Uporałam
się z zaliczeniami, pozostały mi dwa egzaminy, ale nie chcę zwlekać z oceną,
dlatego nie zważając na domowe i uczelniane obowiązki, zasięgam prędko do
bloga,
który widnieje w mojej kolejce. Swoją drogą, jestem niezmiernie szczęśliwa, że ktoś się do mnie zgłosił. Mrożona kawa w gotowości, okulary i dobra muzyka również. Show time!
który widnieje w mojej kolejce. Swoją drogą, jestem niezmiernie szczęśliwa, że ktoś się do mnie zgłosił. Mrożona kawa w gotowości, okulary i dobra muzyka również. Show time!
Blog:
Laurie Riley
Autorka:
Xxx
Oceniająca:
Hakuna
1. Pierwsze
wrażenie
Nieco trudno ubrać mi w słowa to, co czuję, kiedy wchodzę na Twój blog. Nigdy nie lubiłam opisywać swojego pierwszego wrażenia, bo umieszczałam
tam zbyt dużo informacji, które miały wypłynąć później. Wszak, nie jest to
pora, aby mówić o mnie, a o blogu. Powiem Ci szczerze, że zrobił na mnie dobre
wrażenie. Co by nie było, jest na nim przejrzyście – od razu odnajduję to, co
powinnam odnaleźć. Nic mnie w nim nie odrzuca, kolorystka jest przyjemna,
nagłówek profesjonalnie wykonany. Naprawdę, jeśli idzie o stronę graficzną, na
pierwszy rzut oka, nie mam nic do zastrzeżenia.
Adres nie należy do tych skomplikowanych: Laurie Riley, jest także, jak
zdążyłam zauważyć, nazwiskiem głównej bohaterki. Nie trudno jest się domyślić,
że opowiadania będzie dotyczyć właśnie tej osóbki. Swoją drogą, jak dla mnie,
Laurie Riley brzmi dość pogmatwanie. Ciężko mi to wymówić, jest to niezły „językołamacz”;
nawet pisząc muszę się zastanowić kilkukrotnie nad tym, jak to wygląda. Jako
pisarka-amatorka przykładam dużą wagę do tego, jak nazywają się tworzone przeze
mnie postaci. Imię bądź imiona muszą idealnie współgrać z nazwiskiem. Powinny ładnie brzmieć razem i osobno. Wiem, że w życiu realnym imion i nazwisk się nie
wybiera, ale pisząc możemy robić co tylko chcemy, tak? W twoim przypadku, w
przypadku Laurie Riley, współgra to aż za bardzo.
„To, co dziś jest rzeczywistością, wczoraj było nierealnym marzeniem”.
Muszę szczerze przyznać, że ten cytat jest cudowny. Nasuwa mi też na myśl
skojarzenie, że opowiadanie będzie o spełniających się marzeniach. Mam taką nadzieję,
albowiem chętnie poczytałabym coś optymistycznego. Nigdzie jednak nie widzę
autora tego cytatu, więc zmuszona jestem go sobie wygooglować. O, proszę!
Osławiony w ostatnich czasach przez internautów Paulo Coelho. Człowiek mądry i
oczytany, a jego słowa faktycznie zasługują na uznanie. Duży plus za tego
autora. Już wiem, dlaczego tak bardzo spodobało mi się to zdanie.
Podsumowując, Twój blog przy pierwszym wrażeniu ma naprawdę bardzo dużo
walorów, które mogą przyciągnąć czytelnika, który nie jest zwolennikiem
tematyki potterowskiej. Mam nadzieję, że przy bliższym poznaniu ich nie straci.
Nie mogę przyznać ci maksimum punktów, a chciałabym, odejmę te dwa, malutkie
punkciki – za brak autora cytatu (nie musi widnieć na belce, a w aktualnościach
lub informacjach o blogu) i za moje dziwne odczucia względem brzmienia imienia
i nazwiska głównej bohaterki.
13/15 pkt
2. Szata
graficzna
Czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Muszę przyznać, że ocena
grafiki na blogu jest najmniej skomplikowana, bo ocenia się to, co się widzi.
Nie trzeba nad tym myśleć, tylko spisać swoje odczucia, biorąc pod uwagę parę
aspektów. Przyzwyczajona do szablonów onetowskich, które przybierały
najróżniejsze kształty, kolory i układy, nie mogę przywyknąć do pewnej
blogspotowskiej prostoty, gdzie twórcy mogą wykazać się jedynie przy tworzeniu
nagłówka. W swoich ocenach, będę działać według zasady: od ogółu do szczegółu.
