpina się pod romans. Jak można powiedzieć o historii, w której jest sobie dziewczyna, ma czteroletnie dziecko, nierozwiązane sprawy z gościem, który nie żyje i wzdycha do faceta siostry, że to romans? No, chyba że zaczęliby romansować za plecami Mercedes to wtedy tak, to już romansidło. Jednak nie u Ciebie – to zdecydowanie obyczajówka. I oprócz tego wątku z tym ciągłym nieuporaniem się ze śmiercią Johna, jest całkiem przyjemna. Ale i nużąca. 

Mówię od razu: ja nie czytam książek w stylu Stephena Kinga. Nigdy w życiu nie miałam w ręku nawet powieści Tołstoja, Anny Kareniny. Od września czytam Wichrowe wzgórza i choć początek zapowiadał fantastyczną opowieść, później już mnie tylko nudziła i jakoś ani trochę nie ciągnie mnie do tego, żeby ją skończyć. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że ja nie gustuję w takim języku. Jedynymi autorami, do których chętnie wracam to Meg Cabot i Joanne K. Rowling. Dodałabym Stephenie Meyer, ale jak ostatnim razem ją czytałam to dobijały mnie jej zbyt dokładne opisy. Do czego dążę? Do tego, że opisy ostatnio bardzo mnie nudzą. Nie, nie takie, w których opowiada się jakieś fakty z życia, wtrąca w nich uwagi, opisuje uczucia i emocje, lekko napomina o ogólnym miejscu i czasie akcji, ale takie, w których przez cały akapit na pół strony w Wordzie opisuje się, jak wyglądało przygotowanie dziecku pić. No, błagam, zlituj Ty się! Ja nie wiem z czego to wynika. Czy z tego, że nie wie się, co napisać, żeby przejść do dalszej części, czy po prostu chce się  popisać, ot tak z nudów, czy z jakiegoś jeszcze innego powodu. Nie wiem. Albo Twoje wzmianki o ciągłym makijażu Angeli. Że był lekki i delikatny; że rozmył się od wiatru i musiała go sobie poprawiać w lusterku, żeby jakoś wyglądać, ale, powiedz mi, kogo to obchodzi? Na pewno każdemu wiadome jest, że taka kobieta jak ona MUSI się malować, ale nie trzeba o tym ciągle mówić. Lub o jej kąpielach, prysznicach, jakiego ręcznika użyła i tak dalej. Też mam z tym problem, ale staram się ograniczać pomału z takimi pierdołami, bo to przecież nudzi. A my nie chcemy nudzić naszych drogich czytelników, no nie? Dzięki Bogu, że nie opisujesz wyglądu ani strojów, bo wtedy to ja bym chyba strzeliła sobie kulkę w łeb. 

Słownictwo jest, choć nie do końca wykorzystywane w dobry sposób, bo powtarzasz się. Takie pytanie: czytasz w ogóle, co napiszesz? Bo ja tak. I, na przykład, mnie irytuje, jak się powtarzam, dlatego zawsze szybko się poprawiam. Ciebie to nie irytuje na tyle, żeby się poprawić? Czy może jest Ci wszystko jedno? Nie wiem, ale jest tyle pięknych słów! Można je używać na wszelkie sposoby, wzbogacać opisy i dialogi! A Ty nic. Warsztat masz, w końcu wierzę, że nie siedzisz w tym od dziś, ale długa droga przed Tobą. Zacznij dbać o błędy, o niepowtarzanie się i rób akapity na co najmniej centymetr. U Ciebie to jest tak, że raz są, a raz nie… To robi różnicę, naprawdę. Niedbałość wcale nie jest taka fajna, nie w tekstach. 

Jednak daję Ci sporą ilość punktów, bo nie da się zaprzeczyć, że próbujesz i Twoja historia potrafi zaciekawić, i z przyjemnością jeszcze do Ciebie wrócę. 
25/35 pkt

Scena druga: Niedomówienia

(umówmy się tak, na czerwono – błędy i źle postawione przecinki; na zielono – poprawiona interpunkcja)


Z części say farewell nie będę wyłapywać błędów; czytałam oceny na innych blogach, które doskonale je wyłapały, a Ty się do nich nie odniosłeś, więc… Chciałam jedynie wytknąć najbardziej rażący błąd: napisałeś DŁÓŻNY. Masakra, pisze się: dłużny, mój drogi, dłUżny! 


