To opóźnienie jest skandaliczne.
Ale cóż mogę powiedzieć, mam jeszcze resztki życia, które mnie ostatnio dopadło. Odespałam ostatni rok, opaliłam się trochę, zjadłam o wiele więcej truskawkowych chrupek niż powinnam i przeczytałam za dużo Pratchetta.
Co mnie oczywiście nie usprawiedliwia.
Ale zawsze warto spróbować.
I tak sobie myślę - ekhem - że, w sumie, skoro zdążyłam przed podsumowaniem...
_____________________________________________________-
Blog: taveria
Autor: Marsy
Ocenia: corriente
Akt I
Scena pierwsza:
Przestrzeń sceniczna
Feeria barw.
Dużo żółtego.
I złotego.
Zaraz... czy to zamek?
Na belce jest cytat, ale, uwaga,
pochodzi z PROLOGU OPOWIADANIA. Nie ze zbioru „żenujący cytat Paolo Coelho na
dziś”. Za samo to blog otrzymuje u mnie kilka punktów.
Nie wiem, czym jest „Taveria”, ale bardzo
szybko trafiam na ramkę z odpowiednim wyjaśnieniem.
Czyli opowiadanie autorskie. W dodatku
fantasy. O, zapowiada się ciekawie.
Skoczyłam sobie po orzeźwiającą
lemoniadę i kanapkę z serem. Możemy zaczynać.
10/10 pkt.
Scena druga:
Dekoracje
Tutaj mogę z czystym sumieniem dać
dziesięć punktów, bo szablon bardzo, bardzo mi się podoba. Gdyby mój komputer
nie był tak stary, jak jest, pewnie szablon przesuwałby się płynnie i nie
wymuszał na mnie kopiowanie tekstu do Worda, ale, niestety, podlegam
ograniczeniom sprzętu.
Wszystko w tym obrazku mi się podoba,
łącznie z dziewczyną w nagłówku (nie śmiejcie się, naprawdę trudno jest znaleźć
szablon, w którym dziewoja w nagłówku będzie wyglądała normalnie, a nie jak
ofiara photoshopowej masakry). Czytelna czcionka – jest. Przejrzysty układ –
jest. Ramki, delikatny beż i tekst ciemniejszy niż tło – jest. Jest nawet
czarna czcionka, za samo co mogłabym uściskać, bo znoszenie tekstu wypisanego
białymi literkami na czarnym tle to coś, czego naprawdę nienawidzę.
Mało jest tak estetycznych grafik.
10/10 pkt.
Scena trzecia:
Sceneria
Pampararam, pozwolisz, że tylko pędem
napiszę ten podpunkt, bo chyba dokładnie wiesz, co masz w podstronach, prawda?
Bardzo podobają mi się „Bohaterowie”,
pozbawieni ilustracji i zdjęć (alleluja!), za to z bardzo ładnym streszczeniem,
które, jestem w stanie to przyznać, przydało się w tym opowiadaniu.
W podstronie „Skryba”... Cóż, w
niektórych chwilach miałam wrażenie, że naprawdę czytam o sobie. Sam opis jest
ciekawy, wciągający i dość bogaty.
„Historia”, czyli zapis tworzenia
opowiadania, bardzo mi się spodobał, bo ładnie ukazuje proces twórczy. Łącznie
z różnymi niespodziankami po drodze.
A potem uderza mnie „Taveria”, czyli
prawdziwe kompedium wiedzy o krainie. Mogę tylko podziwiać zapał do tworzenia
tej zakładki, naprawdę. Obszerne i ciekawe źródło wiedzy z pewnością uzupełnia
informacje zawarte w opowiadaniu.
(Zwłaszcza tę mitologię...)
I na końcu „Szlaki handlowe”, czyli linki.
4/4 pkt.
Akt II
Scena pierwsza:
Scenariusz
1.
Fabuła
Opowiadanie zaczyna się tajemniczą sceną
wprowadzenia, z której wynika mniej więcej tyle, że do Taverii zbliża się
jakieś boskie niebezpieczeństwo. Potem obserwujemy grające w piłkę dzieci i
wyobcowanego Aviego, do którego podchodzi mała Mimi i wciąga go w rozmowę.
Poza tym, że chłopiec jest wyjątkowo
rozwinięty jak na kilkulatka oraz tym, że pod koniec tego wprowadzenia na dom
Mimi spada dziwna katastrofa, scena jest właściwie normalna, chociaż bardzo,
bardzo skomplikowana.
Potem nagle skaczemy do współczesnego
Rzeszowa i obserwujemy zerwanie świeżo upieczonej maturzystki Mileny z jej
chłopakiem-idiotą Pawłem.
I jak już jesteśmy przy Pawle, to trochę
się przy nim zatrzymamy, bo coś z nim jest nie tak. Nie mam na myśli tylko
tego, że jest idiotą, bo nie szanuje marzeń Mileny – swoją drogą, nie
zrozumiałam tego argumentu. Ona chce iść na studia, w związku z czym on musi
dobrze zdać maturę, bo...? Rozumiałabym,
gdyby nie chciała wiązać się z idiotą, który lekką ręką traktuje swoje
wykształcenie i olewa maturę, bo „na pewno go przyjmą”, ale kwestia o
niszczeniu marzeń wzbudziła pewną zagwozdkę. Tak czy inaczej, kiedy Milena z
nim zrywa, Paweł ze zdziecinniałego i niewychowanego przeradza się dodatkowo w
chama, kiedy rzuca jej w twarz „dziwko” i wychodzi.
W sumie znam takie związki i powinnam
wierzyć, że istnieją, ale nadal jednak nie mogę pojąć, jak mogli być ze sobą
dwa lata, mieć wspólne tematy do rozmowy, która podobno jest dla Mileny
najważniejsza, a dziewczyna nie zorientowała się, że jemu chodzi tylko o jej
wygląd. Zwłaszcza, że podobno jest inteligentna. A Paweł w tej rozmowie
zachowuje się właściwie normalnie; to jest, do momentu, kiedy zaczyna jej
ubliżać. Kiedy czytałam to po raz pierwszy, musiałam wrócić wzrokiem linijkę
wyżej, bo miałam na twarzy klasyczne „ale co się właśnie stało?”.
Potem Milena wydaje ostatnie pieniądze
na kawę zamówioną przez Pawła, który od tego momentu stanie się Naczelnym Złym
Charakterem tego opowiadania, po czym kupuje naszyjnik od tajemniczego
sprzedawcy, który po drodze ją hipnotyzuje.
(W tym miejscu przenosimy się do
taverskiego zamku i poznajemy pokręcone związki w rodzinie królewskiej — nie
chcę tego streszczać, bo, chociaż ma to ogromny wpływ na opowiadanie, nie
bardzo przyda się w ocenie. W największym skrócie: rodzina jest co najmniej
dysfunkcyjna, synowie usiłują zaimponować ojcom, którym kompletnie na tym nie
zależy; brat szantażuje siostrę, są kłótnie w kolejce do tronu, a brunetki mają
przechlapane.) A potem Milena
zostaje przeniesiona do Taverii.
I w tym momencie cała konstrukcja tej
bohaterki się sypie, bo w momencie, kiedy zostaje wrzucona do całkowicie obcego
środowiska, okazuje arogancję, która przerasta nie tylko Alpy, ale całe
Himalaje. Pierwsza reakcja: „zniszczyliście mi marzenia!”. Potem raczy ich dawką
przekleństw, które muszą sobie wzajemnie tłumaczyć, a kiedy już dowiaduje się,
że ma być tajną bronią w jakimś powstaniu, określa ich nieparlamentarnym
przymiotnikiem.
A zapowiadało się tak dobrze! Kiedy
Margot patrzy na brata z politowaniem i wygłasza kwestię, jak by się mogła
zachować Milena, tak, to mniej więcej jest prawdopodobne. Ale nie – dostali
polską nastolatkę, która bardzo szybko pozbywa się dezorientacji i staje się
tylko wkurzona.
Nie wiem, nie wiem. Mam takie mętne
wrażenie, że gdybym nagle znalazła się w obcym świecie, z ludźmi, którzy
utrzymują, że jestem jakąś tajną bronią i ostatnią nadzieją, to raczej
wzięłabym ich za wariatów i desperacko próbowała się stamtąd wydostać. Pewnie
też bym się ich przestraszyła. Ale nie Milena, no skąd, przecież wiadomo, że
najlepiej jest obrażać ludzi, o których się nie ma zielonego pojęcia, w obcym
świecie (!), w którym nie wiadomo, czy karą za odezwanie się w ten sposób do
władcy nie jest, na przykład, dwanaście batów.