Kolorystyka. To chyba taki największy punkt całego szablonu, bo to
właśnie od użytych barw zależy to, jak ktoś odbierze naszego bloga. Mam rację?
Wiem, że mam, sama tworzyłam kiedyś szablony, więc nauczyłam się pewnych zasad,
które pozwalają mi fachowym okiem ocenić grafikę. Twój blog, droga Xxx, należy
do bardzo „grzecznych”, że tak to ujmę. Tło zewnętrzne jest stonowane, a
wewnętrzne bardzo zachowawcze, pasowałoby praktycznie do każdej kolorystyki, na
którą mogłabyś się zdecydować. I za to bardzo duży plus, wolę prostotę, zarówno
w układzie bloga, jak i barwach. Muszę podkreślić to, że nic się u ciebie nie
gryzie, a czerwień nadaje blogowi pewnego, jakby to ująć… Dziewczęcego klimatu,
nawet nieco romantycznego.
Nagłówek wykonany przez C. Cóż, nie będę owijać w bawełnę – bardzo mi
się podoba, a zwłaszcza kolory, które na nim widnieją. Pierwsze skojarzenie,
jakie przyszło mi na myśl, kiedy spojrzałam na ten twór? Niebo podczas zachodu
słońca. Uwielbiam oglądać zachody, barwa nieboskłonu jest wtedy przepiękna, urzeka
człowieka i pozwala mu się rozmarzyć. Mimo odcieni różu, które goszczą na
nagłówku, nie można nazwać go słodkim i cukierkowym. Jedyne, co mi na nim nie
odpowiada, to aktorka, która „użycza” swojej mordki Laurie. Po pierwsze,
wygląda zbyt dorośle i poważnie. Według mnie, daleko jej do szesnasto-,
siedemnastolatki, którą przecież jest panienka Riley. I te wielkie usta. Może
kogoś pociągają i komuś takie się podobają, ale jak dla mnie są zbyt
przerysowane, nawet, jeśli prawdziwe. Poza tym, wszystkie elementy na nagłówku
ze sobą ładnie współgrają, napis jest wkomponowany tak, że nie gryzie i nie
drapie.
Szkoda jednak, że nie umieszczono na nagłówku cytatu z belki. Wiem, że
byłoby to powielane i niektórzy mogliby się tego przyczepić, ale przecież tamte
słowa brzmią pięknie i szczerze powiem – pasowałyby nawet do tej całej
kolorystki. Czcionka jest ładnie dobrana, nic nie przeszkadza w czytaniu. Tekst
wyjustowany, odpowiedniej wielkości. Nic dodać, nic ująć. Widać, że bardzo
profesjonalnie podchodzisz do swojego bloga, a co za tym idzie – masz dobre
podejście do czytelnika, którego starasz się ciepło zaprosić na bloga i ułatwić
mu pobyt. Ot, jakbyś zapraszała ludzi na herbatkę. Im dłużej jestem na Laurie
Riley, tym większą mam ochotę na pozostanie tam na jeszcze chwilkę.
Ogólnie rzecz biorąc, szablon urzeka – jest niezwykle skromny i
przejrzysty, a jedynym jego mankamentem jest nazbyt dorosła pani i jej usta.
Byłoby zbyt kolorowo, gdybym się niczego nie przyczepiła, a nie mogłam puścić
tej głupiej drobnostki płazem.
19/20 pkt
3. Treść
Z racji tego, że Laurie Riley widnieje na liście blogów, które obiecałam
sobie przeczytać i śledzić, i mam ku temu okazję, przeczytam wszystkie
widniejące na nim posty. Każdy z czterech regulaminowych rozdziałów ocenię osobno, a potem zrobię
krótkie podsumowanie. Mam nadzieję, że takie rozwiązanie będzie ci pasować,
Xxx.
Na ruszcie pierwszy ląduje prolog. Zacieram łapki i lecę z tym koksem.