Epizod 1
„Mimo to za każdym razem, gdy udało się jej uspokoić go na kilkanaście minut, znajdując mu, co raz to różniejsze, wymyślne zajęcia, ten za każdym razem szybko się nudził i wracał do poprzednich, mniej sugestywnych czynności.” powtórzenie
„przy których mogłaby, choć na chwilę, oderwać się od rzeczywistości.”
„równo, jasnymi” 
„wieku.Wyrośnie” spacja 
„pożegnali się się” powtórzenie
„Chciałaby, aby pogładził ją po włosach i powiedział” 
„odległosć” odległość 
„Nie minęło kilka sekund, kiedy poczuła na swoim biodrze i lewej dłoni ciepły dotyk.”
owy gest” ów
„zapytała od razu. - nie odpowiedział od razu, najpierw obejrzał ze wszystkich stron zabytkowy sprzęt.” powtórzenie


Epizody 2 i 3
„cisze” ciszę
„ramie” ramię
„rzuciła, nadal się śmiejąc.” 
„mówiąc do siebie, wyszła z salonu, pozostawiając brata samemu sobie.”
„John jak na swój młody wiek jest całkiem wysoki.” John, jak na swój młody wiek, był całkiem wysoki 
„I z pełnym uśmiechem na ustach wróciła do kuchni po kubeczek dla synka. Po tym wszystkim wróciła do siebie” powtórzenie
„Ona czuła, że to zupełnie, co innego.”
„Nie, synku...”  
odzywała”
„Wiem, że jestem”


Epizod 4
„Wspominała, że to ja uspokaja, a dodatkowo John lubi te wypady, bo wreszcie może się wyszaleć.” Wspominała, że to ją uspokaja, a w dodatku John lubił te wypady; mógł wreszcie się wyszaleć. 
„biała” białą


Epizod 5
„chwile” chwilę 
„Co jest?
„krzeseł.Zabrała” spacja
„zamknać” - zamknąć 


Epizod 6
„ale kolejny raz niewidzialna siła zamknęła je przed nią. Kolejny raz zerknęła w szybę” powtórzenie
„wstanie” w stanie
„cie” cię
„wole” wolę. Alt Ci nie działa, czy jak?
„nie sądzę, abym się nadał.” 
„chwile” chwilę


Epizod 7
„sprowadzały ja” - ją 
„był je synek” jej
„Szanował je siostrę” jej
„Gdzie byłeś?” 
„Aniołka - szepnął, a za chwilę dodał - i tatusia...” Aniołka – szepnął, a za chwilę dodał: – I tatusia. 
„Po chwili i Steve leżał na brzuchu i patrzył w uniesiony drobną rączką wagonik.” Po chwili Steve leżał już na brzuchu i patrzył w uniesiony drobną rączką wagonik. 
„O czym myślisz?
„ - Spłacimy to - nie były to słowa jej siostry - obie spojrzały za siebie. Gdzie Steve siedząc nadal przy chłopcu, wpatrywał się w Angelę.” – Spłacimy to. [nowy akapit] Obie spojrzały za siebie, gdzie Steve nadal siedząc przy chłopcu, wpatrywał się w Angelę. 


I tak nie wypisałam wszystkich błędów, bo ciągle masz problemy z tym samym – leżą u Ciebie przecinki: albo wstawiasz je w złym miejscu, albo w ogóle ich nie wstawiasz. Nie korzystasz z średników ani myślników, które spokojnie mogą zastąpić przecinki, źle budujesz dialogi, tu brakuje kropki, tu myślnika, tu nie zaczynasz od nowego akapitu. Powtarzasz się, nie dbasz o końcówki i spacje. 
Nie wiem z czego to wynika. Z Twojego pośpiechu? Nawet jeśli nie masz czasu, żeby sprawdzać napisanego tekstu, są od tego bety. Wiadomo, że trzeba poczekać aż sprawdzi tekst i nie zawsze wyrobi się w terminie, w którym chciałbyś opublikować nowy rozdział, ale ja odnoszę wrażenie, że Ty blogowanie traktujesz bardziej jak obowiązek. Zresztą, nie tylko Ty, bo zauważam, że coraz więcej jest osób, którym tak bardzo zależy, żeby dodać nową część jak najszybciej, że potem tekst ciężko się czyta. Błędy są wręcz rażące, ale najważniejsze jest, że rozdział się ukazał. Nie. Blogowanie to jest przede wszystkim przyjemność. Napisz tekst, potem na spokojnie przeczytaj, popraw wszystko co Ci nie pasuje, a potem publikuj. Wiem, brak czasu i tak dalej, ale można to robić na raty.