Wisienką na torcie są słowa Margot,
tłumaczącej bratu, dlaczego to właśnie Milena ma zostać tajną bronią.
Wiesz, że nasz
rozpieszczony kuzynek spędził tam trzy czy cztery lata. Kiedy dowiedzieli się,
że wybuchła rebelia, wuj Viktor nakazał mu sprowadzić kogoś z Ziemi. Wiesz,
miał na myśli jakiegoś wyszkolonego żołnierza tudzież naukowca, który pomógłby
nam wynaleźć... Jak to się nazywa? Broń biologiczna? Dobra, to nieważne. Miał
to być potężny oręż. Paulin jednak wrócił z pustymi rękami, więc Enazja i
Walery wzięli sprawy w swoje ręce. Podobno znaleźli osobę o mocy porównywalnej
do boskiej.
– Na jakiej
podstawie tak sądzisz?
– Dziewczyna
nawet nie spojrzała na taverskie złoto, zachwyciła się zaś naszym herbem.
Zachwyciła. Się. Naszym. Herbem.
Chwila, chwila, bo nie wiem, czy dobrze
rozumiem. Chcieli tajnej broni. Mieli sprowadzić dobrze wyszkolonego żołnierza
albo naukowca, który pomógłby im zbudować broń
biologiczną. Ale szukanie na uniwersytetach, w wojsku i środowiskach
naukowych jest widocznie zbyt mainstreamowe, więc zabrali osobę, która
zachwyciła się ich herbem? I to ma być wyznacznik jej boskiej mocy?
Żeby trochę oddać sprawiedliwość tekstowi,
w późniejszych rozdziałach pada wyjaśnienie kwestii herbu:
To w takim razie
musisz mi uwierzyć na słowo, że u każdego normalnego człowieka z Ziemi
taverskie złoto wywołuje ogromne pożądanie, każdy chce zgarnąć tę biżuterię dla
siebie. Herb Delenów zaś jest nic nie wartą błyskotką. Tylko osoby powiązane z
Taverią dostrzegają prawdziwe, ukryte piękno godła Ezana II i jego potomków,
zaś taverskie złoto... To po prostu dla nich zwykły kruszec. Nic nadzwyczajnego.
Ale ja nadal nie rozumiem, jak ten fakt
ma się do uważania Mileny za tajną broń. Bo jest związana z Taverią, i co
dalej? Sam fakt, że pochodzi z Ziemi, ma w niej uwalniać jakieś boskie moce?
Albo może dać jej umiejętności i wiedzę potrzebną do zaprojektowania bomby
biologicznej w taverskich warunkach?
No ale dobrze, jedziemy dalej.
Jakimś cudem rodzina królewska nie pozbywa się dość kłopotliwej broni, tylko
sadza ją przy ognisku. Tam przysiada się do niej Enazja i zaczynają rozmawiać.
W tej rozmowie, na szczęście, bardzo
dużo się wyjaśnia; drzewko genealogiczne, które próbowałam rozrysować na
kartce, zostało przekreślone i spróbowałam je napisać od nowa, mam nadzieję, że
z lepszym skutkiem. Dowiadujemy się nie tylko czegoś o historii rodziny, ale
także poznajemy ogólną charakterystykę Taverii.
W tym miejscu muszę zaprotestować
przeciwko określeniu „wymyślić elektryczność”. Elektryczność można co najwyżej odkryć, znaleźć dla niej zastosowanie, ale
nie wymyślić.
(Kto stworzył prąd? Prądotwórca).
A potem jest wstawka o magach. I znowu,
mam wrażenie, że procesy myślowe Mileny i moje różnią się zasadniczo. Enazja
mówi o magach: że leczą ludzi, są kapłanami albo pracują społecznie. W
przypadku medyków wiemy jeszcze, że do leczenia używają zaklęć, ale nie wolno
im ingerować w wolę boską, czyli przywracać ludzi zza grobu.
– (...) Jedni
magowie są medykami – nie rób takich wielkich oczu, u nas medycyna sprowadza
się do zaklęć, choć nie wolno nam ingerować w wolę bogów, nie możemy przywracać
zmarłych do życia. Inni zostają kapłanami i zajmują się interpretowaniem woli
boskiej – to właśnie tacy magowie umożliwili ci przejście do naszego świata.
Jeszcze inni pracują społecznie – odnajdują zaginione osoby, oczyszczają wodę,
powstrzymują żywioły, gdy te zbyt mocno rosną w siłę: na przykład podczas
pożaru.
– Macie raj. Nie
grożą wam katastrofy żywiołowe, przestępstwa, choroby...
Katastrofy żywiołowe; może. Choroby;
średnio – zawsze znajdzie się coś, czego nie można wyleczyć, zresztą tutaj
zawsze włącza mi się lampka „do jakiego stopnia wolno ingerować w wolę boską?”.
Bo, okej, nie możemy ludzi ożywiać, ale może możemy sprawić, by byli
nieśmiertelni? W końcu to MAGIA.
Ale przestępstwa? Co magowie mają do
przestępstw?
A potem mój ulubiony cytat do tej pory:
Ezan II jest
bardzo dobrym królem. Nikogo nie zabił, nikogo nie torturuje, nie prześladuje,
dba o dobro nas wszystkich. Karugom po prostu nie podoba się, że to właśnie
Teros zasiada na tronie.
Czytając charakterystykę rządów Ezana,
do głowy przychodzą mi tylko te wszystkie dowcipy, kończące się słowami „a mógł
zabić”. Bo w sumie, nikogo nie prześladuje, nie torturuje, może system
podatkowy szaleje, dróg nie ma, mostów nie ma, powstanie się wznieca, jakaś
niezbyt liczna rasa powstaje przeciw silniejszemu, ale ogólnie jest bardzo
dobrym królem, serio.
Milena reaguje na tę wypowiedź
zaskakująco logicznie „może brakuje ci bezstronności, może faktycznie jest coś
nie tak?”.
Poznajemy jeszcze trochę mitologii,
budzi się we mnie nadzieja, że może jednak ta dziewczyna jest sensowna i coś
jej się uda zrobić... a później częstują ją jedzeniem. Golonką. Mięsem, na
miłość boską, Mileno, kiedyś (tłuste!) mięso na stole było oznaką pieniędzy
i szacunku gospodarza! W Taverii, co wynika ze słów Enazji (zaskakująco
cierpliwej i wyrozumiałej), również. Ale, niezależnie od tego, mam dla ciebie
drobną podpowiedź: kiedy ktoś cię czymś częstuje, pytanie „a nie macie czegoś
innego?” nie należy do zasad dobrego wychowania. Zwłaszcza, jeśli jest to jakiś
specjał. Skarcona Milena czuje nawet jakiś wstyd, znowu czuję jakąś nadzieję,
ale ona nie może trwać długo, bo „nie mogliście przyprawić oregano?”. I,
oczywiście, jest głodna, ale taka ilość tłuszczu nie przejdzie jej przez
gardło, więc zostawia posiłek niemal nietknięty.
Z
tego wszystkiego złamałam ołówek.
Potem
wracamy do królewskiego zamku, gdzie intryga zaczyna się zagęszczać. Młoda
Margot rozmawia ze swoim wujem Remusem. Penelopa buszuje po zamku i natyka się
na mało rodziną scenę z Ezanem i jego synem. Szybko zresztą okazuje się, że za
życie Caspara jego wuj Remus zapłacił trzydzieści złotych (tamtejszej waluty,
nie naszej), chociaż obiecywał Margot coś zupełnie innego.
Dysfunkcyjna rodzina: odsłona pierwsza
z wielu.
Ale
nie, muszę przyznać, że jednak bardzo, bardzo lubię ten wątek. Jest piekielnie
skomplikowany, pokręcony i wypełniony tyloma negatywnymi uczuciami, że można
się pogubić w samym ich nazewnictwie.
Następnie
jest jeszcze kłótnia między Ezanami – ojciec i syn pałają do siebie uczuciami,
które trudno nazwać gorącymi. W tej scenie pada jeszcze moja ulubiona kwestia z
całego tego opowiadania, moim osobistym zdaniem zasługująca na nagrodę imienia
Ezana II.