Prolog, jak dla mnie, jest przeokropnie długi! Zawsze uważałam i zawsze
wpajano mi zasadę, że prolog powinien być krótszy, niż normalny rozdział i powinien
zaprosić czytelnika do następnych odwiedzin. Historię, którą przedstawiłaś
właśnie w tym poście, czytało mi się bardzo ciężko. Nie mogę tutaj mówić o
błędach, więc tylko pokrótce streszczę to, co działo się w prologu. Zaczynasz
opis od tego, jak bardzo upalny był ten lipcowy dzień. Ukazujesz obraz
wielodzietnej rodziny, ale skupiasz się głównie na najstarszej córce państwa
Riley – Laurie, która zostaje główną bohaterką opowiadania. Dowiadujemy się o
tym, że jako pierworodna musi zajmować się młodszym rodzeństwem i czasami ma
tego dosyć. Obserwujemy blondyneczkę podczas spaceru, który miał być samotnym,
ale dziewczynka decyduje się zaprosić do niego swoją przyjaciółkę – Jamie. Obie
młode czarownice spędzają przyjemnie czas w zagajniku, rozmawiając o Hogwarcie i
całkowicie zatracając poczucie czasu. Powiem ci szczerze, że jak na
jedenastolatki są bardzo spokojne i poważne. Ja w ich wieku nie wytrzymałabym w
jednym miejscu trzydziestu minut, spędzając ten czas głównie na rozmowie.
Następnie jesteśmy świadkami powrotu do domu obu przyjaciółek, na nieszczęście
Laurie, czeka ją nieprzyjemna niespodzianka – nie zastała rodziców w domu. Najbardziej
z całego prologu podobały mi się ostatnie dwa zdania. Ogół czytało mi się
strasznie ciężko i monotonnie, opisy nie dość, że krótkie, to jeszcze, jakby
takie… Suche. Swoją drogą, dręczy mnie pewien fakt – Laurie jest czarownicą
czystej krwi, a dopiero pierwszy raz pojawiła się na Pokątnej w wieku jedenastu
lat? Wydaje mi się, że uświadomieni czarodzieje, nie tak jak Harry, bardzo
często bywali właśnie w tamtym miejscu. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie,
czytając sagę Rowling.
Rozdział pierwszy został podzielony na dwie części, ale ja strawię go jako jeden. Przyglądamy się nieco nudnym przygotowaniom do wyjazdu. Dwie
siostry Riley są już uczennicami Hogwartu, a bliźnięta muszą jeszcze rok
poczekać. Po zaginięciu rodziców całej gromadki, opiekuje się nimi siostra pana
Riley. Nie opisałaś stosunku tej kobiety do swoich bratanic i jednego bratanka.
A szkoda. W dalszej części rozdziału Riley i jej młodsza siostra, oraz Jamie wsiadają
do zatłoczonego pociągu, zajmując jeden z przedziałów. Po jakimś czasie dosiada
się do nich Simon May – jak widzisz, akcji w twoim rozdziale jest niewiele,
przynajmniej jak na taką jego długość. Poza tym, nadal jestem zdania, że twoje
opisy są nieco suche. Emocje bohaterów opisujesz dwoma, trzema słowami, nie
wnikając do ich serc i umysłów. Nie jesteśmy w stanie poznać stanu wewnętrznego
bohatera, a jedynie możemy domyślać się, co czuje. W drugiej części pierwszego
rozdziału, nieco zbędnej i rozwleczonej, moim zdaniem, jesteśmy świadkami końca
podróży do zamku, przydziału pierwszorocznych i zmęczenia Laurie. Szczerze
powiedziawszy, nie polubiłam tej dziewczyny. Jest strasznie sztywna i nie
rozumiem jej zachowania wobec Simona, który swoją drogą też mnie zaskakuje.
Jak można zjeść dziesięć tabliczek czekolady dziennie? Jest to, co najmniej,
dziwne i niezdrowe. Czekolada ma niedobry wpływ na układ trawienny, więc
troszkę jest to nielogiczne. Ale prawdą jest to, że poprawia humor. Czekolada (Simon również). Może
dlatego jeszcze nie zabił panny Riley? Bo ja osobiście, nie potrafiłabym się z
nią dogadać. Swoją drogą, dopiero pojawienie się Simona wniosło jakieś emocje
do twojego opowiadania, nadal dość skromnie, momentami wręcz skąpo, opisywane.
Wraz z jego osobą czyta mi się to wszystko nieco lżej, ale niestety muszę
przyznać, że spodziewałam się czegoś lepszego. Jednak, z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej, w końcu - początki są najtrudniejsze.