Chciałam Ci przyznać pięć punktów, ale potem uznałam, że to będzie niesprawiedliwe wobec innych, którzy nie mają aż takich problemów, jakie masz Ty. 
3/15 pkt

Scena trzecia: Teatr… Amatorski?

A jest tu coś oryginalnego? Obyczajówki pisze co trzecia osoba w blogosferze. Twoja opowieść jest nam wszystkim dobrze znana, bo przecież wątek, kiedy to spotyka się dwójka ludzi, zakochuje się w sobie, a potem jedno z nich zaczyna odpychać tę drugą osobę, bo okazuje się śmiertelnie chore, to totalne przeterminowanie. Jedynie rozwinięcie tej znajomości pozostawia trochę miejsca na popis, a Ty wykorzystałeś motyw z bezpośrednimi zwrotami, jak w listach. To o prologu; dalsza część to nic innego jak usilne próbowanie poradzić sobie ze śmiercią ukochanego, uczenie się na nowo żyć, chowanie dziecka i trójkąt miłosny. Czy może raczej, kwarter, bo przecież jeszcze ten cały Joshua wzdycha do Angeli. 
Dałabym Ci jednak sporą ilość punktów, gdybyś pociągnął charaktery z pierwszych rozdziałów, bo teraz naprawdę są one na jedno kopyto. Ale niestety. 
2/6 pkt

Akt III

Scena pierwsza: Owacje na stojąco
Mogę Ci poklaskać, ale siedząc. Prawdę mówiąc, jeszcze myślę o Twoim opowiadaniu, czyli, mimo wszystko, wywołało u mnie jakieś emocje. Może to wina Paula na nagłówku, nie wiem, ale niech będzie. 
3/4 pkt

Epilog 

Chyba najważniejsze rady Ci wypisałam, a to od Ciebie zależy, czy się do nich odniesiesz. Według mnie zdecydowanie powinieneś. Życzę powodzenia w dalszym szlifowaniu warsztatu. 
3/5 pkt


Zdobyłeś 55 na 89, czyli, po raz kolejny już, dubler. Nie mam pojęcia, czy to ja tak surowo oceniam, czy po prostu ciągle zgłaszają się do mnie blogi na tróję. ;-O 

21 komentarzy:

  1. "(...)charakter Angeli pozostawia wiele do
    życzenia. Ta jej chora obsesja na punkcie gościa, który odszedł. Tak,
    tak, zawsze można wierzyć w te bzdury, że mimo śmierci, człowiek nadal
    jest na ziemi i nad nami „czuwa”, ale bądźmy szczerzy – ona może w to
    jedynie wierzyć.(...) John Junior kojarzy mi się ze słowami:
    „To tatuś?”. Nie wiem na co jeszcze czeka Angela; powinna już uświadomić
    dzieciaka, co się stało z jego ojcem. Im szybciej, tym lepiej. Chociaż w
    epizodzie siódmym, John zaczął mówić o tym, że tatuś i aniołek siedzą
    razem w autku, więc może pomału łapie, co się stało z Johnem seniorem. "

    Juliet, ty tak na poważnie, czy zwyczajnie jaja sobie robisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś nie tak?

      Usuń
    2. No, ja się uważam za przewrażliwioną w niektórych punktach, ale mimo wszystko... serio, nikt nie ma obowiązku lubić wszystkich czytanych blogów, może nas to nudzić i w ogóle, ale wybacz szczerość - gdybyś mi powiedziała, że mam "chorą obsesję na punkcie gościa, który odszedł" i wierzę w bzdury, to chyba bym wyszła z siebie. Wiem, że wypowiadam się z imieniu autora i - być może - fikcyjnej postaci, ale 0 mówisz o człowieku, którego ona KOCHAŁA. Którego nie potrafi zapomnieć pomimo upływu lat. Który nadal jest dla niej kimś najważniejszym i którego tak strasznie jej brakuje, że musi chodzić do niego i z nim rozmawiać. Z którym, na miłość boską, ma dziecko, które ciągle jej o nim przypomina.
      Ludzie są różni, może Angela należy do tego samego rodzaju, co ja, może dlatego to mnie tak ubodło, ale - może ona nie potrafi zapomnieć? Może ma taki charakter? Serio jest tak łatwo wytłumaczyć czteroletniemu dziecku, że jego ojciec zmarł, bo był śmiertelnie chory? Może są ludzie, którzy to potrafią, ale mały John całkiem nieźle chyba na razie funkcjonował w społeczeństwie pomimo braku ojca, więc ja bym mimo wszystko wytłumaczyła mu wszystko w momencie, w którym będzie na tyle dorosły, że nie będą go nękały nocne koszmary.
      Znam ludzi takich jak Angela, w jej sytuacji, i widziałam, ile wysiłku kosztowała ich codzienna egzystencja, jak bardzo potrafił im się zmienić głos, kiedy chociażby padało imię zmarłego małżonka. Dlatego tak bardzo się wkurzyłam i przepraszam, jeśli poczułaś się urażona. Ale, serio... nawet ta wiara potrafi być czymś, na czym się oprą, kiedy wszystko usunie im się spod nóg, więc po prostu wszystko się we mnie gotuje, kiedy czytam taki komentarz.