Przekaż
Viktorowi informację, aby jak najszybciej postarał się o kolejnego syna. W
przeciwnym razie kolejnym ohjaavat zostanie któryś z młodszych potomków jego
brata. To jest pierwsze ostrzeżenie. Kolejnego nie będzie.
No
bo, rozumiecie – to jest takie proste!
(Co
z tego, że Viktor jest pewnie pod pięćdziesiątkę i jego żona, prawdopodobnie
matka Paulina/Pawła też nie młodnieje, chociaż, z drugiej strony, przecież nikt
nie wspomina o jednej kobiecie – a Paulin był tresowany, żeby zostać ohjaavat.
I następnego syna, jeśli to w ogóle będzie syn, bo z biologią różnie bywa, też
trzeba będzie wytresować.)
Ta
kwestia sprawiła, że pokochałam wielkiego papę.
W
międzyczasie jednak coś dzieje się u Mileny.
Zaczyna się w ogóle od tego, że nie
chce wejść na konia. Naprawdę, mam
wrażenie, że ta dziewczyna nie do końca pojmuje powagę sytuacji. Jest w obcym
świecie, uważana za niezwykłą broń, a tymczasem co robi:
a)
narzeka
na wszystko, z gościnnością gospodarzy włącznie,
b)
robi
wszystko, by utrudnić im przebywanie z nią,
a później jeszcze dowiemy się, że
c)
ma
zupełnie inny pogląd na Taverię niż Enazja, co oczywiście znaczy automatycznie,
że jej poglądy są Jedyne Słuszne i Enazja jednak się myli.
Ad c). Nie mówię, że Enazja nie może się
mylić, ale Milena strasznie szybko wyciąga wnioski jak na osobę, która dopiero
co do Taverii przybyła.
Dobrze,
dobrze, dobrze, bo zaburzyłam nieco chronologię. W międzyczasie do Mileny
przychodzi Paweł/Paulin i oznajmia jej,
że dziewczyna zostanie jego narzeczoną. I koniec. Dlaczego to robi, dowiadujemy
się od Enazji, która dzieli się z Mileną informacją, że Paulin jest nie tylko
rozpuszczonym jedynakiem, ale także – prawdopodobnie – gejem i musi sobie
stworzyć jakąś zasłonę dymną. Milena będzie w tej roli idealna. Enazja szybko
jednak uspokaja Milenę, że to się nie stanie – nie wiadomo dlaczego, ma to
jakiś związek z Najwyższą Boginią i jej
poglądami na małżeństwo, ale Milena wierzy swojej towarzyszce.
Przy okazji poznajemy też trochę
historię Enazji, która, jak się nagle okazuje, chciała zostać magiem, ale nie
miała ku temu wystarczających zdolności, w związku z czym postanowiła zostać
kimś w rodzaju posłańca pomiędzy Taverią i resztą krain.
— (...) Przez
bardzo długi czas kształciłam się na maga, jednak w końcu jeden z wyżej
postawionych kapłanów orzekł, że moje umiejętności nie są wystarczające. Z
racji tego, że potrafiłam posługiwać się magią, a i zawsze byłam śmiała i
wygadana, zaczęłam pracować w otoczeniu teroskiego ohjaavat. Z czasem moje
zaangażowanie zostało dostrzeżone i po niedługim czasie stałam się prawą ręką –
a raczej prawym uchem Viktora. Podróżuję wciąż między Taverią a Ziemią, zbieram
informacje potrzebne Terosom i przekazuje je przełożonemu.
– Coś jak
szpieg?
– Nie nazwałabym
siebie w ten sposób. Szpiedzy działają w ukryciu, moja działalność jest jak
najbardziej jawna: każdy wie, kim jestem, wie, że może mi powierzyć informacje
ważne dla Terosów, jeśli zależy mu na naszym dobru.
Co, oczywiście, czyni z Enazji także
doskonały cel napaści. Nie mówcie, że o tym nie pomyśleliście. Równouprawnienie
równouprawnieniem, ale kobieta-posłaniec, w dodatku posłaniec zbierający
informacje dla Terosów, to przecież wymarzony cel dla powstańców. Może samo
zabicie Enazji nie miałoby większego sensu i wcale nie byłoby efektowne, ale
jak najbardziej wchodzi w grę. A jednak ani ona, ani Milena (zwłaszcza Milena)
nawet o tym nie napomkną.
Rozdział kończy się całkiem pozytywnie,
ale już w następnym zostaje zrzucona bomba — brat Enazji, Aiden, pracujący w
Straży Królewskiej, zostaje zamordowany. Co prawda, nie wiem jeszcze, jak ważny
musiał być zwykły sierżant, ale przypuszczam, że skoro Enazja wspomina o
wyróżnieniu z racji młodego wieku, to może właśnie na tym fakcie zależało...
mordercy. Skrytobójcy. Kimkolwiek był.
Zabójstwo brata Enazji sprawia, że wydarzenia
zaczynają przyspieszać. Niedługo potem następuje atak na Etę, jedno z większych
miast.
A później przemawia mój ulubiony król.
Król, jak się łatwo domyślić, uznaje
powstanie Karugów za fakt. Pozbawia ich praw obywatelskich, oświadcza, iż
przestępstwa względem nich nie będą karane — innymi słowy, robi wszystko, by w
kraju wybuchła wojna, a nawet nie wojna, ale zwyczajna rzeź Karugów, w której
król nie pobrudzi sobie rąk.
Wtedy też następuje scena, która, jak do
tej pory, wstrząsnęła mną najbardziej w tym opowiadaniu. Jest to jeden z
typowych przerywników, które zazwyczaj nie są rozciągane w pełen wątek i nie
mają swojej kontynuacji, ale w tym opowiadaniu dzieje się inaczej.
Na moment przenosimy się do zwykłego
domu, w którym kobieta zajmuje się zmywaniem naczyń po posiłku, a z pracy
właśnie wraca jej mąż. Brudząc błotem świeżo umytą podłogę. Minę ma nieciekawą,
czoło zmarszczone. W zamku zostało popełnione skrytobójstwo. To wina Karugów.
Wybuchło powstanie i nikt już nie jest bezpieczny. Bo w Selvi jest karudzki
szpieg. I każdy może nim być.
A potem mąż zabija żonę.
Znaczy, umówmy się, że może nie sam fakt
tak mną wstrząsa, bo wystarczy włączyć dziennik telewizyjny, żeby się z czymś
takim zetknąć, ale niesamowite są możliwości fabularne, które wynikają z tej
jednej scenki. Mogę się w niej dopatrywać ukrytych konfliktów rasowych, które
były gdzieś sobie w tej IDEALNEJ Taverii, może i ukryte, ale nigdy zapomniane.
Mogę się dopatrywać śladów kultu króla-wodza, którego słowo jest najważniejsze.
Mogę też dać się ponieść wyobraźni i wymyślić setkę innych powodów, dla których
słowa króla mają tak silny efekt na słuchaczach — bo tego, że mają ogromny, nie
muszę chyba tłumaczyć.
Ciekawe, jak to dalej poprowadzisz.
A dalej zaczyna się mój ulubiony moment
tego opowiadania.
Casper i Darius zostają pojmani, ale
Caspra uwalnia bogini Maiha. Nie wiem jeszcze, jaki właściwie ma w tym interes
(poza wykorzystaniem ciała następcy tronu), ale tak sobie myślę, że to po
prostu kolejna gra między bożkami.
Maiha z kolei jest niesamowita w tym,
jaka jest zła. Podobają mi się takie czarne charaktery – pod tymi pięknymi
włosami i „słodziutkim” na ustach Maiha jest naprawdę, naprawdę okropna. I
kapryśna, co jeszcze pogarsza sprawę. W zasadzie dziwi mnie zaliczenie jej do
pomniejszych bóstw — bogini losu ma przecież ogromną władzę, większą niż bogini
rodziny, nawet jeśli nie ma to odwzorowania w boskiej hierarchii.
W
każdym razie — Casper zgadza się na wymianę: jego ciało za wolność przyjaciela,
jednak, oczywiście, jego przyjaciel nie tylko nie zostaje uwolniony, ale w
dodatku zabija go Janfa, brat Loli, zamordowanej przez męża Karudyjki.