Rozdział drugi, a właściwie to trzeci. I bum. Przeczytałam go bardzo
szybko, mimo – znowu to powiem, braku konkretnej akcji. Opisujesz dzień po
dniu, godzinę po godzinie, właściwie każdy krok bohaterki, przez co jest
niezwykle nudno. Z odcinka, dość sporych rozmiarów, dowiedziałam się o planie
zajęć, a także o tym, że McGonagall lubi zabierać uczniom punkty. Och, a Panna
Doskonała zarobiła szlaban. Swoją drogą, powtórzę się, ale na miejscu Simona –
zabiłabym ją. Nie cierpię takich osób, jak ona. Oceniłam cztery rozdziały,
niestety na dzisiaj mam już dosyć. Twoje opowiadanie nie jest najgorsze, ale
twój styl pisania jest nieco płytki, chociaż lekki, czego nie doświadczyłam
czytając prolog. Podoba mi się postać Simona, jest tam najbardziej barwna, ale
czasami mam wrażenie, że nawet za bardzo. Nie przekonałam się jednak do panny
Riley, która jest niezwykle sztywna, swoim zachowaniem przypominająca
czterdziestolatkę. Rozumiem, że zaginięcie rodziców musiało na nią wpłynąć w
pewien sposób, ale chyba sama powinna szukać momentu, w którym mogłaby
wyluzować, bo z takim podejściem to długo przy zdrowych zmysłach nie zostanie. Wiem
co mówię, przez pewien okres czasu, chciałam robić wszystko, jak najlepiej, kiedy
mojej mamy nie było w Polsce i popadłam w stan depresyjny. Dlatego dziwię się
pannie Riley, ot.
Ogólnego konceptu opowiadania się nie wyszukałam. Za pewne będzie to
opowiadanie o tym, jak Riley zakochuje się w Simonie, racja? Jakoś pasują mi na
parę, mimo wszystko, byłabym bardziej usatysfakcjonowana z
połączenia May-Grant. Jaime jest dla mnie bardziej ludzka, a przy tym bardziej
dziewczęca. O treści byłoby tyle. Niestety, pozbawię cię paru punktów, bo nie
zainteresowało mnie to w tym stopniu, abym nie mogła doczekać się kolejnego
rozdziału. Sądziłam, że opowiadanie będzie nieco bardziej… „Magiczne”. Jednak, mając chwilę czasu, będę śledzić opowiadanie na bieżąco, bo z każdym rozdziałem jest coraz lepiej. Naprawdę! Musisz
też popracować na budową zdań, ale o tym napiszę zaraz.
12/20 pkt
4. Błędy
Znalazło się ich trochę. Zwłaszcza w Prologu i w „Powrocie do Hogwartu”.
Wymienię te, które znalazłam. Zaczynamy chronologicznie.
Prolog.
„a
trawniki porastające niewielkie podwórka na jednym z podmiejskich osiedli w
Londynie dawno już wyschły” – „a trawniki, porastające niewielkie podwórka na
jednym z podmiejskich osiedli w Londynie, dawno już wyschły”. Jak widać – brak dwóch
przecinków.
„Uliczki
świeciły pustkami, gdyż niewielu było chętnych, aby opuszczać cudownie chłodne
domy i wychodzić gdziekolwiek w taki upał” – masz w zwyczaju powtarzanie wielu
wiadomości, jakbyś chciała przekonać czytelnika do tego, że mieszkańcy naprawdę
nie chcieli opuszczać tych domów. Dobrze, wierzymy Ci, ale jeśli chcesz nadać
temu charakteru, opisz pogodę czy reakcje człowieka na lejące się z nieba gorąco. Zdanie to powinno
brzmieć: „Uliczki świeciły pustkami, gdyż niewielu było chętnych, aby opuszczać
cudownie chłodne domu.” Dalszą częścią zdania upewniałabyś nas, już po raz
trzeci, że nie chcieli opuścić domostw.
„Ojciec
gdy tylko mógł, wyrywał się do pracy” – „Ojciec, gdy tylko
mógł, wyrywał się do pracy”.
„Tylko
nie siedź zbyt długo na słońcu, Laurie - mówiła matka do swojej
najstarszej córki”.
Mówiła?
Powinno być to w formie dokonanej, czyli „powiedziała”. Nie wydaje mi się, aby
matka całą godzinę albo więcej powtarzała jedno i to samo zdanie.
„—
Tylko nie siedź zbyt długo na słońcu, Laurie - mówiła matka do swojej
najstarszej córki, kiedy ta otworzyła frontowe drzwi z zamiarem wyjścia na
zewnątrz.
Panujący
na zewnątrz skwar uderzył ją w twarz, jakby właśnie otworzyła
nagrzany piekarnik.”