      Może ma kiepski charakter. Pewnie potrzebuje pomocy. Może bardziej niż "pewnie". Ale tacy ludzie też istnieją.

      Usuń
    3. Nie no, słuchaj, ja rozumiem Twoją reakcję. I reakcję tysiąca innych osób, którzy myślą podobnie jak Ty, i prawdopodobnie też by się wkurzyli na te słowa. Niby jest ta cholerna demokracja i wolność słowa, możesz mówić co chcesz, a i tak musisz dbać o słowa, żeby kogoś nie urazić, prawda? Ja powiedziałam, co myślę na temat Angeli, a jest to postać FIKCYJNA, ale możesz być pewna, że w życiu nikomu bym nie powiedziała takiego czegoś w twarz. Pomyślałabym - tak, ale powiedzieć już nie. To prawda w pewnym sensie, że Internet jest granicą, którą często się przekracza, bo tu nie ma żadnych reguł i ja jestem taką osobą. W realnym życiu tak nie jest, bo widzisz osobę, z którą masz do czynienia i w żadnym wypadku nie chcesz sprawić jej przykrości, więc siedzisz cicho. A w Internecie o to nie dbasz. Być może jest to sztuka, którą muszę opanować, ale ja nie zmienię poglądów tylko dlatego, że komuś się one nie podobają i czuje się urażony. Ja ich nie kierowałam do ogółu, kierowałam ją w konkretną postać, w dodatku fikcyjną, i naprawdę nie powinnaś tego brać do siebie. Uwierz mi.
      I dlatego w fikcji powstają takie postaci, z którymi się identyfikują. Ja może zakpię z jej postawy, a Ty się z jej postawą zidentyfikujesz, co? Z drugiej strony, ja mogę się z kimś identyfikować, a Ty możesz uznać, że to idiota/idiotka. Ludzi się nie powinno oceniać, ja to wiem, Ty to wiesz, staramy się tego nie robić, ale i tak to robimy. Czasem głośno, a czasem w głowie. Moje słowa to moje słowa. Autor bloga może się na mnie obrazić, zareagować jak Ty, poczuć się urażony, ja go mogę przeprosić - Ciebie mogę przeprosić - ale nie zmienię myślenia. Nie wierzę w Boga. Nie wierzę w to, że kiedy ktoś umiera to zostaje na ziemi, bo za życia powiedział, że zawsze będzie mnie pilnował. Ja nie chcę, żeby mnie pilnował. Skoro umarł to znaczy, że przyszedł czas, żeby poszedł dalej, a nie tkwił ze mną, on nieżywy, a ja żywa. Ale ktoś inny może w to wierzyć i to jest normalne. Ja szanuję Twoją opinię, przepraszam, ale Ty szanuj moją.

      Usuń
    4. Ale widzisz, ja nie napisałam, że Twoja racja jest idiotyczna. Nie napisałam, że Angela jest idiotką, chociaż też uważam, że jej reakcje są przesadzone. Ale jako KRYTYK LITERACKI oceniasz jej kreację, konstrukcję, wiarygodność, to, czy pozostaje sobą, czy może chwieje się jak liść na wietrze, czy jest pozytywna, negatywna, jak, dlaczego, w których momentach jest papierowa i tak dalej.
      Reszta to Twój prywatny komentarz. A prywatny komentarz ma to do siebie, że może drugiego człowieka urazić. I po "drugiej stronie kabla" też siedzi człowiek.
      Szanuję Twoje poglądy - każdy może je mieć i nie mam zamiaru ich na siłę zmieniać. Nie szanuję tylko głupich komentarzy.
      I może nie powinnam ich brać do siebie. Może niepotrzebnie wszczęłam dyskusję. Ale wzięłam. I wiem, że są czytelnicy, także Twoi czytelnicy, którzy też mogli to wziąć do siebie.