Okazuje
się bowiem, że Darius tak naprawdę wcale nie jest Dariusem, ale ma na imię
Ariel i był szwagrem Janfy. Oraz... jest Karugiem? Cóż, to także niesie
niesamowite możliwości fabularne — ciekawe, ilu takich „przebranych Terosów”
jest w straży, w wojsku, w zamku?
(Swoją drogą, jak już mamy tę kwestię,
to naprawdę trzeba się zastanowić nad kolorem włosów Penelopy i jej
ewentualnymi przodkami. No, chyba że w Taverii genetyka działa odwrotnie).
Casper nareszcie przestaje angstować i
bierze się do roboty, co prawda dziwnej i niebezpiecznej, ale skądś się wzięło
powiedzenie, że „najciemniej jest pod latarnią”. Tylko musi coś zrobić ze
swoimi włosami, bo taki błotny kamuflaż wystarczy najdalej do następnego
deszczu. Gorzej z oczami. Takie jasne latarki trudno ukryć.
To,
że Ezan III zamordował swojego ojca, w zasadzie mnie nie zdziwiło. Nareszcie
dotarł do tronu, zdobył koronę, której nie jest wart, i prawdopodobnie
rozniesie królestwo w drobny mak. Ale nie uprzedzajmy wypadków...
I zaczyna się polowanie na Milenę. To
chyba ciekawi mnie najbardziej.
Ta opowieść jest bardzo, bardzo
skomplikowana. Jestem wielką fanką tego typu opowiadań: wrzucanie czytelnika na
głęboką wodę to jest to! Tylko że, mam takie wrażenie, ta opowieść jest nawet
za bardzo pokręcona. Dużo rzeczy wyjaśnia się trochę za późno — i, żebyśmy się
dobrze zrozumiały, nie mówię tu o ważnych zagadkach w stylu „kto właściwie był odpowiedzialny
za skrytobójstwo?”. Chodzi mi bardziej o
kwestie typu „herb a złoto”. Takie, przy których patrzyłam na tekst z
autentycznym niedowierzaniem, nie wiedząc, o co właściwie chodzi.
Podoba mi się wielowątkowość tej
opowieści i to, jak systematycznie, po kolei je rozwijasz. Ale znowu: ich jest
coraz więcej. Ta liczba rośnie prawie wykładniczo. I, tak, przeplatają się,
mieszają, ale przez to, że jest ich tak strasznie dużo, bardzo łatwo je
pomylić. Zwłaszcza, że w jednym rozdziale przeplatasz fragmenty różnych wątków,
a te w sumie są dość krótkie. Boję się też, ale raczej osobiście, że nie
zamkniesz ich wszystkich i w pewnym momencie ta fabuła stanie się po prostu tak
rozepchana, że trudno będzie ruszyć z akcją dalej, bo ugrzęźniesz w tych
wszystkich odnogach jednej historii.
2.
Bohaterowie
A. Główny:
Milena.
Mam ogromny problem ze sformułowaniem
tego, co właściwie o niej sądzę. Waham się między określeniem jej „paskudnie
denerwującą” a zwyczajnie niespójną. Wspomniałam już (kilkakrotnie) o cechach,
którymi mi podpadła, a które niebezpiecznie zalatują zapachem Mary Sue.
Ciekawe, jaką rolę będzie miała ta „tajna broń”. Jak wydostanie się z Taverii.
I, oczywiście, czy ruszy na Karugów z mieczem, czy wybierze jakiś bardziej
subtelny sposób.
Niezależnie jednak od tego, jak
określiłam Milenę, muszę przyznać, że jej nie lubię. Zwyczajnie nie. Jej
marudzenie, opór, złość, wszystko to stawia ją w złym świetle i powoduje moją
niechęć.
Nie wiem, czy miała być bohaterką, którą
się lubi, czy raczej taką, o której myśli się z autentycznym przerażeniem, ale
muszę przyznać, że zwyczajnie nie podobają mi się chwilę, w których muszę
zetknąć się z Mileną i tsunami jej pretensji.
Enazja i Walery mają z nią doprawdy
krzyż pański.
B.
Poboczni
Enazja
O właśnie, jeśli już o Enazji
mowa...Muszę przyznać, że z kolei ta bohaterka bardzo mnie zainteresowała. Z
początku uważałam, że jest bardzo dobra, cierpliwa i, doprawdy, niesłusznie się
męczy, ale w miarę rozwoju opowiadania zaczynam się nad nią coraz bardziej
zastanawiać. Samo wymykanie się gdzieś w nocy można zrozumieć. Warty,
patrole... dbanie o układ trawienny... w ewentualności spotkanie z Walerym...
Ale mina „kota, który spił śmietankę” to
zupełnie inna para kaloszy. Zastanawiająca, powiedziałabym.
W Enazji dużo rzeczy jest
zastanawiających, jak chociażby to zaślepienie Terosami i ogromne przywiązanie
do rodziny królewskiej. Jej przeszłość i praca, o której już wspominałam.
Skrytobójstwo jej brata.
Nie wiem, czy jest tak dobrą aktorką czy
może ma pewne rozdwojenie... jeśli nie jaźni, to przynajmniej moralności. Jedno
i drugie czyni ją wyjątkowo ciekawą postacią z dużym potencjałem i chciałabym,
żeby tak też pozostało.
Ezan III
O ile uwielbiam wielkiego papę za jego
mądrości, o tyle jego syn zwyczajnie mnie fascynuje. Jest coś takiego w jego
charakterze, w determinacji, z jaką dochodził po trupach do tronu, w jego
wielkim pragnieniu, by przypodobać się ojcu... Nie jest to może klasyczny
przykład dziecka zabiegającego o uwagę rodzica, ale uważam, że to mógł być
czynnik, który sprawił, że Ezan III jest... no, tym kim jest. Zdeterminowanym w
złym kierunku bohaterem. Niezbyt dobrym ojcem. Mordercą żony, nawet jeśli nie
bezpośrednim.
Nie chcę go usprawiedliwiać, bo uważam,
że wszystko, co zrobił, zwyczajnie nie zasługuje na żadne usprawiedliwienie. Ale
sądzę, że za jego zachowaniem kryje się jakiś ważny powód: niekoniecznie
wychowanie i, och, przeżycia z dzieciństwa, ale może nutka dobrze ukrytego
szaleństwa.
Penelopa
O niej będzie krótko, bo chciałam w
zasadzie tylko napisać, że strasznie mi jej żal. Niezależnie od tego, że jej
urodzenie, jeśli naprawdę pochodzi z rodziny królewskiej, nagięło trochę
biologię, to... pozostawanie na marginesie... chciałam napisać: społeczeństwa,
ale rodzina królewska ma ze społeczeństwem niewiele wspólnego, więc napiszę:
rodziny królewskiej... może boleć. I Penelopę boli. Do tego wszystkiego jest
jeszcze Kyrion, co do którego naprawdę nie wierzę, że wzniecił powstanie.
W Penelopie drzemie jednak duży
potencjał i uważam, że jeśli rodzina królewska upadnie, a Terosi, po długiej i
zapewne okupionej krwią walce, wygrają, to ona będzie potrafiła posprzątać cały
ten bałagan. Wyrzutek w rodzinie królewskiej? Przecież to idealna osoba, by
uspokoić nastroje innych ras niż Terosi, a właśnie tamte rasy stanowią problem.
Także chciałam tylko powiedzieć, że
Penelopa ma u mnie specjalne miejsce.
Trzeba przyznać wszystkim Twoim
bohaterom, że są dobrze zarysowani — może mam wątpliwości w kwestii Mileny, ale
mam nadzieję, że uda Ci się mi je rozwiać. Poza tym jednak każdy bohater ma
swoje klasyczne cechy, wady, dużo mniej zalet i są całkiem rozpoznawalni jak na
tę ilość tekstu, w której występują (to jest właśnie to, o czym wspomniałam:
rozdziały złożone z niedługich fragmentów. Nie zrozum mnie źle, osobiście
uwielbiam tę formę, ale trzeba przyznać, że trudno w niej zawrzeć wymownych
bohaterów, jednak Tobie się to raczej udało).
25/35 pkt.
Scena druga:
Niedomówienia
Błędów było bardzo, bardzo mało.
Mężczyzna
uśmiechnął się pobłażliwie.
– Oj,
siostrzyczko, jakbyś mnie nie znała... Wiesz, że ja do ciebie tylko w
interesach przychodzę.
– Nie pożyczę ci
kasy, a już zwłaszcza na dziwki.