Jak
widać, powtórzenia. Strasznie ich dużo. Nie będę opatrywać ich komentarzem,
tylko wymieniać.
„Była
już duża, bądź co bądź miała” – „Była już duża, bądź co bądź, miała”
„Dziewczynka
ponownie wywróciła oczami i poprawiła sukienkę” - wcześniej nic o tym
nie wspominałaś.
„Samotnie.
Bez Evelyn i niesfornych bliźniaków. Dawno już nie była nigdzie sama.
Ilekroć chciała gdzieś wyjść, mama polecała jej zabierać ze sobą młodsze dzieci (rodzeństwo)i nigdy nie mogła nacieszyć
się samotną przechadzką.
A dzisiaj wreszcie miała iść sama.”
A dzisiaj wreszcie miała iść sama.”
Dobra.
Wystarczy. Znowu ta sama sytuacja. Usilnie próbujesz nas przekonać do tego, że
Laurie chciała być sama. Halo! Pojęliśmy to za pierwszym razem. Skup się też na
innych odczuciach bohaterki. W nawiasie sugestia, rodzeństwo brzmi w tym miejscu
lepiej.
„Był
to niewielki zagajnik, w którym rosło może kilka drzew” - może
kilka drzew? Zagajnik z definicji to młody las, więc na sto procent muszą
rosnąć tam drzewa. A jeśli już bardzo chcesz podkreślić ich obecność, wywal to
"może". Jesteś narrator wszechobecnym i wszystkowiedzącym, prawda?
„W
drodze do swojego zakątka postanowiła
zajrzeć do koleżanki i spróbować wyciągnąć ją na wspólny spacer. Nie wiedziała
dlaczego, ale czuła potrzebę spotkania z Jamie” - hola, hola. Najpierw zależało
jej na samotnym spacerze, na samotnym spacerze w samotności, gdzie byłaby sama
- tak odebrałam to w ten sposób, a teraz nagle chce wyciągnąć koleżankę?
„Obie
dziewczynki od dawna znały się i lubiły. Poznały się jeszcze w dzieciństwie,
kiedy miały po sześć lat i bawiąc się wspólnie w piaskownicy, zupełnie
przypadkowo odkryły, że obie posiadają magiczne zdolności.” - A mają jedenaście
lat nie jest się dzieckiem? Skoro podkreślać, że znały się od dawna, to chyba
logiczne, że poznały się w dzieciństwie. Czyli znowu powtarzasz jedną i tą samą
informację, ale w innej formie.
„Ku
swojej wielkiej radości, odkryła, że Jamie jest w domu. [...] Teraz
jednak butelka stała na schodach koło drzwi, co znaczyło, że najlepsza
przyjaciółka Laurie jest w domu.”
„Otworzyła
jej Jamie, a koło jej nóg kręciły
się dwa koty.
— Och, cześć Laurie! - Jamie jak zwykle powitała ją wylewnie.”
Po
pierwsze, powtórzenie. Po drugie, to naprawdę jest wylewnie? Jeśli tak, to coś
dodaj. Jakiś gest, uśmiech, rozbawienie, cokolwiek co mogłoby o tej wylewności
świadczyć.
„Jamie
przez chwilę zastanawiała się.
W końcu jednak odezwała się.”
W końcu jednak odezwała się.”
Dziwna
tendencja wyrzucania „się” na koniec zdania, które przez co brzmi dziwnie. „Jamie
zastanawiała się przez chwilę”, „W końcu(lub jednak po chwili)się odezwała”.
„Chciałabym
już być w Hogwarcie - powiedziała Laurie[...] Jamie, pochłonięta wpatrywaniem
się w pień drzewa, na którym przysiadł kolorowy motyl, nawet nie usłyszała
pytania panienki Riley.”
Tutaj
nie widzę żadnego pytania. Nie podkreśliłaś tez jego obecności wcześniej.
„W
jej głosie mozna było dosłyszeć ledwie skrywaną tęsknotę” - nie wiem, czy
można tęsknić za miejscem, w którym się nigdy nie było. Poza tym, literówka. I
nie bardzo rozumiem, ale czy ta tęsknota była na tyle silna, że nie umiała jej
ukryć, czy chodziło ci o to, że była to na tyle mała tęsknota, że była ledwie
dosłyszalna?
„Jej
rodzice byli czarodziejami, podobnie jak rodzice Laurie”
„Ja
chyba chciałabym być w Gryffindorze, jak taka” – tata. Literówka.