      Usuń
  2. "Okej, faceci mają
    to swoje nadymane ego i żyją w przekonaniu, że sobie doskonale ze
    wszystkim poradzą i nie potrzebują niczyjej pomocy, ani tym bardziej nie
    chcą, żeby ukochana dziewczyna widziała ich słabych (...)"
    Czy nie uważasz, że jest to napisane z nadmiernym przekonaniem o swojej racji? Słowa w kontekście były średnio skierowane do opowiadania, a o ile się nie mylę, autor jest mężczyzną. Niezbyt to było grzeczne, moja droga.
    Brakowało kilku przecinków, w niektórych miejscach było ich za dużo. Nie jestem w stanie znów przejrzeć dokładnie całej oceny, bo sprawdzian z biologii, więc rozumiesz... Chciałam Ci zwrócić również uwagę na zdania zaczynające się od "no". Mi polonistki zawsze wmawiały, że jest to niepoprawne. Jeżeli jest inaczej - wyprowadź mnie z błędu. Rozumiem, nie będziemy się bawić w profesorskie wywody z idealnym słownictwem, ale staraj się ograniczać to słówko, ok? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy niepoprawne? Hmm, zależy od gatunku. Zaczynanie zdania od "no" to przenoszenie własnego sposobu mówienia na papier. Czasem, jak np. w dialogach, jest jak najbardziej na miejscu. W przypadku oceny... Cóż, tu już by można polemizować, czy ocena powinna być luźna czy raczej nie, czy jest zlepkiem czyichś opinii o tekście czy raczej profesjonalną recenzją z mnóstwem porad. Aby być pewnym, według mnie, wypadałoby przyjąć zasadę "co za dużo, to niezdrowo'. A więc, powiedzmy, góra dwa podobne zabiegi w ocenie. Jeśli ktoś celuje w bardziej potoczny styl oceny, zawsze można zamienić owe "no" na coś innego.
      Takie tam, wtrącenie na boku od czytelniczki. ^^

      Usuń
    2. Polonistki wiele rzeczy wmawiają, tak samo jak nie zaczyna się zdania od "No więc", czy samego "Więc", ale ja polonistką nie jestem, więc mam prawo popełniać błędy :) Nie jestem zwolennikiem oficjalnego stylu pisania ocen i wolę, żeby autor bloga, który zostaje oceniony, czuł, że ocenia go ktoś na równi z nim, a nie ktoś lepszy czy gorszy od niego.

      Usuń
    3. Dokładnie to chciałam przekazać Juliet, droga Chiyo. Z ust mi to wyjęłaś. Natomiast Juliet, zdania zaczynające się od "no" raczej nie wpływają na to, że ktoś Cię postrzega jako równą sobie. Mnie to by bardziej irytowało i miałabym wrażenie, że poucza mnie osoba, która ze względu na brak odpowiedniego słownictwa, używa takich zwrotów. Dlatego, tak jak napisała Chiyo, dwa takie zabiegi w całej ocenie wystarczą.
      I jeszcze do Chiyo: Dziękuję, że jesteś. Twoje rady naprawdę nam bardzo pomagają. :)

      Usuń
    4. Oh, stop it you... ^^""" Nie, szczerze, drobiazg. Wychodzę z założenia, że doświadczeniem trzeba się dzielić, a i, jak orzekł kiedyś Kabaret Potem, "dobre rady to moje hobby". Tym bardziej jeśli miałyby przedłużyć żywot ocenialni, na którą lubię zaglądać i którą lubię poczytać. :)

      Usuń
  3. Dziwnie się czuję po przeczytaniu oceny, naprawdę. Nie zrozum mnie opacznie, ale przez chwilę przeszła przeze mnie myśl, o tym, że po napisaniu komentarza wdam się w konwersację z osobą po pięćdziesiątce, której towarzyszy stado kotów... To dość obrazowe, poniekąd niesympatyczne, ale jednak moje wyobrażenie.

    Oczywiście nie każę ci od razu uwielbiać moich postaci, ale (nazwijmy to) czepianie się tego, że Paul nie pasuje na Steve'a, raczej pominę to zdanie i pomacham na pożegnanie ;D

    Rozdziały są, wcale nie pisane na siłę, większość literówek wynika z tego faktu, że po prostu się spieszę. Z ograniczonym dostępem do internetu (co w XXIw. wydaje się śmieszne) tak się właśnie pracuje XD
    Nie wiem, dla mnie pisanie zawsze było zabawą, pewnego rodzaju stylem życia i relaksem, dlatego nie mam bladego pojęcia skąd u ciebie ten jednoznaczny osąd. Ale do szczegółów...