Roześmiał się,
jakby powiedziała coś wyjątkowo niewiarygodnego.
Ten dialog brzmi wyjątkowo sztucznie, a
w ustach Penelopy słowa „kasa” i „dziwki” brzmią... cóż, one wcale nie brzmią.
Drgnęła. Jej
ręka zawisła w powietrzu i powoli odwróciła się w jego stronę.
Czyli... ręka jak peryskop?
–
Kyrion? – odwróciła się do brata. – Co
dziadek chce od Kyriona?
Czego chce.
Odruchowo spojrzała na łańcuszek wiszący
na jej szyi. Jej dłonie samoistnie powędrowały
do zapięcia.
Samoistny:
1. istniejący, powstały niezależnie od
czegoś innego;
2. tworzący odrębną całość, niezwiązany
z niczym
I przyznam szczerze, że nic więcej nie
rzuciło mi się w oczy podczas czytania... nie, skłamałam, gdzieś był jeszcze
brakujący przecinek, ale teraz nie mogę go znaleźć. Niewykluczone, że to nie
wszystko, w paru miejscach styl był dość sztywny, zwłaszcza w tych początkowych
rozdziałach, ale to nie do końca błąd...
Chociaż radziłabym przyjrzeć się jeszcze raz początkowym kwestiom Remusa.
Brzmią jakoś tak... drewnianie.
13/15 pkt.
Scena trzecia:
Teatr... amatorski?
W tej kategorii przyznam... tak z cztery
punkty, bo opowiadań fantasy jest ostatnio wysyp, podobnie książek i seriali,
ALE Taveria zdecydowanie wybija się ponad poziom w blogowym świecie. Masz
dokładnie opracowaną wizję tego świata, jego mitologię, geografię, na bogów,
nawet system miar i wag. Sytuacja, w
której zwykła dziewczyna staje się niezwykłą bronią, nie jest odkrywcza, na
kilometr zalatuje Mary Sue, ale, chociaż nie polubiłam Mileny, to opowiadanie
ma jeszcze dużo innych zalet.
4/6 pkt.
Akt III
Scena pierwsza:
Owacje na stojąco
Tak, za samą poprawność językową i estetykę
bloga jestem w stanie wstać i klaskać, a tutaj dostałam jeszcze ciekawą
historię w pakiecie. Doceniam też nakład pracy, jaką widocznie włożyłaś w to
opowiadanie, w bloga, w tworzenie całego świata (znowu: system miar i wag!
Mitologia!). O Taverii czytało się przyjemnie i nie żałuję czasu, spędzonego na
tym blogu.
4/4 pkt.
Epilog
Mam w kryteriach napisane, że
podsumowanie może zawierać pochwały, więc pochwały będą, chociaż zostały
napisane już wcześniej.
Widać, że w tym wszystkim jest jakiś
plan, a już samo to jest godne pochwały. Widać, że wkładasz w Taverię mnóstwo
pracy i czasu. I chciałam powiedzieć, że naprawdę, naprawdę to doceniam. Mamy
postaci dobre, złe, paskudne, ale bardzo ciekawe. Chciałabym widzieć więcej
Taverii, a przynajmniej wiedzieć, jak się skończy, naprawdę. Mam nadzieję, że
zaplanowałaś i napiszesz jeszcze dużo rozdziałów, które wyczerpią wszystkie
wątki, zakończą udręki Mileny i przyniosą ciekawe rzeczy moim ulubionym
bohaterom.
Życzę dużo powodzenia, bo warto!
5/5 pkt.
W sumie punktów 75,
co daje Ci rangę solisty! Gratulacje!
Porad w tej ocenie można szukać jak ze świeczką... 3/4 treści to przyczajone streszczenie
OdpowiedzUsuńO, dobra kwestia, muszę ją sobie gdzieś zapisać.
UsuńAle... 3/4? Serio? Szlag, a już myślałam, że streszczenie zapewnia jakiś logiczny związek między komentarzami do tekstu...
Cóż, czyli to jednak nie jest moja forma. Trudno. Na razie czekam na komentarz Autorki.
Na początku chciałam podziękować Ci za ocenę. Przepraszam, jeśli mój komentarz będzie chaotyczny, ale będę odnosiła się do kwestii, które kolejno poruszałaś.
OdpowiedzUsuńJednak najpierw dość poważne zastrzeżenie: „Taveria” to nie opowiadanie, a powieść.
Zaczynając, oczywiście, od fabuły, zacytuję Ciebie: "Ona chce iść na studia, w związku z czym on musi dobrze zdać maturę, bo...? Rozumiałabym, gdyby nie chciała wiązać się z idiotą, który lekką ręką traktuje swoje wykształcenie i olewa maturę, bo „na pewno go przyjmą”, ale kwestia o niszczeniu marzeń wzbudziła pewną zagwozdkę."
W scenie z Pawłem Milena powiedziała:
"– Zrobiłeś to specjalnie – wysyczała. – Prosiłam, błagałam, mówiłam... A ty nic! Wtedy, gdy ja ślęczałam nad książkami, ty imprezowałeś, naukę zostawiając na tydzień przed maturą. Patrząc przez pryzmat tego, twoje wyniki wskazują na to, że jesteś geniuszem! Obślizgłym, zakłamanym, leniwym geniuszem. Nie poświęcę dla ciebie swoich marzeń. Nigdy. (...) Dlaczego ma mi na tobie zależeć, skoro ty nie szanujesz mnie i moich marzeń? Gdyby tak było, spędzałbyś więcej czasu na nauce, a wtedy, nawet gdyby ci się nie powiodło, byłabym skłonna zostać w Rzeszowie. ."
Sądziłam, że to dość jasne wyjaśnienie "wymagań" Mileny. Są parą, on wiedział, że marzą się jej studia w innym mieście - jednocześnie podczas tej rozmowy wyraźnie zaznaczył, że nie chce być od niej daleko. Jeśli by mu na niej zależało, skupiłby się na nauce choć trochę - chcąc móc pójść do Warszawy razem z nią. Dlaczego? Bo jak się kogoś kocha, to się pozwala mu realizować marzenia.
„W sumie znam takie związki i powinnam wierzyć, że istnieją, ale nadal jednak nie mogę pojąć, jak mogli być ze sobą dwa lata, mieć wspólne tematy do rozmowy, która podobno jest dla Mileny najważniejsza, a dziewczyna nie zorientowała się, że jemu chodzi tylko o jej wygląd.” - Czasem okazuje się, że niby znasz kogoś całe życie, a on potem nagle staje się kimś zupełnie innym. Nie zapominaj, że Paweł jest Delenem z krwi i kości – manipulować i kłamać uczył się od dziecka. Nigdzie nie było ukazane, że jest on głupcem – bywa impulsywny, niedojrzały, chamski (te trzy cechy, myślę, wyjaśniają, dlaczego nagle zaczął jej ubliżać), ale nigdy nie głupi.
„Potem Milena wydaje ostatnie pieniądze na kawę zamówioną przez Pawła, który od tego momentu stanie się Naczelnym Złym Charakterem tego opowiadania (…).” – Naprawdę? Sądziłam, że jest jedną z mniej istotnych postaci. Ach, i Milena nie wydaje pieniędzy na kawę Pawła – robi to za nią kelnerka, Kasia.
„I w tym momencie cała konstrukcja tej bohaterki się sypie, bo w momencie, kiedy zostaje wrzucona do całkowicie obcego środowiska, okazuje arogancję, która przerasta nie tylko Alpy, ale całe Himalaje. Pierwsza reakcja: „zniszczyliście mi marzenia!”. Potem raczy ich dawką przekleństw, które muszą sobie wzajemnie tłumaczyć, a kiedy już dowiaduje się, że ma być tajną bronią w jakimś powstaniu, określa ich nieparlamentarnym przymiotnikiem.