„Jamie
wzdrygnęła się, wyobrażając sobie chwilę, kiedy wyświechtana stara
czapka opadnie na jej głowę. Bała się tej chwili”
„Jamie, która drzemała w
trawie,[...]Prawie zasnęła, tak dobrze jej się wypoczywało.”
Czy drzemka nie jest
pewnego rodzaju snem?
„Panienka
Grant wbiegła po schodach do domu; Laurie zdążyła jeszcze usłyszeć, jak
wita matkę i przeprasza ją za spóźnienie.
Panienka
Riley tymczasem ruszyła w kierunku swojego domu.
W
domu panowała dziwna cisza. Było to tak inne od zwykłego
rozgardiaszu, że Laurie przez chwilę stała na środku korytarza, zastanawiając
się, czy aby nie pomyliła domów”
„Ani mama, ani żadne z
rodzeństwa. Laurie ruszyła przez korytarz, po kolei zaglądając do każdego
pomieszczenia. Mamy nie było ani w salonie, ani w kuchni, ani w
sypialni.”
Rozdział
1, cz.1
„trafili
pod opiekę do starszej siostry ojca” – „trafili pod opiekę starszej
siostry ojca”
„Do
tej pory nie miała pojęcia, co stało się z rodzicami. Nigdy się tego nie
dowiedziała. Dorośli nigdy niczego jej nie mówili, ale być może sami nie
wiedzieli, co się dokładnie stało”
„się
tą sprawą, jednak póki co nie posunęła się znacząco do przodu w swoich
poszukiwaniach. Skrycie liczyła na to, że po ukończeniu Hogwartu uda jej się
osiągnąć coś więcej.
Z
pewnością byla to sprawa” – literówka i powtórzenie.
„Ale
Laurie już wiele lat temu przysiągła sobie w duchu, że pewnego dnia pozna
prawdę. I zamierzała konsekwentnie do tego dążyć” – przysięgła – to raz, a
skoro już to zrobiła, to nie zamierzała, tylko po prostu konsekwentnie do tego
dążyła i nadal dąży.
„Tiarę
Przydziału, która przydzieliła ją do Gryffindoru. Teraz miała
siedemnaście lat i czekał ją siódmy rok”
„Chwilę
później znajdowały się już na peronie numer 9 i 3/4, obficie zasnutym
przez dym unoszący się z lokomotywy. Krążyło po nim już wielu”
„[…]dalej.
szybko do niej podeszła.” – Albo wstawisz przecinek, albo zaczniesz zdanie z
dużej litery.
„Laurie
zgodziła się w nią” – „z nią”
„i
ponownie odnalazła do w szkole magii.” – "go", a nie do.
„którego
obie doskonale znały.
Był
on osobnikiem tak ekscentrycznym, że na jego widok dziewczyny umilkły.
Rzecz jasna znały go już dość długo, ale jego widok zawsze był” –
powtórzenia.
„Nie,
i nie chcę.” – zbędny przecinek.
Rozdział
1, cz.2
„miejscami
przedzielone pasami ciemniejszych drzew” – „miejscami przedzielone
ciemniejszymi pasmami drzew.” Wcześniej nie pisałaś nic o jaśniejszych
drzewach, więc jest to z lekka bezsensu.
„Jechała
na ostatni rok nauki. Ostatni. Było w tym coś porażająco
ostatecznego.”
Po
pierwsze, stwierdzenie „porażająco ostatecznego” - brzmi głupio. No i uznaję to
za powtórzenie.
„Pewnien
etap jej życia miał się definitywnie zakończyć. A co dalej?
Nie
wiedziała, co ma zrobić ze swoim życiem”
Powtórzenie
i literówka. O tym, że kończy się pewien etap jej życia i nie ma pojęcia, co ze
sobą zrobić, powtarzasz chyba w każdym rozdziale, ale w tym temacie ogólnie
jest cicho. Żadnych ważnych decyzji i tym podobnych.
„Zawód
ten, choć niebezpieczny, był taki fascynujący” - jaki fascynujący? Jak
fascynujący? Zbyt ogólnikowe.
„czuła
się tam szczęśliwa. Znacznie szczęśliwa niż w domu ciotki” – literówka.
„swoje
nerdy spowrotem” – z powrotem
„ponownie
zrzucając jego okulary na ziemię.[...] Simon założył okulary” - powtórzenie
„Żeby
zobaczyć testrale, trzeba było być świadkiem, jak ktoś umiera.”
Albo
trzeba było być świadkiem czyjejś śmierci, albo trzeba było zobaczyć, jak ktoś
umiera.