    Z błędami się zgodzę, nie jestem mistrzem ortografii i interpunkcji, godzę się z tym i postaram poprawić.
    Powtórzenia - mówisz, że robię, ale naprawdę nie wiem w jakim sensie - używam tego samego słowa, frazy, zdania? W niektórych przypadkach jest to zabieg konieczny, jak wyliczenie... Ale nie podałaś przykładów, także to tez pominę.

    Przyznam otwarcie, że nie podoba mi się twój opis Sary i Matta. Jak również fakt, że z góry założyłaś, iż podstawą opowiadania jest postać Steve'a, bo to nieprawda. Historia opowiada o życiu Angeli, reszta bohaterów ma ułamkowy wkład w rozwój fabuły, a Sara należy do tych bohaterów, o których lubię pisać. Jednocześnie jej rola się rozszerza, a to już o czymś świadczy - pewnego rodzaju zwrot akcji w fabule. Nie skupiam się tylko na tym, kim jest i będzie Angela, ale na całym, kreowanym świecie. Opisy to ta część, którą osobiście uważam za najważniejszą, nawet jeśli miałyby to być wzmianki o ubraniu czy krajobrazie.

    Poświęciłem Sarze rozdział (ponad) i pewnie zrobię to ponownie, bo jest postacią wartą uwagi, a także postaram się w miarę możliwości przybliżyć resztę bohaterów, bo wychodzę z założenia, że dobrze jest wiedzieć o kim się mówi, gdy się mówi XD

    Nie patrzyłem na moje postacie przez pryzmat charakterów, ani też nie porównuję ich z rozdziału na rozdział, no bez przesadyzmu. Jeśli mój (charakter) może być tak dynamiczny, że zmienia się ciągle wraz z odczuwalnymi emocjami, to moje postacie także powinny mieć swoje, podobne, bo jestem pierwowzorem każdego z nich.

    Na temat Angeli i jej "chorej" miłości się nie wypowiem, bo to zagadnienie na długą rozprawkę o tym, iż nie każdy jest idealny, a już na pewno nie Angela.
    Poza tym skończyłoby się na moim wyobrażeniu z początku wypowiedzi ;D
    John jest dla niej ważny, co kilkukrotnie podkreśliłem, a mimo to piszesz o tym, że nie zwraca na niego uwagi, bo jest zajęta użalaniem się i rozpaczą za straconą miłością... Nie bardzo rozumiem twój tok myślenia... Ale dam sobie rękę uciąć, że poparłem to tekstem + pojawił się odpowiednia adnotacja pod rozdziałem.