UsuńA zapowiadało się tak dobrze! (…) dostali polską nastolatkę, która bardzo szybko pozbywa się dezorientacji i staje się tylko wkurzona.” – Ja też bym była wkurzona, gdyby w najważniejszy dla mnie dzień jakieś bufony sobie ubzdurały, że mam im pomóc. Milena nie pochodzi z Taverii – nie obchodzą jej problemy tej krainy – ba! Odżegnuje się od nich, wciąż uparcie twierdząc, że nie zna sposobu, aby pomóc Terosom. Dla niej to całkowita abstrakcja – poza tym, wybacz, ale w szoku każdy reaguje inaczej. Zwłaszcza, że Skalską staram się kreować na osobę niezwykle spokojną, opanowaną i niezbyt emocjonalną (Mimi i strach? Prędzej ją coś znudzi lub zaniepokoi, ale nie pozwoli sobie na tyle przejąć się tym, aby byś przestraszoną – chyba że sprawy naprawdę zaczęłyby przybierać nieciekawy obrót): taką, która nigdy nie pozwoliłaby sobie na impulsywne zachowanie, takie jak Ty opisałaś („Mam takie mętne wrażenie, że gdybym nagle znalazła się w obcym świecie, z ludźmi, którzy utrzymują, że jestem jakąś tajną bronią i ostatnią nadzieją, to raczej wzięłabym ich za wariatów i desperacko próbowała się stamtąd wydostać. Pewnie też bym się ich przestraszyła.”). Dobrze, Ty byś zrobiła tak. Milena nie.
Co do herbu: przepraszam bardzo, nie po to wciąż piszę o przepowiedni, żebyś zapomniała o niej na całe (dotychczasowe) dziesięć rozdziałów i śmiała się ze związku taverskiego złota z godłem Delenów. Mieszkańcy Taverii wierzą głęboko w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a boska prawda jest najważniejsza. Przepowiednia była dla nich wszystkim – zabobony wskazały wykonawcę.
„Chwila, chwila, bo nie wiem, czy dobrze rozumiem. Chcieli tajnej broni. Mieli sprowadzić dobrze wyszkolonego żołnierza albo naukowca, który pomógłby im zbudować broń biologiczną. Ale szukanie na uniwersytetach, w wojsku i środowiskach naukowych jest widocznie zbyt mainstreamowe, więc zabrali osobę, która zachwyciła się ich herbem? I to ma być wyznacznik jej boskiej mocy?” – Przychodzi mi na myśl nieodpowiednie porównanie, więc go nie użyję – ale już się zdarzyło, że kogoś oczekiwano, a gdy on przyszedł, okazało się, że był całkiem inny, niż się spodziewano. Powiedz mi jedno: dlaczego zawsze tym wybranym musi się okazać osoba, której się oczekuje? Poza tym... kto powiedział, że Paulin przez te lata nie starał się kogoś spotkać? Kto stwierdził, że Paweł leżał tylko do góry brzuchem i udawał przeciętnego licealistę?
Dygresja: „ (…) drzewko genealogiczne, które próbowałam rozrysować na kartce (...)”. Link do drzewa genealogicznego Delenów jest w zakładce „Bohaterowie”. Od zawsze.
„Choroby; średnio – zawsze znajdzie się coś, czego nie można wyleczyć, zresztą tutaj zawsze włącza mi się lampka „do jakiego stopnia wolno ingerować w wolę boską?”. Bo, okej, nie możemy ludzi ożywiać, ale może możemy sprawić, by byli nieśmiertelni?” – zacznę od tyłu, bo powiem, że pisałam, iż tylko bogowie mogą być nieśmiertelni – i mogą sobie to zapewnić, gdyż sprawują całkowitą kontrolę nad magią (dowód? Bóg magii, Galdur.). Poza tym, jeśli magowie duszą wszystkie choroby w zarodku – skąd mogą wiedzieć, że dane schorzenie miało szanse być śmiertelne? Pojęcie nieuleczalnej choroby nie istnieje w Taverii. Musisz przestać porównywać tę krainę z otaczającą nas rzeczywistością, bo to są dwie odmienne płaszczyny.
„Ezan II jest bardzo dobrym królem. Nikogo nie zabił, nikogo nie torturuje, nie prześladuje, dba o dobro nas wszystkich. Karugom po prostu nie podoba się, że to właśnie Teros zasiada na tronie.” - a wiesz, dlaczego jest umieszczone? Bo pokazuje tępotę Terosów. Idealnie.
Usuń„Ale, niezależnie od tego, mam dla ciebie drobną podpowiedź: kiedy ktoś cię czymś częstuje, pytanie „a nie macie czegoś innego?” nie należy do zasad dobrego wychowania.” – Nigdzie nikomu nie pozwoliłam sobie na utożsamienie mnie z Mileną – lecz nawet jeśli – nikt upoważnił Cię do pouczania mnie w kwestii zasad savoir-vivre'u. A Skalska może być impertynencka. Bo ją taką stworzyłam. Mam do tego pełne prawo.
I jeszcze jedno – Milena zostawiła posiłek nietknięty, bo jej żołądek by tego nie przeżył zbyt dobrze. Przyzwyczajona do lekkiej kuchni, taką golonkę musiałaby odchorowywać kilka dobrych dni. I to chyba nie jest rewolucyjne odkrycie.
„Nie mówię, że Enazja nie może się mylić, ale Milena strasznie szybko wyciąga wnioski jak na osobę, która dopiero co do Taverii przybyła.” – co przez to rozumiesz? Jakie wnioski? To, że może nie do końca król jest dobry, skoro jednak – pomimo zapewnień Terosów, iż Ezan II jest świetnym władcą – powstanie wybuchło? To całkiem logiczne rozumowanie, nieprawdaż? Choć przecież równie dobrze to Karugowie mogą mieć nierówno pod sufitem.
„Co, oczywiście, czyni z Enazji także doskonały cel napaści. Nie mówcie, że o tym nie pomyśleliście. Równouprawnienie równouprawnieniem, ale kobieta-posłaniec, w dodatku posłaniec zbierający informacje dla Terosów, to przecież wymarzony cel dla powstańców. Może samo zabicie Enazji nie miałoby większego sensu i wcale nie byłoby efektowne, ale jak najbardziej wchodzi w grę. A jednak ani ona, ani Milena (zwłaszcza Milena) nawet o tym nie napomkną.” – To, dlaczego Karugom nawet na myśl nie przyjdzie porwać Enazji, niedługo już się wyjaśni. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że kobieta nie jest do końca tym, za kogo się podaje – i myślę, że wtedy już nie pozostanie wątpliwości, dlaczego powstańcy jej nie tkną. A Milena? Milena się czuła przy niej bezpiecznie i nawet nie przyszło jej na myśl, że jej koleżanka może stanąć na celowniku rebeliantów.
„Okazuje się bowiem, że Darius tak naprawdę wcale nie jest Dariusem, ale ma na imię Ariel i był szwagrem Janfy. Oraz... jest Karugiem?” – Czy naprawdę gdzieś napisałam, ze zabronione są związki pomiędzy różnymi rasami?
„(Swoją drogą, jak już mamy tę kwestię, to naprawdę trzeba się zastanowić nad kolorem włosów Penelopy i jej ewentualnymi przodkami. No, chyba że w Taverii genetyka działa odwrotnie).” – Uwierz mi, że jestem bardzo dobrze zastanowiona.
Bohaterowie – czyli coś, w co nie mogłam uwierzyć.
UsuńJako główną postać „Taverii” wskazałaś Milenę. Szkoda, że ja u siebie się doliczyłam ich (pierwszoplanowych boahaterów), prócz niej, jeszcze co najmniej trzech – dwóch z nich ma już bardzo rozbudowane wątki w powieści. W całym swoim opisie nie umieściłaś żadnego z nich: ani Caspra, ani Janfy, ani tego trzeciego.
Zamiast tego opisałaś Enazję, o której tylko wiemy, że opowiada Milenie o Taverii – nie przedstawiłam żadnego fragmentu z jej perspektywy, informacje o niej przekazując jedynie w scenach ze Skalską. Z jednej strony cieszę się, że zainteresowała Cię bohaterka, która jest dla mnie jedynie wspomagaczem, z drugiej zaś – właśnie z tego wynika jej niespójność. Enazja jest kimś, kogo nie należy rozgryzać, ponieważ jest kłamstwem – ona jest kłamstwem. I, jak już wspomniałam, w przeciągu paru rozdziałów to wyjdzie na jaw.
„Przecież to idealna osoba, by uspokoić nastroje innych ras niż Terosi, a właśnie tamte rasy stanowią problem.” – to tak a propos Penelopy, która faktycznie jest bohaterem pobocznym. Na razie problem stanowią Karugowie – inne rasy, prócz Zetroków, nie wypowiedziały się przecież na temat powstania.