„chudy
i patykowaty i także wbił wzrok…” – przed drugim „i” przecinek.
Rozdział
3. Upór i jego konsekwencje
„że
najchętniej ponownie pogrążyłaby się we śnie,
jednak deszcz bębnił coraz głośniej, najwyraźniej poczytując sobie za obowiązek
wyrwanie jej ze snu.”
„deszczowa pogoda. Początek września z reguły
był ładny, aczkolwiek dzisiejszy dzień najwyraźniej pragnął przełamać ten
schemat i rozpocząć się ulewnym deszczem.”
„dlatego w jej z pozoru niewielkiej torebce na ramię
można było znaleźć praktycznie wszystko” – „dlatego w jej, z pozoru
niewielkiej, torebce na ramię można było znaleźć…”
„obok siebie zajmując miejsce dla chłopaka, kiedy
ten się wreszcie pojawi” – przeczytaj to zdanie, a zrozumiesz, że brzmi źle i
nie ma sensu.
„Do klasy wpadł młody May. Tak jak
przypuszczała Laurie, faktycznie się spóźnił.
Wpadł
do klasy”
Widzę, że jest tego sporo. Niestety. Ogólnie, momentami tworzysz dziwnie
skonstruowane zdania. W większości są one jednak krótkie i proste, przez co,
opowiadanie wydaje się być właśnie takie suche. Często brakuje ci polskich
znaków, od czasu do czasu zjesz jakąś literkę lub dodasz niepotrzebną. Błędów
ortograficznych, oprócz jednego, wyżej wymienionego, się nie doszukałam. Za
błędy stylistyczne, w tym za masę powtórzeń muszę Ci odjąć punkty. Popracuj nad tym!
7/15 pkt
5. Dodatki
O, jakaż przyjemna część! Nie będę się tutaj niepotrzebne rozwodzić,
chociaż dodam, że odnośnik do strony głównej jest niepotrzebny. O blogu,
postacie, spis treści, linki, spamownik i odnośnik do Twojego drugiego bloga.
Wydaje się, że jest wszystko. Brakuje mi jednak informacji o samej autorce.
Lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia. Są też aktualności, sonda i archiwum.
Ogólnie rzecz biorąc, od strony technicznej, dbasz o bloga i o czytelników.
Oprócz tej jednej rzeczy, o której mówiłam wcześniej, nie mam nic do
zarzucenia.
7/8 pkt
6. Liczby
Pod każdą notką widnieje spora ilość komentarzy, które nie są SPAMem, a
opiniami czytelników, z którymi dodatkowo dyskutujesz. Podoba mi się to, kiedy
autorka ma kontakt ze swoimi fanami i na bieżąco im odpowiada. Oni doceniają
Twoją pracę, a ty oceniasz to, że oni doceniają Ciebie.
5/5 pkt
7. Dodatkowe
Długo zastanawiałam się, czy dać Ci jakiś dodatkowy punkt. I uznałam, że
otrzymasz aż dwa takie punkciki. Pierwszy za kolorystykę nagłówka, który mnie
po prostu urzekł, a drugi za kreację Simona, dzięki któremu mogłam jakoś
strawić Laurie.
2/4 pkt
8. Podsumowanie
Oprawa graficzna bloga, jak i strona techniczna są Twoimi mocnymi
plusami, aczkolwiek uważam, że powinnaś popracować nad samym opowiadaniem. Masz
swoich fanów i oni doceniają twórczość, ale ja oczekiwałam czegoś głębszego,
dlatego proponuję Ci, abyś skupiła się na uczuciach i zachowaniu swoich
postaci. Byłoby dobrze, gdybyś nie opisywała ich czynności czy też emocji
jednym, krótkim zdaniem. Poza tym, zwracaj uwagę na to, jak budujesz te zdania,
bo mimo tego, że niezłożone to czasami brzmią głupią i nielogicznie. Na koniec dodam: pisz dalej, pisz. Historia ma potencjał, trzeba tylko chcieć!
1/5 pkt
Zdobyłaś
66 punktów na 92, dzięki czemu uzyskujesz ocenę dobrą! Gratuluję i życzę
wytrwałości w dalszym tworzeniu!