    Reasumując. Nie jestem zadowolony z twojego podejścia, jednak narzekać bez końca nie będę, bo byłaby z tego "Niekończąca się opowieść". Mamy różne punkty widzenia pewnych rzeczy, szanuję to.
    Dziękuję za ocenę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabawne, że mój tok myślenia tak wszystkich bardzo szokuje i zawsze, dosłownie pod każdą oceną czy odmową, musi się wywiązać dyskusja na ten temat.
      Nie za bardzo wiem, czym ja się mam kierować w ocenianiu. Opinią ogółu, której nie znam i jak napiszę, że każdemu podoba się charakter Steve'a, a Angeli nie to jednak zaraz ktoś wyskoczy z pretensją, że skąd ja to mam wiedzieć, a jak napiszę w swoim imieniu to zaraz są pretensje, że dziwnie myślę. Ty również masz prawo się bronić i nie zgadzać się z moim myśleniem, ja to szanuję, ale czasem trzeba znać ryzyko, kiedy zgłasza się do oceny. Jak widać, nie myślę schematycznie.
      Co do tego Steve'a - to MOJA OPINIA. Mógłbyś nazwać Paula Alfredem, ja mogłabym powiedzieć, że to do niego nie pasuje, ale przede wszystkim to Ty masz być szczęśliwy tworząc jego postać pod imieniem Steve'a, Alfreda czy jak Ci jeszcze przyjdzie na myśl. To Ty masz być szczęśliwy opisując miłość Angeli do Johna, który z każdym dniem powoli słabnie (nie wspomniałam o tym w ocenie, ale czytałam całe opowiadanie i dobitnie zaznaczałeś, że Angela pomału zapomina o nim, a jej myśli coraz bardziej zastępuje Steve. Nie myśl, że nie zauważyłam, po prostu mam sklerozę i zapominam o połowie rzeczy napomknąć. Może masz rację z tą pięćdziesiątką), Ty masz się cieszyć opisując relację Sarrah z Mattem, a moja opinia to jedna z wielu, która zginie w Twojej głowie prędzej czy później, bo każdy ma inne patrzenie i ja Ci mówię: nie podoba mi się zachowanie Angeli, minęły cztery lata, ile można jeszcze płakać?, a jakaś inna dziewczyna Ci powie: Opisujesz fantastycznie jej miłość do chłopaka, też chciałabym tak kiedyś kochać i tak dalej.
      Nie wiem na co liczą autorzy bloga, że oceniający będą ich głaskać po głowie i mówić, że mają niewyobrażalny talent, kiedy robią wyraźne byki? Wybacz, ja taka nie jestem, próbuję być choć trochę miła, ale ocenienie to dla mnie hobby, a nie praca i nie chcę się zmieniać tylko dlatego, żeby kogoś nie urazić. Ale najwyraźniej to nie moja bajka i jak staż się skończy to po prostu Nassaroza powie mi "papa". W żadnym wypadku nie chciałam Cię urazić, widać, że się bronisz, bo się po prostu nie zgadzasz, nie wiem, czy Cię dotknęły moje słowa, czy po prostu uznałeś je za "żale babki po pięćdziesiątce ze stadem kotów" (wolałabym stado świnek, ale niech będzie!)
      Twoja opowieść to jak serial (taki dobry serial, nie chodzi mi o Modę na sukces), czyli na plus, a co do tych powtórzeń - wyliczyłam Ci je w błędach, nie wszystkie, ale najbardziej rażące w tekstach i to nie były wyliczenia. Akurat one są do przejścia, ale jak w tym samym zdaniu powtarzasz się z "każdym razem" to jednak ciężko się czyta, prawda?
      Dostęp do Internetu nie zawsze musi być, bo rozdziały można napisać w Wordzie, który sprawdza błędy i jak Internet będzie to wystarczy skopiować i wkleić na bloga. Jeśli nie masz dostępu również do komputera, możesz pisać na kartkach. :)

      Usuń
    2. Juliet, nie chodzi o to, czy się z charakterami postaci zgadzasz czy nie, czy podzielasz ich opinie czy nie. Oceniając czyjeś opowiadanie, powinnaś się skupić na tym, czy postać jest WIARYGODNA, czy została DOBRZE WYKREOWANA, czy jej ZACHOWANIA są ADEKWATNE DO WYPOWIEDZI oraz SYTUACJI PRZEDSTAWIONYCH. Czytając opowiadanie o kobiecie, która cierpi po stracie ukochanego, powinnaś odłożyć swoje przekonania na bok i wskazać autorowi, czy owa wykreowana przez niego bohaterka jest wiarygodna, czy czytając o niej, masz wrażenie, że czytasz o prawdziwej osobie, czy zachowuje i wypowiada się naturalnie, jak zachowywałaby się i wypowiadała prawdziwa osoba znajdująca się na jej miejscu. A jeśli nie rozumiesz zachowania którejś z postaci - wskaż autorowi przykłady, podaj konkrety. Napisz, przykładowo, "Nie rozumiem zachowania X w scenie Y - czy prawdziwa osoba w takiej sytuacji zachowałaby się w podobny sposób? A może jednak zrobiłaby coś innego [tu konkretny przykład]". O to chodzi w ocenianiu bohaterów. Zatem jeśli nie potrafisz zrozumieć zachowania Angeli w tekście nie z powodu niewiarygodnie przedstawionych sytuacji czy źle opisanych wydarzeń z jej życia, nie z powodu charakteru, który autor nakreślił w taki sposób, że kłóci się z jej rozpaczą, a wyłącznie dlatego, że Twój własny (podkreślam: tylko i wyłącznie Twój własny) pogląd na utracenie ukochanej osoby jest inny, to możesz o tym co najwyżej wspomnieć, ale nie zaliczać to jako błąd w kreacji postaci. Bo błędem nie jest. Ludzie są różni i o różnych ludziach pisane są książki. Dopóki autorzy opisują owe postaci oraz ich sytuacje życiowe w sposób, który nie doprowadza Cię do unoszenia brwi i zadawania sobie pytania "Ale jak to, przecież w życiu nigdy by się tak nie wydarzyło, bo [argumenty X, Y i Z]", czy się z owymi kreacjami postaci zgadzamy czy nie, to już osobna sprawa. Gdybyś nie oceniała, pewnie byś zakończyła lekturę i tyle - warto autorowi powiedzieć, że subiektywnie (!) tekst nie trafił w Twój gust lub że nie czytasz prozy o podobnych ludziach, ale że postaci wykreowane są dobrze (lub źle, wtedy uargumentuj na podstawie teksty, użyj cytatów). Ewentualnie może napomknij, że jesteś w stanie sobie wyobrazić osobę, która chciałaby coś takiego przeczytać i by jej się spodobało, to dodatkowo podkreśli, że oddzielasz swój subiektywizm w kwestii tematu czy ludzkich charakterów od opinii o tekście oraz jego wykonaniu.
      Właśnie na tym polega ocenianie. Nie na głaskaniu po główce i nie na tym, aby autora chwalić, kiedy nie zasłużył. Ale kiedy już krytykujesz, to: a) krytykuj tekst, nie autora; b) oddziel Twoje własne subiektywne poglądy od bardziej obiektywnych faktów jak np. realizm czy wiarygodność tekstu/postaci (a przynajmniej dołóż wszelkich starań, aby te dwie rzeczy oddzielić - wystarczy po prostu krytycznie przeczytać ocenę raz czy dwa przed publikacją); i c) wspieraniu się dowodami w postaci cytatów z tekstu, kiedy krytyjujesz.