Dlaczego mnie ta zakładka zaskakuje? Bo ją tak uogólniłaś. Zdaję sobie sprawę, że bohaterów jest od groma, ale – jak patrzę na rozpiskę postaci – widzę, że Janfa i Casper pojawiali się niemalże w każdym poście. Dlaczego ich ominęłaś? Dlaczego nawet nie napomknęłaś o postaci Pana? Przecież to on wywołał powstanie, on je prowadzi – naprawdę wydaje Ci się nieistotny?
A mnie właśnie to interesuje: sugestie dot. Janfy – czy jest on wiarygodny, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej, chcę wiedzieć, co widzi osoba, która czyta jego imię. To samo z Casprem. To dwie postacie, na których kreacji skupiłam się dotychczas najbardziej – na Milenę jeszcze przyjdzie czas, bo Milena na razie nie jest ważna – dopiero potem się taka stanie.
Jeśli chodzi o błędy, to łapię się za głowę, gdy znowu widzę cytat z „kasą na dziwki”. Daję sobie rękę uciąć, że już go edytowałam. Znów mi blogspot zrobił psikusa? Cudownie.
„W tej kategorii przyznam... tak z cztery punkty, bo opowiadań fantasy jest ostatnio wysyp, podobnie książek i seriali (...)” – wybacz, ale trochę mnie dziwi takie podejście. To, że prowadzę powieść fantasy świadczy o tym, że jest ona nieoryginalna? Czy naprawdę już gatunek o tym mówi? Nie wydaje mi się.
„Sytuacja, w której zwykła dziewczyna staje się niezwykłą bronią, nie jest odkrywcza, na kilometr zalatuje Mary Sue, ale, chociaż nie polubiłam Mileny, to opowiadanie ma jeszcze dużo innych zalet.” – Mary Sue, bo co? Przy kreacji Skalskiej mi tego nie wypomniałaś, pojawiło się tutaj i zupełnie nie wiem, co ma Marysia Zuzanna do uznania Mimi za tajną broń. Ktoś tą osobą przepowiedzianą przez kapłanów być musiał – i to, że padło akurat na dziewiętnastoletnią dziewczynę, to już świadczy to o jej marysuizmie? I to nic, że ona naprawdę nie ma pojęcia, jak się do tego zabrać – podczas gdy w standardowej książce już by pięć razy wykazała się nadzwyczajnymi zdolnościami? Dobrze, następnym razem wezmę faceta. Może wtedy nie będzie mowy o nieoryginalności.
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak się odnieść do oceny jako do całości. Czuję się jakaś taka... pusta. Stwierdziłaś, że Milena jest zła, Paweł też wybrakowany, reszta dobra – za wyjątkiem sposobu wyboru tajnej broni Terosów... I co?
UsuńNie dowiedziałam się, jak brzmią pisane przeze mnie dialogi – wspomniałaś tylko o początkowo drętwych wypowiedziach Remusa. Nie wiem, czy potrafię opisywać uczucia – chcę wiedzieć czy mogę być dumna z tego, jak opisałam ból Janfy, czy kajać się i jeszcze lepiej określać to, co siedzi w głowie Caspra. Nie mam pojęcia, jak wychodzą mi opisy przyrody – a uwierz, mam z nimi problem i akurat zależy mi na tym, aby się dowiedzieć, co robię źle i co poprawić. Nie wiem, czy wszystko jest wyważone – nie wspomniałaś o postępie akcji; pisałaś jedynie o tym, że przybywa wątków, ale nie określiłaś tego, czy leci ona na łeb na szyję, wypychając wszystko wokół, czy może jednak znajduje się gdzieś pomiędzy różnymi sytuacjami oddech na zastanowienie się nad czym innym niż kolejnym zdarzeniem.
Dotychczas z każdej oceny coś wynosiłam. Przyznam, nie potrafię jakoś przyjąć Twojej krytyki, bo pojmujesz „Taverię” całkiem inaczej niż ja: Milenę przyrównujesz do siebie, stworzoną przez mnie krainę do otaczającego nas świata, szukasz drugiego dna tam, gdzie go nie ma, a tam, gdzie jest – traktujesz wszystko zbyt dosłownie. I – raz wkroczyłaś na mój prywatny teren, co dość mocno mnie uraziło.
I jeszcze jedno: odniosłam wrażenie, że stwierdziłaś, iż cała akcja „Taverii” kręci się wokół Mileny i to o niej jest powieść. Błąd. „Taveria” opowiada o losach powstania – i to bunt Karugów, a może i nawet bezpośrednio z nim związana walka bogów, jest głównym tematem utworu.
Nie atakuję Cię. Po prostu ocena całkiem rozminęła się z moimi oczekiwaniami – i nie chodzi o cyferkę, bo ta jest akurat nieważna (choć w sumie sama siebie oceniam na cztery). Mam na myśli raczej to, że – paradoksalnie – Ty powyżej stwierdziłaś, że – czytając mój utwór – czasem łapałaś się za głowę, nie wiedząc, o co chodzi, jaki jest ciąg przyczynowo – skutkowy, dlaczego coś się nie dzieje w zrozumiały dla Ciebie sposób – a ja miałam to samo, czytając ocenę.
Nie wiem, może to kwestia potwornego zmęczenia, bo dopiero co wróciłam do domu po wypadzie ze znajomymi i nieprzespana noc może robić swoje (dlatego też, jeśli powyżej pojawią się jakiekolwiek błędy – przepraszam, starałam się wszystko poprawić), jednak po prostu nie potrafię się zgodzić z takim a nie innym obrazem w Twoich oczach. Nie mam pojęcia, z czego wynika ta rozbieżność.
Niemniej jednak jeszcze raz dziękuję za ocenę i życzę powodzenia w dalszej pracy.
Pozdrawiam serdecznie,
Marsy.
Za chwilę odpiszę na wszystko, ale chciałam tylko powiedzieć jedną rzecz na samym początku: uwaga o savoir-vivre nie jest bynajmniej skierowana do Ciebie jako autorki, tylko do opisywanej Mileny. Przepraszam, jeśli odniosłaś takie wrażenie! Nie mam w zwyczaju obrzucać ludzi błotem na prawo i lewo, więc prawdopodobnie nie zwróciłam wystarczającej uwagi na doprecyzowanie.
UsuńNa początek chciałabym Cię przeprosić, jesli ocena nie spełnia Twoich oczekiwań, czego mogłam się w zasadzie spodziewać, pisząc ją kawałkami przez długi okres czasu. Wina jest moja i, choć nie przeczę, że najwyraźniej pominęłam część oczywistych dla Ciebie rzeczy - jako osoba z wrodzonym zapędem do łopatologicznych tłumaczeń - uważam, że nie do końca zrozumiałyśmy się w kilku kwestiach.
Usuń(Zwłaszcza w tej, że myślenie na głos naprawdę się na mnie mści.)
Milena nie pachnie mi Mary Sue dlatego, że jest kobietą. Tak ją odbieram, ponieważ zachowuje się arogancko i przyjmuje postawę rozszczeniową od pierwszej chwili, kiedy pojawia się w Taverii. Kwestia mięsa: wybacz, ale nie napisałaś o jej żołądku. W tamtej scenie widzę złośliwość wobec gospodarza i niezwykłą jak na tę sytuację wybredność. Co więcej - Milena zdaje sobie sprawę z własnej postawy. Właśnie dlatego to wszystko tak bardzo mnie zdziwiło: bo słuszna myśl "Milena poczuła wstyd. Oni traktowali ją po królewsku, a ona wybrzydzała i marudziła. Już dawno nauczyła się, że należy jeść to, co jest, bez zbędnego wykrzywiania twarzy. Dziwactwa jej matki uświadamiały jej przecież na co dzień, że nigdy nie ma nic, co może smakować gorzej" nie ma żadnego wpływu na dalsze jej zachowanie.
Usiłuję Ci powiedzieć, jak widzę postać Mileny, dlaczego nie potrafię jej rozgryźć i dlaczego - w pewnym momencie - zakładam, że posypała się jej konstrukcja.
Na samym początku Milena jest, faktycznie, spokojną i rozsądną nastolatką. Ale kiedy przenosi się do Taverii, przestaję w niej widzieć rozsądek, a dostrzegam wściekłą pannicę z mnóstwem pretensji. Mówisz, że Milena jest niezwykle spokojna i opanowana, więc pytam, gdzie właściwie jest to opanowanie? Ona nie daje sobie nawet chwili na zastanowienie się nad sytuacją, jedna kąśliwa uwaga Penelopy wywołuje jej agresję! Byłabym skłonna uznać to za objaw szoku, ale chwilę później Milena analizuje świat, zastanawia się, jak ważna jest postać przed nią, co zasugerowało, być może błędnie, że jednak zdaje sobie sprawę z tego, co właśnie robi.