Ocena
długaśna, wiem, ale dużo miejsca zajęło mi wypisanie powtórzeń – nie chciałam
zrobić tego na odwal, a pomóc autorce bloga. W dziale "błędy" miałam problemy z edycją czcionki. Mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza. Czytałam ocenę trzy razy, ale jeśli wyłapiecie jakieś literówki bądź błędy interpunkcyjne, dajcie znać. Pozdrawiam wszystkie oceniające i
Xxx, i zapraszam do dyskusji.
Dzięki za ocenę. Wiem, że opowiadanie jest słabe i nie potrafię wyzbyć się irytującej tendencji to powtórzeń. Z tym zawsze mam największy problem przy pisaniu.
OdpowiedzUsuńLaurie wyszła mi trochę za bardzo sztywna, ale teraz już za późno na jakieś zmiany :(. Za to Simon wprowadza nieco życia, uwielbiam o nim pisać, to taki zwariowany czubek. Nie wiem, czy w prawdziwym życiu można jeść tyle czekolady, co on, no ale to tylko zmyślone opowiadanie, poza tym, Simon jest dziwny.
Simon jest kochanym dziwakiem. Nie waż się go zmieniać! ;)
UsuńI nie zmienię, za bardzo go lubię ^^. To moja zdecydowanie ulubiona postać w moich opowiadaniach ;)).
UsuńKurczę, jak dobrze, że macie krótki okres czekania do powtórnej oceny, bo przeczytawszy tę ocenę, mam potworną ochotę zgłosić się także i do Hakuny. Poczekam wpierw, co powie Kornelia, a potem (jeśli Twój staż zakończy się etatem, w co nie wątpię) zastukam do Ciebie, Hakuno. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
Ojejku! Jest mi niezmiernie miło. I zapraszam, oczywiście. Czekam na zgłoszenia z otwartymi ramionami ;)
UsuńCóż, to jak tylko Kornelia mnie oceni, spodziewaj się mnie mniej więcej miesiąc później. ;)
UsuńRzeczywiście, świetna ocena. Ja mam swoją gotową, tylko jest jeden problem... I tu mam do Ciebie prośbę, Hakuno. Na ten temat rozmawiałam już z Nassarozą. Chodzi o to, że na blogu http://ginny-weasley-dorosla.blog.onet.pl, w statystyce pisze, iż ma tam 60 komentarzy, podczas gdy mi i Nassarozie wyświetlają się tylko cztery. Mogłabyś na to spojrzeć? Nie chcę dziewczyny niesprawiedliwie ocenić.
OdpowiedzUsuńZ góry dziękuję i pozdrawiam
Bo, z tego co zdążyłam się zorientować, dziewczyna nabiła sobie komentarzy przy starych notkach, bo wiedziałam, że ma ich więcej, a nagle rozdzialików jest niezbyt sporo, więc na blogu są cztery komentarze, ale kiedyś było ich 60. Po prostu, statystyka na Onecie, mimo usunięcia postów, nie resetuje się, z tego co wiem.
UsuńMam nadzieję, że pomogłam ;)
Oceniałam tego bloga i wtedy jeszcze było więcej notek - już po mojej ocenie autorka najprawdopodobniej zapisała stare notki jako szkice i dodała nowe. Gdyby usunęła, zniknęłyby też komentarze.
UsuńDziękuję^^ A takim razie, chyba powinnam uwzględnić tylko te cztery? Chociaż, naprawdę cieniutko. Dwa to SPAM-y, a dwa to informacje o wpisaniu bloga do mojej kolejki.
UsuńJak ja ją oceniałam to były same spamy, nie znalazłam ani jednego porządnego komentarza. Zresztą opowiadanie też było wyjątkowo niskich lotów, a jego ocenę można znaleźć na ocenowej-bibliotece. Autorka jak widać wszystko poprzerabiała, zanim zgłosiła się do kolejnej oceny.
UsuńŚwietna ocena Hakuno. Mam nadzieję, że z czasem też będę tak dobrze pisać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Hakuno, genialna ocena! :)
OdpowiedzUsuńGdzieś widziałam literówkę, ale teraz już nie wiem, gdzie ją widziałam... ;)
Jednak jedna na tak długi tekst, to bardzo mało.
Midori, oceń tylko te komentarze, które widać. Same liczby nic nie znaczą... :)
Hakuno, podoba mi się ta ocena ;> Masz przyjemny styl pisania, nie pozostawiasz żadnych niedomówień, właściwie wypowiadasz się doszczętnie na każdy temat. Myślę, że bez problemu przejdziesz ten staż ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję! Z natury mówię dużo i wychodzi to właśnie w ocenach. Mam nadzieję, że są one pomocne ;)
Usuń