      Usuń
    3. Wiesz co? Dzięki. Ale naprawdę, dzięki. Za to, że wyjaśniłaś mi, jak powinnam się na tym skupić i zapiszę sobie te Twoje słowa, żeby przy następnej ocenie tak ją napisać.
      Prawdą jest, że to dopiero początek tego mojego oceniania i takie właśnie rady mi pomagają. Także dziękuję, postaram się do tego odnieść, ale chyba już nie na Naganie.

      @tpiapiac - także przepraszam, że tak wyszło z tą oceną treści.

      Usuń
    4. Ja się absolutnie nie gniewam:) Przyznam, że dostawanie w ciry nie jest złe, a konstruktywna krytyka zawsze się przydaje :)
      Niestety nie posiadam pakietu office, gdyż wygasła mi licencja, a formatowałem kompa ostatnio, także... Z internetowych pakietów nie korzystam, bo raz se poważnie przejechałem na tym, także wolę nie... :D.

      Usuń
    5. Konstruktywna to nie do końca, bo Chiyo ma rację - nie do końca argumentowałam swoje zdanie Twoimi cytatami z tekstu, ale dopiero się uczę.
      A zwykły word, który jest na wszystkich komputerach? :)

      Usuń
    6. Juliet nie ma sprawy. Nie każdy ma obowiązek wiedzieć, jak oceniać, a i nawet osoby siedzące w tym od lat ciągle uczą się czegoś nowego i stają się lepsze. Cieszę się, że moje wyjaśnienie Ci pomogło. :)

      Usuń


    7. Tak, z tym że w starych w starszych wersjach nie ma funkcji zaznaczania, bądź wyszukiwania błędów.

      BTW. Miałem na myśli ocenę, ale i oparte na niej komentarze.

      Usuń
  4. "„mostem brooklińskim” nie ma takiego słowa" - skąd posiadasz tą wiedzę? Według mnie Most Brookliński powinien być pisany z wielkiej litery, bo to nazwa własna, poza tym, idąc drogą deklinacji w języku polskim - jest to poprawnie odmieniony zwrot, zatem istniejący.
    Ale skoro uważasz, że nie istnieje, chciałabym wiedzieć, czym autor powinien to zastąpić? Bo tego u Ciebie nie znalazłam ;)
    Poza tym, podoba mi się, że rozpisujesz się przy ocenie treści, a czy słusznie oceniasz pewne kwestie - muszę zagłębić się w ocenę jeszcze raz i wszystko przeanalizować, a na razie nie mam na to czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Mimo to za każdym razem, gdy udało się jej uspokoić go na kilkanaście minut, znajdując mu, co raz to różniejsze, wymyślne zajęcia, – ten za każdym razem szybko się nudził i wracał do poprzednich, mniej sugestywnych czynności.” - a tutaj do kwestii przecinka czy myślnika się nie wtrącam, ale zauważalne jest powtórzenie, którego w żaden sposób nie zaznaczyłaś.

      Usuń
    2. Powtórzenie już zaznaczam, a co do tego mostu - podkreśliło mi, że to błąd, więc z góry to załozyłam, ale masz rację, powinnam była sprawdzić i sprawdziłam, więc się zgadza. Dziękuję.

      Usuń