I żeby to trwało chwilę, ale sytuacja powtarza się choćby przy problemach z koniem: to nie Milena musi się dopasować do nieznanego, niezwykłego świata, ale świat do Mileny. Biorąc pod uwagę Twoje całkowicie zrozumiałe przywiązanie do własnej postaci, może nie widzisz, ale ja dostrzegam tutaj pewne klasyczne cechy Mary Sue.
I byłoby tak dokładnie tak samo, gdyby Milena była Michałem. Istnieją męskie odpowiedniki Mary Sue.
Dlaczego tak zareagowałam na herb? Cóż, właśnie dlatego, że wyjaśnienie pojawiło się dużo później. Jeśli chodzi o przepowiednię - tak, zaczyna się od bogów, ale w przytoczonym przeze mnie cytacie nie ma o niej ani słowa. Jest za to wzmianka o Viktorze, który kazał poszukać żołnierza tudzież naukowca, w którym to kontekście nawiązanie do herbu jest mało czytelne, nie mówiąc o tym, że pojawia się dwa rozdziały później.
"Poza tym... kto powiedział, że Paulin przez te lata nie starał się kogoś spotkać? Kto stwierdził, że Paweł leżał tylko do góry brzuchem i udawał przeciętnego licealistę?"
Z drugiej strony, nikt też tego nie zasugerował. Napisano natomiast, że:
"Paulin jednak wrócił z pustymi rękami, więc Enazja i Walery wzięli sprawy w swoje ręce", co sugeruje, że dobrze mu te poszukiwania nie poszły.
Dygresja: owszem, ale z zasady wolę szukać bezpośrednich informacji w treści tekstu. Nie wydawało mi się jednak, bym w tym punkcie wygłosiła jakąś krytyczną uwagę względem opowiadania: to naturalne, że w przypadku skomplikowanych i wielowątkowych opowieści jest trudniej.
Usuń"Musisz przestać porównywać tę krainę z otaczającą nas rzeczywistością, bo to są dwie odmienne płaszczyny".
Ale przecież w treści powieści jest mnóstwo odniesień właśnie do tej rzeczywistości! Enazja stwierdza osobiście, że te światy się przenikają! Mówi również, że "Nasz świat jest bardzo pod tym względem [stylu życia] zbliżony do waszego sprzed setek lat". Jak mam tych krain nie... porównywać?
Jeśli chodzi o Ezana II i pogląd na jego politykę, to później wspomniałam, jak niesamowite możliwości daje tak bezwzględne oddanie ludu królowi. Za którym kryje się, z pewnością, wiele powodów.
„Okazuje się bowiem, że Darius tak naprawdę wcale nie jest Dariusem, ale ma na imię Ariel i był szwagrem Janfy. Oraz... jest Karugiem?” – Czy naprawdę gdzieś napisałam, ze zabronione są związki pomiędzy różnymi rasami?
Nie, i tego wcale nie powiedziałam. Chciałam się upewnić. Dziękuję za potwierdzenie.
Na temat Enazji się nie wypowiem, ponieważ, jak sama stwierdziłaś, wyjaśnisz to w następnych rozdziałach.
„Przecież to idealna osoba, by uspokoić nastroje innych ras niż Terosi, a właśnie tamte rasy stanowią problem.” – to tak a propos Penelopy, która faktycznie jest bohaterem pobocznym. Na razie problem stanowią Karugowie – inne rasy, prócz Zetroków, nie wypowiedziały się przecież na temat powstania.
Tak, to było bezczelne ugólnienie. Przepraszam.
Co do reszty, tak, masz rację i zwyczajnie popaliłam sprawę. Mam niewiele na swoje usprawiedliwienie.
Dziękuję za odpowiedź. Jeśli chodzi o uwagę dot. savoir - vivre, to przyjmuję - zabrzmiało, jak zabrzmiało, ale jeśli to nie było Twoim celem, to w porządku.
UsuńUwaga o mężczyźnie w związku z Mary Sue nasunęła mi się dlatego, że wspomniałaś o Marysi Zuzannie, wskazując nie na Milenę, a raczej na to, że dziewczyna jest tajną bronią. Zrozumiałam więc, że chodzi Ci o wątek, a niżeli o samą Skalską.
W sytuacji z mięsem - no cóż, wydawało mi się to dość oczywiste, że Milena nie chce go jeść właśnie z tego powodu: bo w żołądku jej się przewracało na samą myśl, że ma to zjeść (ponieważ nie będzie jej to smakowało oraz będzie miała problemy gastryczne).
Co do całej kreacji Skalskiej - wreszcie zrozumiałam, co miałaś na myśli. Przyznaję, zdaję sobie sprawę z tego, że nie do końca dobrze pokazałam jej charakter, ale też - jak dotąd nikt nie stwierdził, że dziewczyna jest arogancka. Może dlatego tak trudno było mi pogodzić się z jej złą oceną. Wiesz, Mimi ma dwie strony - a ja byłam bardzo skupiona na tym, by - tworząc Skalską ukazaną dotychczas - wykreować ją na bardzo kontrastową względem jej drugiego wcielenia, które wiąże się z dalszą akcją powieści. Dlatego jest niedoskonała. Mary Sue - zdziwiłam się. Owszem, wygląd ma zbyt idealny, ale był to zabieg celowy. Zachowanie? W zachowaniu wydawała mi się raczej nijaka. Może więc jakaś rada, jak mogę poprawić jej wizerunek?
Jeśli chodzi o kwestię herbu - rozumiem. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie rozwinęłam tej sprawy, więc każdy widzi to, co chce. Z drugiej zaś strony - akcja jeszcze nie doszła do momentu, gdy się okaże, że Milena faktycznie ma wiele wspólnego z Taverią i jej sprowadzenie nie było jedynie wynikiem fiaska, jakie poniósł Paweł. Wskazówką niech będzie prolog (To dla mnie dość dziwne, że to piszę, bo byłam pewna, iż wszyscy dostrzegają powód sprowadzenia Mimi - nieprzypadkowo zresztą tak na nią mówią najbliżsi).
Jeśli chodzi o dygresję, to po prostu chciałam być użyteczna. W sensie, myślałam, że nie zauważyłaś, nie chodziło mi o żadną krytykę. Jeżeli źle zabrzmiało - przepraszam.
Owszem, Taveria i nasz świat się przenikają. Owszem, są podobne w wielu kwestiach - ale nie w sprawie magii. To jest coś, co nie funkcjonuje u nas - czyli coś, czego nie możemy porównywać. Wiem, magia służy, m. in. do uzdrawiania - a zdrowie to bardzo ważny aspekt życia, więc pewnie chodziło Ci o to, że - skoro napisałam o podobieństwie - to ta płaszczyzna też musi się zgadzać. Może powinnam tłumaczyć jaśniej? Nie wiem, dotąd spotkałam się z zarzutem, że Enazja zbyt wiele opowiada Milenie o Taverii. Po raz pierwszy też opisuję stworzoną przeze mnie krainę, więc czasem zdarza mi się nie wspomnieć o jakiejś kwestii - gdyż po prostu uczę się to robić.
Twój komentarz rozjaśnił mi bardzo to, co napisałaś w ocenie. Już wiem, co kuleje wg Ciebie. Dziękuję.
To ja dziękuję za odpowiedź i przepraszam za całe to zamieszanie. Powinnam była (obok innych rzeczy) wyrażać się precyzyjniej. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńDobry wieczór! Mam taką sprawę, a właściwie to dwie, bo niezmiernie mnie zaskoczyło, że nagle znalazłam się pierwsza w kolejce u Ciebie, Corriente: czy mogłabyś nie zwracać uwagi na przeterminowanie i mimo to ocenić tekst? Byłabym naprawdę wdzięczna, bo blog bynajmniej nie jest porzucony, wręcz przeciwnie, walczę ze sobą, żeby dokończyć rozdział i opinia o Utraconym jak najbardziej mnie interesuje. A po drugie, czy mogłabym jeszcze zmienić szablon?;)
OdpowiedzUsuńCałuję,
Elle